Mgła smoleńska, blogersi czy bloggersi, poppolityka, marketing narracyjny Mistewicza, postpolityka, upadek instytucji demokratycznych, koniec gazet, wszechwieczne rządy Donalda Tuska, koniec rządów "Gazety Wyborczej" - to nic innego jak tematy, o których się dziś mówi. Tak przynajmniej wynika z "Anatomii władzy".

Data dodania: 2011-01-12

Wyświetleń: 2391

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

"Anatomia władzy" to wywiad-rzeka Michała Karnowskiego z najbardziej znanym polskim specem od marketingu politycznego Erykiem Mistewiczem. Eryk Mistewicz w rozmowie z Michałem Karnowskim pokazuje nam techniki utrzymywania zainteresowania opinii publicznej, manipulacji tłumami, wygrywania wyborów, przeprowadzania błyskotliwie napisanych strategii narracyjnych używanych w świecie czy to biznesu czy w polityce.

"Anatomia władzy" to siedem rozmów z Erykiem Mistewiczem który mówi m.in. o postpolityce. To ważne, bo jako pierwszy spróbował zdefiniować ten termin. Czymże więc jest postpolityka?

Po pierwsze, mówi Eryk Mistewicz, w postpolityce nie ma już wielkich organizmów, instytucji. To nie w nich zapadają decyzje. To nie w parlamencie toczy się najważniejsza dyskusja o przyszłości. Władza krajowa często przełożona jest na organizmy multinarodowe. Miejsce wielkich organizmów zajmują rozproszone działania. Dyskusja parlamentarna albo zanika, albo znajduje swe ujście zupełnie gdzie indziej.

 Po drugie, mówi Mistewicz, w postpolityce nie ma już wielkich manewrów, wielkich planów, wielkich działań. Portu w Gdyni. Centralnego Okręgu Przemysłowego. Biotechnologicznej Krzemowej Doliny. W to miejsce wchodzą działania na symulatorach gier video i opowiadanie o świecie, który wspólnie możemy zbudować, jeśli tylko chcemy.

 Po trzecie, przekonuje Eryk Mistewicz, w postpolityce nie ma sporów adwersarzy, o ile nie służą rozbudzeniu emocji. Emocje zaś podgrzane sporem – opowieściom powtarzanym z ust do ust, choćby o polityku który wyszedł przed końcem programu ze studia telewizyjnego, albo rzucił mocnym słowem w oponenta. Nowa władza, w „postpolityce”, nie skupia się na rozwiązywaniu problemów, podejmowaniu decyzji, wchodzenie w zwarcie z oponentami, ale tworzenie opowieści, historii, swoistego, roztaczanego przed szeroką publiką, wirtualnego teatru. Teatru tworzonego dzięki agendzie dnia, perfekcyjnemu zarządzaniu emocjami.

Eryk Mistewicz mówi, że postpolityka na dobre sprzęga politykę z technikami komunikacyjnymi. W postpolityce nie tylko nie ma pośredników-translatorów tłumaczących „co polityk miał na myśli i jak to wpłynie na wasze życie”. Nie ma już autorytetów i elit w dotychczasowym rozumieniu tego słowa. Komunikacja polityczna, skuteczna komunikacja polityczna, omija „pośredników informacji”, a chcąc dotrzeć do jak najszerszych grup operuje obrazami, które zapadają w pamięć, rozbudzają namiętności i emocje. Polityczny przekaz przestał być przekazem eksperckim, z użyciem tabel wzrostu gospodarczego, referatów i kontrreferatów. Przestał być przekazem nijakim, bezbarwnym, skierowanym tylko do specjalistów lub osób, które fascynują się polityką, rozumieją politykę, a ich ulubioną formą spędzania wolnego czasu są kilkugodzinne debaty publiczne. Politycy muszą dotrzeć do szerokiej publiki trochę tak, jak ksiądz dociera do rozbrykanej gawiedzi podczas szkolnej katechezy. To zresztą spostrzeżenie jednego z najbardziej oczytanego polskiego polityka, z którym długo na temat postpolityki dyskutowaliśmy. Gawiedzi fascynującej się „Tańcem z gwiazdami”, „High Musical School” i zakazanymi przez księdza gazetkami Świadków Jehowy.

Postpolityka - przekonuje Eryk Mistewicz - tworzy nową scenę demokracji, nową architekturę. Za ważny target wzięła młodych ludzi wychowanych na grach video, ambitnych i aktywnych supporterów klubów sportowych, lubianych przez rówieśników trendsetterów modnych lokali. W podobny sposób chcą zyskać ich sympatię jak Bernard Le Guen, trener Paris Saint Germain, wciąż przegrywającej drużyny. Drużyny budzącej emocje. Albo „show bizzz” inkrustujący filmy produkt placementem. Partie polityczne szukając poparcia dla swych liderów i programów - wreszcie padło to słowo stanowiące kwintesencję XIX wiecznej polityki! - zaczynają działać niczym fan kluby. Polityka staje się w postpolityce fascynującym spektaklem, sporem osób, scenami, następstwem działań, niespodzianką.

Czy Mistewicz ma rację? Czy postpolityka zamieni to, co tak dobrze znamy, albo powiem ostrzej: czy postpolityka zabije politykę?

Licencja: Creative Commons
0 Ocena