Hipnoza sceniczna nie jest terapią i także nie powinna być traktowana jako takowa. To po prostu rozrywka, wykorzystanie właściwości transu dla zabawiania ludzi, dla zaspokajania ich ciekawości i demonstrowania potęgi sugestii. Oczywiście podobnie jak w przypadku terapii nie można zahipnotyzować kogoś, kto tego nie chcę, dlatego też prosi się o ochotników, a dodatkowo sprawdza się ich podatność za pomocą specjalnych testów. Zazwyczaj wybiera się ludzi średnio-podatnych na hipnozę. Ludzie za mało podatni nie dostarczą odpowiedniego poziomu rozrywki, a zbyt podatni mogą okazać się nie przewidywalni.
Jednak hipnoza sceniczna dostarcza rozrywki głównie hipnotyzerowi i widzom, dla osoby zahipnotyzowanej to wcale nie musi być takie przyjemne. Najczęstszym błędem popełnianym przez hipnotyzerów-amatorów jest zapominanie o cofnięciu sugestii lub nałożenie na niej ramy czasowej. W praktyce oznacza to, że jeśli ktoś Cię wprowadzi w trans, poda sugestię, że za każdym razem jak ktoś kichnie będziesz mimo wolnie przeklinał, zapomni zdjąć tą sugestię to raczej przebywanie w towarzystwie alergika może nieć nieprzyjemne skutki. Zwłaszcza, jeśli tym alergikiem będzie Twój szef.
Gordon Milne – psycholog kliniczny stosujący hipnozę opisał przypadek 55-letniej kobiety, która zgłosiła się do niego, aby rzucić palenie. Kobieta cierpiała na chorobę Bürgera z niedrożnością tętnic kończyn dolnych. Nikotyna pogarszała jej stan do tego stopnia, że groził jej zgorzel. Powiedziała, że przed laty dość łatwo ją zahipnotyzowano i na krótko rzuciła palenie. U dr Milne rzucała się na krześle i w końcu rzuciła „Nic z tego!”. Następnie powiedziała: „Wiem co to jest”. Kilka lat po pierwszym transie hipnotycznym była na przyjęciu, na którym zgodziła się by młody mężczyzna ją zahipnotyzował. W gronie przyjaciół hipnotyzer poinstruował ją by cofnęła się do czasu swojej pierwszej przygody miłosnej – najbardziej gorzkiego doświadczenia, z którego praktycznie nigdy się nie otrząsnęła. Kobieta powiedziała, że jeśli jedynym sposobem na pomoc jej jest hipnoza to ona woli dalej palić papierosy.
Ten dramatyczny przypadek obrazuje jak niedoświadczony hipnotyzer może zaszkodzić drugiej osobie, może nawet całkiem nieświadomie. Osobiście bardzo lubię hipnozę sceniczną, sam od czasu do czasu prowadzę występy jednak bardzo ważne jest pamiętanie o głównej zasadzie lekarzy i psychologów: przede wszystkim nie szkodzić. Jednak nie każdy jest zwolennikiem takich praktyk. Izraelski psychiatra Moris Kleinhauz podsumował sprzeciw przeciwko posługiwaniu się hipnozą dla rozrywki:
„Jest to sytuacja, w której hipnoza służy przede wszystkim zaspokojeniu potrzeb hipnotyzera, któremu brak jest zawodowego szkolenia. W pewnych okolicznościach… najprawdopodobniej nie jest w stanie odebrać lub rozpoznać sygnałów alarmowych lub emocjonalnie znaczących oznak ze strony podmiotu. Nawet jeśli je wyczuwa, ma skłonność do ich odrzucania, mylnej interpretacji lub ignorowania, gdyż brak mu umiejętności zrozumienia lub radzenia sobie z nimi.”
Jednakże nie każda osoba biorąca udział w show hipnotycznym jest naprawdę zahipnotyzowana. Kilka lat temu było prowadzone badanie przez dwóch naukowców, którzy doszli do wniosku, że w hipnozie scenicznej nie zawsze pierwsze skrzypce trans hipnotyczny. Psychologowie udowodnili, że gdy grupa ludzi o konkretnych oczekiwaniach zbierze się w jednym miejscu mają tendencję do zachowywania się w taki sposób w jaki jest wg ich oczekiwań najodpowiedniejszy. Podobna zasada działa w efekcie Placebo. Korzystając z tej zasady: jeśli na scenę zgłosi się osoba, która jest przekonana o mocy hipnozy, a na dodatek sama ma ochotę wyjść i dostarczyć innym rozrywki to będzie się zachowywać zupełnie tak jakby była zahipnotyzowana, choć wcale nie będzie. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim osobom, które wyświadczyły mi takie przysługi w czasie moich występów. Doświadczony hipnotyzer będzie potrafił rozpoznać taką osobę, jednak wymaga to wprawy i zdolności obserwacji.