Jakoś po powrocie z urlopu nie mogłem się zabrać do pisania. Z jednej strony wychodziłem powoli z szoku pourlopowego z drugiej nawał prac spowodowany nieobecnością zaabsorbował moją uwagę przez ostatni miesiąc.
Zaskakujące jest to, że będąc na wakacyjnym wyraju w Borach Tucholskich mój „twórczy umysł” (Ben Sweetland „Bogać się kiedy śpisz”) faktycznie wciąż pracował.
Codziennie o 5 rano siadałem na pomoście nad pięknym, czystym jeziorem i wsłuchując się w odgłosy przyrody, wpatrując się w spławiki snułem rozważania.
Tak się ciekawie złożyło, że przed wyjazdem na urlop przeczytałem, na jednym z portali, tekst o wiele mówiącym tytule „Odłączyć się od systemu”, a w pierwszym dniu wypoczynku dosłownie „połknąłem” rewelacyjną książkę „Nie zjadaj cukierka ...od razu”.
Choć mogło by się wydawać, że książka, artykuł i to co aktualnie robiłem na pomoście to tematy z całkowicie innej bajki, to powoli zaczęły mi się nasuwać dość interesujące wnioski i powiązania.
W skrócie autor „odłączyć się od systemu” nie chce płacić na czyjąś emeryturę, marzy o kawałku ziemi gdzie korzystając z odnawialnych źródeł energii będzie wychowywać dzieci z dala od „miejskiej zarazy”, żywiąc się pokarmem z własnej, ekologicznej hodowli.
Prawda, że piękne? Rozmyślałem sobie nad tym w miejscu które mogło by być spełnieniem moich własnych marzeń ale jednocześnie coś nie dawało mi spokoju. Gdzieś w tych pięknych wizjach drgała jakaś fałszywa struna, coś mi tu nie pasowało!
Po pierwsze ucieczka od systemu i owszem jest możliwa ale najczęściej kończy się w dworcowej poczekalni – tłumy takich uciekinierów snują się po miastach prosząc o 20 groszy na bułkę.
Myślę, że nie o tego typu ucieczkę chodziło autorowi ale nawet jeśli chciał tylko wspaniałego życia na wsi to istnieje tu pewien dysonans pomiędzy wyobrażeniami mieszczucha i realiami wiejskiego bytu.
Sprzeczność wyobrażeń i rzeczywistości bywa bolesna w bardzo wielu wypadkach.
Wyobraziłem sobie co by było gdyby autor „Uciec od systemu” spełnił swoje marzenie i przeniósł się na własny kawałek ziemi.
Z bardzo dużym prawdopodobieństwem zamiast zapewnić swojej rodzinie sielankowy byt zgotował by im i sobie bardzo ciężką dolę.
Bo prawdziwe życie na wsi to przede wszystkim ciężka praca - większość agroturystów nawet nie dostrzega jak wiele ich gospodarze muszą pracować bo spora część pracy jest wykonana wtedy kiedy większość mieszczuchów jeszcze lub już śpi.
Kolejnym dość przykrym odkryciem może być fakt, że niewielu rolników może sobie pozwolić na bycie samowystarczalnym czyli min. żywienie się własnymi ekologicznymi produktami - zdecydowana większość jedzenia na wiejskich stołach pochodzi z pobliskich sklepów lub najbliższych marketów.
Nie jest to znowu takie paradoksalne lecz wynika z prostej logiki - producent żywności by osiągać zyski musi wyspecjalizować się w konkretnej hodowli bądź uprawie i nie ma czasu ani sił by jeszcze dodatkowo wytwarzać coś na własne potrzeby.
Jakby nie patrzeć taki sposób gospodarowania był preferowany jeszcze przed wynalezieniem pieniądza a Fanicjanie swoim wynalazkiem go jeszcze bardziej ułatwili i jak dotąd nikt nie wymyślił skuteczniejszej metody.
Obserwator z zewnątrz widzi tylko bogactwo przyrody, piękne widoki, jajka „od chłopa”, zwierzęta gospodarskie , wypielęgnowany ogródek i wyobraża sobie wspaniałe życie w zgodzie z naturą ale rzeczywistość nie jest taka różowa.
Czy ktoś marzący o takim życiu powinien porzucić wszelką nadzieję?
Nie, zdecydowanie nie - przecież to są piękne marzenia ale trzeba podejść do nich w trochę inny sposób.
Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że pomijając ucieczkę w bezdomność, od systemu nie da się uciec, co więcej w obecnym świecie nie da się bez niego wygodnie i w miarę bezpiecznie funkcjonować.
