Współczesne technologie z gatunku marketing i technik public relations zdominowały sferę medialną. Wydaje się, obserwując codzienne wiadomości telewizyjne, że to nie dziennikarze przygotowują dziś serwisy informacyjne. Nie tam tworzy się informacja. Jeśli nie tam, to gdzie?

Data dodania: 2011-01-10

Wyświetleń: 1714

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Odpowiedź leży w branży public relations. W fakcie, że dziś każdy musi mieć swojego spin doktora, czy też doradcę wizerunku i Personal Brandingu. Tak mówi przynajmniej o tym najlepszy wydaje się dziś na naszym rodzimym spec, Eryk Mistewicz w "Anatomii władzy", ksiązki napisanej wraz z Michałem Karnowskim, którą ze wszech miar wszystkim polecam.

Posłuchajmy więc Mistewicza: Najpierw - przekonuje -  pojawia się świadomość, że adwokatów prowadzących praktykę we Wrocławiu czy Katowicach jest dwustu, trzystu może i więcej, a liczyć się mogą na rynku co najwyżej jedna, może dwie kancelarie. To oni zostaną mistrzami lokalnej palestry, to do nich będą uderzali klienci, to oni tych klientów będą wybierać skupiając się tylko na najciekawszych sprawach i dużych budżetach. Pozostali zajmować się będą sprawami z przydziału, koszmarnie nudnymi, frustrującymi. Mogą - oczywiście - zdać się na łut szczęścia i liczyć, że ktoś ich wytężoną pracę zauważy. Droga na dziesięciolecia, bez gwarancji zwycięstwa. Lub postawić na profesjonalną kampanię zleconą specjalistom od PR, z przekazem, że mamy do czynienia z najlepszą kancelarią w regionie.

 Albo architekci. Dlaczego jedne projekty architektoniczne już od początku są traktowane z namaszczeniem, nazwę jednej pracowni wymawia się z szacunkiem i pietyzmem, jest ona wręcz PROSZONA o przystąpienie, w swej łaskawości, do konkursu? Jeszcze lepszy przykład – bo także wymierny, wyliczalny co do złotówki - to menedżerowie. Co sprawia, że pozyskanie przez spółkę giełdową menedżera, który zainwestował w budowanie swojego wizerunku, w swoje historie, natychmiast lewaruje jej akcje? Co sprawia, że informacja „ X. będzie prezesem firmy, której akcje ma nasz fundusz”, lewarują i to czasami o dobre kilkanaście czy kilkadziesiąt procent cenę akcji danego funduszu? No i dlaczego jeden aktor może zażyczyć sobie od dyrektora teatru wielkiej gaży, a dyrektor na to przystaje, bo wie, że nazwisko aktora przyciągnie tłumy, a inny aktor w tym czasie będzie ledwo wiązał  koniec z końcem?

 Wydawałoby się, że przynajmniej w sporcie tylko wynik, tylko wynik jest ważny. Znów nie tak. To nie wynik decyduje o tym, czy sportowiec jest na reklamach i może ubiegać się o ważne transfery, wielkie dochody, i fascynację świata. Ma to wszystko często tylko dlatego, że wcześniej niż konkurenci zrozumiał, że poza ćwiczeniami na siłowni, treningami, powinien mieć nie tylko menedżera, nie tylko prawnika, ale też profesjonalną obsługę wizerunkową, z użyciem naprawdę bardziej wysublimowanych środków, niż perwersyjna sesja zdjęciowa dla tabloidów.  Powinien mieć własnego story-spinnersa produkującego historie, którymi będzie żył lud. Lud z nabożną czcią będzie powtarzał jego nazwisko, poważne miesięczniki i agencje reklamowe będą zabiegały o jego udział w sesjach. A konkurencja zaciskać będzie zęby.

Eryk Mistewicz mówi o prawnikach, architektach, menedżerach, sportowcach, po to, aby pokazać – na innych rynkach, w innych krajach - swoistą powszechność usług PR-owców wyspecjalizowanych w budowaniu wizerunku osób publicznych, w Personal Brandingu. Pamiętajmy, że także w Polsce każdego roku szkoły marketingu i PR kończy więcej osób, niż jest nie tylko polityków, ale też niż jest firm w kraju. Tak jak kiedyś kształciliśmy włókniarki i górników, tak teraz wykształciliśmy masę PR-owców i marketingowców.

Przekonujące? Jak dla mnie, aż za bardzo. Niestety, "Anatomia władzy" Eryka Mistewicza i Michała Karnowskiego należy do tych lektur, które spać nie dają.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena