„Ty to masz szczęście, bo niczym się nie przejmujesz”, powiedziała moja koleżanka. „Ja tak nie potrafię i muszę się męczyć.”, dodała.
A ja? No cóż. Zdziwiłam się, nawet bardzo, bo sama bym na to nie wpadła, że taka ze mnie szczęściara. Jak sobie pomyślę o moich codziennych zmaganiach, żeby odpędzić czarne myśli, o staraniach w wynajdywaniu haczyków, na których mogłabym powiesić moje marne samopoczucie, żeby nie sięgnęło dna, to naprawdę trudno mi uwierzyć, że mam lżej niż inni.
No, ale z drugiej strony, ja nie muszę się męczyć a koleżanka musi. Musi się męczyć, bo życie ją zawiodło i nie dało tego, czego oczekiwała. Teraz ma pięćdziesiąty krzyżyk na karku i co dziennie odprawia swoją osobistą drogę krzyżową. Małżeństwo ma byle jakie, bo mąż trudny w obsłudze. Macierzyństwo smutne, bo dzieci się oddaliły i unikają jej jak diabeł święconej wody. Zawodowo też mizernie i pensja nieduża. Z której strony by nie patrzeć, to nie ma się czym cieszyć, więc koleżanka się nie cieszy.
Zgadzam się z nią, że nie ma powodów do hura optymizmu. Też mam pięćdziesiąt lat i życie mnie nie rozpieszcza. Jednak nie mam zamiaru oddawać walkowerem swojego zadowolenia z życia, dlatego nie godzę się na bierność i trwanie w sytuacjach, które mnie przytłaczają. Jak mantrę powtarzam sobie, zasłyszane gdzieś słowa: Pamiętaj, tylko kura jest wstanie wysiedzieć sukces! Uważam też, że poza ekstremalnymi życiowymi przypadkami, zazwyczaj mamy to, na co się godzimy. Jeżeli ktoś tkwi w niekorzystnej dla siebie sytuacji, to albo nie jest mu z tym naprawdę źle, albo nie chce mu się wysilić, żeby pójść do przodu.
Wiem, że cudze bóle i rozczarowania zawsze mniejsze od naszych i łatwiejsze do naprawy, ale czasami warto spojrzeć na swoje problemy oczami innych. Przyjrzeć się sobie z dalszej perspektywy, wyciągnąć wnioski. I zamiast mnożyć argumenty na poparcie tezy, że w naszym życiu nic nie da się zmienić, pomyśleć, co jednak zmienić można. Bo niezadowolenie powinno być sygnałem do zmiany a nie tylko powodem do skarg. Oczywiście nie wszystko da się zmienić, ale trzeba próbować wszystkiego, co tylko możliwe, żeby żyć szczęśliwiej. I jeszcze jedno, kiedy pytamy innych o radę, to nie należy mówić od razu: „ Tak, ale......”
Nie jestem mądrzejsza ani lepsza od mojej koleżanki, ale chyba rzeczywiście mam większe szczęście niż ona, bo ja bardzo nie lubię się męczyć. Z tego powodu szukam ciągle sposobu na swój kulawy los i mierzę się z nim jak równy z równym. Dosładzam sobie życie, wynajdując wszystko, czym mogę się cieszyć i uczę się od mądrzejszych ode mnie. A kiedy proszę o radę, to przynajmniej się staram z niej skorzystać.
Jednym z moich ulubionych nauczycieli jest ks. J. Twardowski autor pięknego, optymistycznego wiersza p.t. „Kiedy mówisz”.
* * *
Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz