Rangę sprawie nadaje poruszanie tej kwestii w mediach, filmach i prasie już od kilkudziesięciu lat. Nie bez znaczenia są również filmy i zdjęcia niezidentyfikowanych obiektów wykonane podczas misji NASA oraz sprawozdania żołnierzy, którzy „na żywo” widzieli dziwne obiekty latające. Nie licząc jednej, jedynej chyba pozycji, która przedstawia kosmitów jako pokojowo nastawionych - filmu E.T. - w pozostałych filmach, serialach, książkach obcy są stroną atakującą, pragnącą podbić naszą planetę. Przerażające potwory przylatujące srebrnymi talerzami, które mają tylko jeden cel - bić, zabić. Łatwo jest zagrać na ludzkich lękach, pierwotnych instynktach, strachu przed niewiadomym i niewidzianym. Obraz kosmity, który bardzo silnie utrwalił się w naszej świadomości, to obraz zielonego, małego stworka chcącego porwać nas samych, naszą rodzinę i przeprowadzić bolesne eksperymenty na żywym organizmie porzucając nas w końcu gdzieś w środku lasu. Wydaje mi się, że jedynym skutecznym sposobem, dającym szansę na zmianę nastawienia ludzi do obcych, byłoby odwiedzenie przez nich naszej planety. Mogliby wylądować na dachu naszego sejmu, następnie przyjąłby ich prezydent. Dalej – kolacja z szefami wszystkich klubów, wspólne zdjęcia i autografy, zaproszenie do „Rozmów w toku” i „Sprawy dla reportera”, odwiedziny speców od PR dbających o wizerunek posłów – bezcenne. Tylko co poradzić jeśli obcy poczułby się obco na obcej planecie? Kto wypuściłby z kurnika kurę znoszącą złote jaja?
Czy naprawdę jesteśmy sami we Wszechświecie? To pytanie, które nurtuje ludzkość od wieków. W 1950 roku fizyk Enrico Fermi zadał pytanie, które zmieniło sposób myślenia o kosmosie: skoro Wszechświat jest tak ogromny, a życie powinno być powszechne, to gdzie są wszyscy? Ten pozornie prosty dylemat przeszedł do historii jako Paradoks Fermiego – jedna z największych zagadek współczesnej nauki.