Media prześcigają się w reklamowaniu świątecznych promocji, świątecznych pożyczek, świątecznych czekoladek i nieodzownej Coca-Coli w reklamach ze Świętym Mikołajem. Nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą, ale to właśnie Coca-Cola wypromowała współczesny wizerunek tej postaci - siwego, brodatego staruszka w czerwonym płaszczu i czerwonej czapce z białym pomponem. W 1930 roku artysta Fred Mizen wykonał na zlecenie tej korporacji zestaw rysunków, wykorzystanych później w reklamach. Pomysł spodobał się i od tamtej pory Święty Mikołaj co roku promuje Coca-Colę, pijąc ją prosto z butelki pomimo panującego wokół mrozu. Cel marketingowy został osiągnięty, gdyż w obecnych czasach słysząc "Boże Narodzenie" przychodzą nam na myśl prezenty, choinka, kolejki w sklepach, "Kevin sam w domu" w telewizji i Coca-Cola.
Skomercjalizowany model Świąt doskonale wpisuje się w obyczaje współczesnego społeczeństwa. Niedziela z chrześcijańskiego święta stała się dniem zakupów, kiedy to wierni odwiedzają masowo świątynię handlu, czyli hipermarket albo centrum handlowe. Jednak w przeciwieństwie do dawnych religii, wierni nie przynoszą do świątyni darów w postaci żywności, aby złożyć je w ofierze, tylko wynoszą je ze świątyni do swoich domów. Ofiarą składaną w świątyni handlu są pieniądze.
To właśnie pieniądz stał się świętym symbolem, przynoszącym szczęście posiadaczowi, niczym relikwie i święte medaliki w czasach średniowiecza. To on pozwala zrealizować marzenia przeciętnego współczesnego człowieka, takie jak wygodne mieszkanie, nowy samochód i wielki plazmowy telewizor w salonie. Zwyczajny człowiek koncentruje się więc na tym, jak zarobić pieniądze, aby zrealizować wszystkie zachcianki, podsuwane nam głównie przez media. W nowoczesnej świeckiej religii - konsumpcjonizmie w miejsce krzyża można wstawić symbol dolara, a niedzielny shopping w centrum handlowym zamiast wizyty w kościele (kto nie zgadza się ze mną, niech sam popatrzy - ile osób w Zachodniej Europie chodzi jeszcze regularnie do kościoła? Nawet w słynącej z religijności Polsce mamy coraz większy odsetek "wierzących-niepraktykujących"). Oprócz tego można dodać jeszcze telewizję albo inne media w miejsce kapłanów, bo to przecież media w dzisiejszych czasach dyktują masom, w co mają wierzyć, co mają jeść i o czym mogą marzyć.