Polska ruszyła sprzed telewizora. Wygodną kanapę zamieniamy na buty biegowe i ruszamy na leśne ścieżki. Ty też możesz zostać maratończykiem. Wystarczy trochę ciężkiej pracy.

Data dodania: 2010-02-21

Wyświetleń: 2104

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

Gdy wygodna kanapa zaczyna Cię uwierać w pośladki i zdałeś sobie sprawę, że oglądanie w telewizji Macieja Kurzajewskiego to wcale nie taka wielka przyjemność, zamarzył Ci się występ w dużej sportowej imprezie. Pomyślałeś: - ciekawe, ile mógłbym zarobić biegając maratony? Po chwili dotarło do Ciebie, że nigdy nie przebiegłeś dalej niż 400 metrów na lekcji wychowania fizycznego. A było to przecież tysiąc lat temu. Nie oszukuj się, nie zarobisz nic.

No dobra- pomyślałeś- mistrzem nie będę, ale może w końcu znajomi przestaną mnie przezywać kluską. Tutaj zapadła jedna z najważniejszych decyzji Twojego życia: PRZEBIEGNIESZ MARATON. 42 kilometry 195 metrów.

Potem podniosłeś się sprzed telewizora i usiadłeś przy biurku z komputerem. No, nareszcie jakiś wysiłek fizyczny. Poszukałeś w internecie i okazało się, że bieganie to jakieś plany treningowe, pulsometry, pronujące stopy i strefy beztlenowe. Pomyślałeś, że czytać tych bzdur nie będziesz i pójdziesz na pierwszy trening. Wkładasz zatem stare trampki, kreszowy dres i kominiarkę (wstyd Ci przed sąsiadami, że zaczynasz biegać) i biegniesz przez osiedle. Po 200 metrach odkrywasz co to strefa beztlenowa o której czytałeś przed chwilą i na nogach jak z waty wracasz przed telewizor.

Mija tydzień, zakwasy zniknęły, możesz normalnie oddychać. Do tego czasu zrozumiałeś, że pulsometr, dobre buty biegowe i odpowiedni plan treningowy to twój biegowy niezbędnik. Zdecydowałeś, że maraton pobiegniesz za rok.

Możesz pobiec maraton na kilka sposobów:

1. Metoda Jeffa Gallowaya. Metoda dla mięczaków, jak mówią niektórzy. Galloway radzi, by marszobiegać maratony. Przecież przeplatając swój maratoński bieg odcinkami marszu też dobiegniesz do mety. Dobiegniesz? No właśnie nie. Ty domarszobiegniesz. I co powiesz kolegom? - Stary, co ty wiesz o sporcie, ja niedawno przemarszobiegłem maraton? Galloway w swojej książce przekonuje, że jego metoda umożliwia poprawienie życiówki na 42 kilometry o kilkanaście minut. Jeff, jako ściemę dla prawdziwych biegaczy, radzi stosować bieg z pustą butelką i w czasie marszowych przerw udawać, że się pije lub też na złośliwe uśmieszki odpowiadać głośno "Ten sposób biegu zalecił mi Jeff Galloway". Słodko.

2. Metoda twardzieli, czyli praca, praca, praca. Jeśli jesteś grubasem lub grubaską musisz poświęcić czas na przygotowania maratońskie. To nie bieg po bułki. Ludzie umierają biegnąc maraton. Poważnie. Weź się zatem za podstawowy plan treningowy. Gdy już uda Ci się przebiec pół godziny bez przystawania- weź się za kolejny plan, ten nieco trudniejszy.

Dobrze, spędziłeś rok czasu na przygotowaniach do swojego dnia chwały- stoisz na starcie jednego z setek maratonów rozgrywanych w Europie. Jako pierwszy wybrałeś jeden z najlepszych polskich maratonów- w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Tutaj frekwencja jest tak duża, że na leżących na poboczu nikt nie zwraca uwagi- nie będzie wstydu. Jest z tobą rodzina, bo podobno to podnosi morale a po maratonie jest z kim wypić piwo.

Linia startu podzielona jest na strefy czasowe. Ty stoisz gdzieś w okolicy 4 godzin, jesteś realistą. Wczoraj zjadłeś tonę makaronu, więc czujesz, że rozpiera Cię energia. A może to tłumy gapiów i tysiące biegaczy w ultranowoczesnych strojach? W każdym razie jest dobrze. Wbijasz sobie do głowy, że nie możesz wystartować za szybko. Od początku pobiegniesz zaplanowanym tempem, by na końcu ewentualnie przyspieszyć (tu wkradło się trochę optymizmu).

START! Tłum ruszył, ty denerwujesz się, bo ciągle stoisz w miejscu. Powoli. Twój czas jest liczony według czujnika, który masz na bucie. System zliczy Ci dokładnie czas, który spędziłeś na trasie.

Biegniesz i czujesz się całkiem dobrze. Pilnujesz swojego zegarka i porównujesz wskazania do tablic z kilometrażem ustawionych na trasie. Korzystasz z wszystkich wodopojów, by nie spotkać się z tzw. ścianą na ostatnich kilometrach. W kieszeni masz też żel energetyczny, którego dawkę spożywasz co 20 minut, nie za dużo.

Na 25 kilometrze słyszysz od kibiców, że zwycięzca jest już na mecie. Przyspieszasz, bo przecież miałeś być gdzieś w pierwszej połowie stawki. Na szczęście żona na coś się w końcu przydaje i gdy przebiegasz koło niej na 28 kilometrze, ona mówi, że trochę za szybko biegniesz. Zwalniasz do swojego ustalonego tempa, bo czujesz się całkiem dobrze.

Na 35 kilometrze rozglądasz się za ścianą o której mówili w każdym filmie dokumentalnym o maratonach. Ściany jednak ni widu, ni słychu. Obtarły Cię trochę sutki i czujesz się jak wywrócony na lewą stronę, ale biegniesz do mety. Ciągle pamiętasz o piciu i jedzeniu.

Na 40 kilometrze finiszujesz. Wiesz, że czas masz dobry. Będziesz w pierwszej połowie stawki- przecież minąłeś tylu wolniejszych od siebie. Wbiegasz na metę i płaczesz, jakby ktoś zabrał Ci Twój nowy pulsometr. Przebiegłeś maraton. Przebiegłeś. Pomyśl teraz o tych, którzy wpadają na metę za Tobą, korzystając z planu Jeffa Gallowaya. To marszatończycy. Ty jesteś maratończykiem i właśnie otworzyłeś nowy rozdział swojego życia. Od teraz o niczym innym nie będziesz śnił, jak o poprawie czasu 3.56,30, który ustanowiłeś dzisiaj.

Teraz wiesz, że plany treningowe, pulsometry, pronacja i strefy tlenowe czy beztlenowe to część Twojego życia. Dołączyłeś do elitarnego grona i możesz pochwalić się kolegom. Nie martw się tym, że mówią, że przebiegnięcie maratonu to pestka i oni też by przebiegli (gdyby im się chciało, ale się nie chce). Za 3 dni, zamiast iść z nimi na piwo, idź pobiegaj. Może na ścieżce biegowej spotkasz nowych kolegów?

Licencja: Creative Commons
3 Ocena