Tak czy inaczej decydując się na zmianę środowiska musimy zrozumieć, że będziemy musieli płacić składki ubezpieczeniowe, podatki, opłacać energię elektryczną a nasze dzieci będą miały obowiązek uczęszczania do szkoły więc nawet w całkiem innych „okolicznościach przyrody” będziemy nadal trybikiem systemu i nie jesteśmy w stanie tego uniknąć.
I w tym momencie nasuwa mi się kolejna myśl, że sielankowy byt jest możliwy ale nie jest to sposób na życie lecz nagroda za myślenie i ciężką pracę.
Po raz kolejny przewija mi się motyw ciężkiej pracy ale samo myślenie nie wystarcza trzeba jeszcze działać.
Dlaczego psuję takie piękne marzenia wątkiem pracy?
Być może dla tego, ze drażnić mnie zaczęło podejście do życia w stylu „możesz mieć to natychmiast...”„stać cię na to...”, mamy dla pana kredyt..” .
Wielu ludzi złapało się na iluzję wspaniałego życia bez wysiłku, wielu nawet jeszcze nie odczuwa konsekwencji takiego podejścia a prawie nikt z zainteresowanych nie rozumie, że stał się współtwórcą obecnego tzw. kryzysu.
Jak to napisał wspomniany już przeze mnie Ben Sweetland w „Bogać się kiedy śpisz” pieniądze są jednoznaczne z pracą i tak naprawdę tylko za ludzką pracę płacimy, resztę dała nam natura za darmo.
Oczywiste staje się, że jeśli zbyt wielu będzie chciało korzystać z dobrodziejstw tego świata nie dając nic w zamian gospodarka musi się zachwiać.
Na dobrą sprawę wszystko co ma jakąś wartość w życiu wymaga pracy. Takie wartości jak dom czy rodzina bez cierpliwości i ciężkiej, wspólnej pracy nie mogą przetrwać.
Nawet coś tak prostego i odprężającego jak łowienie ryb wymaga pełnego zaangażowania i cierpliwości o ile ma przynieść zadowalające rezultaty - trzeba zrezygnować z frajdy łowienia „drobiazgu” i cierpliwie czekać na „dużą rybę” narażając się na niepowodzenie i drwiny otoczenia (o to właśnie chodzi w „Nie zjadaj cukierka ...od razu”. - odłożenie gratyfikacji na później).
Wracając do wiejskiej sielankowej egzystencji i nagrody za myślenie i ciężką pracę - spełnienie marzeń o wiejskim życiu jest możliwe i wcale nie musi stać się wędrówką ku przepaści.
Trzeba tylko podejść do swoich planów tak jak to uczyniło większość zamożnych rolników czyli zaplanować swoje przyszłe życie jako biznes.
Jedynie w sytuacji gdy opracujemy dobry biznesplan dla naszego potencjalnego gospodarstwa i zaczniemy go konsekwentnie realizować mamy możliwość przetrwać na wsi ale bez doświadczenia i przygotowania gospodarskiego szanse są znikome.
Tak naprawdę jedynie jakieś niekonwencjonalne, nawet wariackie pomysły są w stanie zapewnić sukces mieszczuchowi porywającemu się na takie przedsięwzięcie.
Jest oczywiście jeszcze jedna, i moim zdaniem najsensowniejsza, możliwość a mianowicie zbudowanie swojego biznesu, całkowicie niepowiązanego z miejscem bytowania.
Oczywiście budowanie firmy jest mniej przyjemne od snucia marzeń o „ucieczce od systemu” ale daje szansę na realizację marzeń bez popadania w kłopoty.
Sam się przekonałem, że własny biznes to nie jest przysłowiowa „bułka z masłem” jednak uciekanie w marzycielstwo, właściwie jakiekolwiek uciekanie, miast przybliżać, oddala nas od celu .
By stworzyć w pełni działające przedsięwzięcie trzeba wiele pracy, konsekwencji, cierpliwości ,czasu i wyrzeczeń oraz jeszcze wielu innych czynników o których nie wspominam.
Wbrew pozorom pieniądze nie są tak ogromnym problemem jakby to się mogło wydawać - będę o tym pisał w przyszłości oraz umieszczę odpowiednie informacje na mojej stronie.
Często efekty są mniejsze od oczekiwanych, zdarzają się też i całkiem inne niż się spodziewaliśmy.
Jednak tylko podejmując wysiłek mamy szansę nie tylko na spełnienie marzeń lecz na coś jeszcze większego bo główną nagrodą jest WOLNOŚĆ (wielkie litery celowe i w pełni zasłużone).
Oczywiście osiągnięcie takiego celu nie przychodzi ani łatwo ani szybko ale przypominając sobie jaką cenę ludzie byli i są w stanie zapłacić za WOLNOŚĆ myślę, że dla takiej nagrody warto się porządnie wysilić i trochę poczekać.