Kwstia podjęcia decyzji o "pożegnaniu z alkoholem", a "niedomkniętą furtką".

Data dodania: 2007-04-27

Wyświetleń: 9240

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 1

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

1 Ocena

Licencja: Creative Commons

List do nieznajomej - III

Witam Ciebie. Anonimowość naszej korespondencji, jak najbardziej mi odpowiada i wcale jej się nie dziwię. To, że komunikujemy się również przez: /www.artelis.pl/ - jest pozytywne, ponieważ, nie tylko Ty masz problem z alkoholem i wiele osób, może, z naszej anonimowej korespondencji, odnieść sukces, w powrocie do zdrowia. Choroba, którą oboje jesteśmy dotknięci, w społeczeństwie, ma status czegoś wstydliwego. Panuje ogólne, ciche, przyzwolenie dla pijaństwa wszem i wobec, ale człowiek dotknięty chorobą, alkoholik, z góry otrzymuje pozycję „gorszego w stadzie”.
Na początku drogi do trzeźwego życia, bez odrobiny alkoholu w dalszym życiu, poczucie tego wyobcowania jest potężną barierą do całkowitego zaakceptowania własnej choroby. Tych barier do pokonania jest o wiel, więcej. Wystarczy, że wymienię Tobie uczucie „…żalu po stracie…” i pojawiające się w myślach pytanie do samego siebie: - Jak to, to ja, już nigdy nie będę mógł się napić alkoholu?
Wielu z nas chętnie podjęłoby decyzję o konstruktywnym leczeniu, gdyby…..
No właśnie, gdyby to umożliwiało nam powrót do picia kontrolowanego. Niestety, dla alkoholika, chcącego być „wolnym od nałogu”, jest to niemożliwe do osiągnięcia.
Wielu, zamożnych ludzi tego świata oddałoby połowę swych fortun, albo i więcej, gdyby tylko mogli powrócić do takiego stanu relacji z alkoholem- do dystansu i picia kontrolowanego.
Wielu z nas, podejmuje leczenie typu ambulatoryjnego i spotyka się z terapeutami, ale za nic w świecie nie chce podjąć terapii stacjonarnej, typu szpitalnego.
Wielu z nas, pokona jeden z „progów oporu” i pójdzie na miting AA, ale ani kroku dalej.
Wielu z nas, po prostu, zostawia sobie niedomkniętą furtkę za sobą, przez którą, wracają do picia, wcześniej lub później, jeśli nie podejmą stanowczej decyzji o całkowitym pożegnaniu się z alkoholem.
Spotkałem kolegę, starszego człowieka, który przychodził na spotkania grupy terapeutycznej i ciągle powtarzał: - „ Ja, pijakiem jestem, ale alkoholikiem nie jestem”.
Człowiek ów, przyzwalał sobie na leczenie, ale pod warunkiem, że będzie mógł, nadal, usiąść ze swoją siostrą przy butelce wódki i ją, po prostu, wypić, bo tak się przyzwyczaili, bo… taka jest u nich tradycja rodzinna.
Na swojej drodze trzeźwienia, spotykam bardzo dużo ludzi z takim właśnie podejściem do kwestii leczenia z alkoholizmu. „Skorupa tradycji”- to ogromna przeszkoda do pokonania dla trzeźwiejącego alkoholika.
Chociaż, ta „tradycja rodzinna” dokonała juz takich zmian somatycznych w organizmie, że przeszkadzała już, wspomnianemu koledze, w komunikowaniu z trzeźwymi, nie mógł się zdobyć na zmianę w swoim życiu. Tak, tak…, dobrze przeczytałaś: - zmiany w swoim życiu.
Proces trzeźwienia, wymaga zmian dotychczasowego życia, a w nim, starych nawyków, przyzwyczajeń i tradycji, wymaga pożegnania z większością kolegów i koleżanek, z którymi się po prostu piło. Wymaga „DECYZJI”, a nie decyzji. Nie bez powodu zapisałem to w ten sposób. Trzeźwe życie, wymaga decyzji jako "tytułu" na dalsze życie, a nie decyzji o próbie chwilowego odstawienia alkoholu, co, najczęściej, jedynie czasowo, zmienia model picia. Jak zmienia?
Ano tak, że jak dotychczas piło się codziennie, to teraz, tylko, co tydzień… i ewentualnie przy innych rodzinnych okazjach i w końcu, wraca sie do swojego, ciagle pijanego życia. To, taki, szczególny rodzaj betoniarki, w której zamiast piasku, cementu i wody,siedzimy my i "wóda". Nie sposób o wszystkim napisać w liście. Dlatego, wszystkim, którym pomagam, podpowiadam, by poddali się terapii stacjonarnej. Nie walczyli z nią, a poddali się jej. Do tego, właśnie, potrzebna jest decyzja o całkowitym "pożegnaniu z alkoholem" i nie zostawianiu za sobą "niedomkniętej furtki".
Mimo tego, że alkohol czyni totalne spustoszenie w naszym życiu i to nas boli, trudno dojrzewamy do właściwej decyzji o powrocie do trzeźwego życia. Przeczytaj Tą anegdotę:

- Proszę pana, czy to pana pies?
-Tak.
-A, dlaczego on tak wyje od godziny?
-Boli go, bo siedzi na gwoździu, to wyje.
-To, dlaczego nie wstaje z tego gwoździa?
-Widocznie, za słabo go boli.

Serdecznie pozdrawiam.

e-mail:[email protected]
gg.704 0 367.
Licencja: Creative Commons
1 Ocena