Już niedługo strony internetowe korzystające z przedruków artykułów mogą zniknąć z wyników wyszukiwania Google. Właściciele takich witryn, mogą zostać oskarżeni o spam. Oto krótka, ale prawdziwa historia, która stawia pod znakiem zapytania rację bytu stron, korzystających z artykułów serwisu artelis.

Data dodania: 2007-07-09

Wyświetleń: 8215

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 4

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

4 Ocena

Licencja: Creative Commons

Do tej pory pozycjonowanie kojarzyło się z promowaniem strony w taki sposób, by zajęła wysokie miejsce w wynikach wyszukiwania. Znany pozycjoner, Paweł K. zmienił ten porządek. Zamiast promować strony, postanowił pokazać autorowi artykułów, przedrukowywanych w różnych serwisach, "jak polecą mu te piękne pozycje". Kłopot w tym, że gdyby tę praktykę rozpowszechnić, zagrożony byłby fundament funkcjonowania Internetu - wolność wymiany informacji.

Nie jestem pozycjonerem. Piszę ciekawe artykuły, które każdy może umieścić w swoim serwisie internetowym. Pewnego dnia postanowiłem wykorzystać zaskakujący efekt przedruku moich tekstów. Okazało się bowiem, że pisane przeze mnie artykuły zyskiwały bardzo wysokie pozycje w wynikach wyszukiwania Google. Efekt był taki, że dzięki linkowi do mojego bloga, umieszczonemu w stopce, zyskiwał on coraz więcej odwiedzin.

Po testach, polegających na promocji mojej witryny za pomocą artykułów, postanowiłem upowszechnić efekty swoich eksperymentów. Stworzyłem krótką ofertę, w której zademonstrowałem działanie tego nietypowego pozycjonowania i zaoferowałem swoje usługi w pisaniu tego typu artykułów. Ponieważ udzielam się nieco na jednym z internetowych forów, postanowiłem zapytać o ocenę swojej oferty innych członków tej społeczności.

Jednym z aktywnych forumowiczów, jest Paweł K., profesjonalny pozycjoner, który od pewnego czasu promował w Internecie swoją książkę. Bardzo ambicjonalnie podszedł do moich dokonań w pozycjonowaniu za pomocą tekstów i oburzony zaalarmował pracowników Google, że moje artykuły naruszają regulamin i zaśmiecają wyniki wyszukiwania. Po zgłoszeniu tym, radośnie poinformował mnie, pisząc na forum: "(...) już Cię zgłosiłem do SPAM Raport i pogadamy na ten temat za kilka dni jak polecisz na wszystko (...)"

Nie wiadomo jakie strony z artykułami zostały zgłoszone jako spam. Nie jest też jeszcze znana reakcja pracowników Google na ten donos. Być może już wkrótce, strony z przedrukami znikną z tej wyszukiwarki.

Na czym polega zagrożenie dla Internetu, spowodowane przez tego typu działania? Gdyby zgodnie z oczekiwaniami Pawła K. zabronić przedruku artykułów, tekstów i newsów, gdyby zahamować swobodny przepływ treści, to Internet stałby się martwy. Dzisiejsza idea web 2.0, to przecież nieograniczona wymiana informacji pomiędzy użytkownikami. Nie można oskarżać o SPAM kogoś, kto za zgodą autora publikuje w swoim serwisie jego artykuły. Owszem, treść jest powielana, tylko że w ten właśnie sposób może ona dotrzeć do większej liczby użytkowników tak rozległej sieci, jaką jest Internet. Chodzi o naszą wolność czytania i publikowania tego co chcemy, tam gdzie chcemy i kiedy tylko chcemy.

Kontrowersyjna oferta (wraz z opisem eksperymentu) dostępna jest pod tym adresem

Wspomniana w artykule dyskusja odbyła się na tym forum
Licencja: Creative Commons
4 Ocena