Zasadniczo im bardziej naturalna jest rzeka, tym mniej wymaga interwencji utrzymaniowych. Problemów dostarcza zwykle rzeka zbyt uregulowana, która ma tendencję do spontanicznej „naturalizacji”. Jeśli z jakichś przyczyn nie można jej na to pozwolić (na przykład w terenie zabudowanym lub intensywnie użytkowanym gospodarczo), dobrze byłoby starannie zaplanować jak najbardziej efektywne działania, które w dłuższej perspektywie pozwoliłyby osiągnąć optymalny kompromis pomiędzy wymaganiami ludzkich potrzeb a naturalnym zachowaniem się rzecznego ekosystemu.
Ideę takiego zarządzania rzekami rozwijają szerzej opublikowane w 2018 r. wytyczne Ministerstwa Środowiska „Katalog dobrych praktyk w zakresie robót hydrotechnicznych i prac utrzymaniowych wraz z ustaleniem zasad ich wdrażania”. Zgodnie z tymi wytycznymi „Ważnym elementem takiej „racjonalizacji” jest zasada współpracy z rzeką zakładająca, że najskuteczniejsze i najefektywniejsze metody kształtowania i utrzymania cieku, to takie działania, które w jak najszerszym zakresie wykorzystują jego naturalną dynamikę. Przykładowo: skłonienie samej rzeki do samoistnego zasypania wyrw w dnie, za pomocą stymulowania dostawy i akumulacji żwirów. Paradoksalnie, idealnie zarządzana i utrzymana rzeka, to rzeka „samoutrzymująca się” – nie wymagająca, lub wymagająca co najwyżej minimalnych interwencji utrzymaniowych. Osiągnięcie takiego stanu nie zawsze i nie wszędzie będzie możliwe – ale powinno być zawsze punktem odniesienia dla rzeczywistego zarządzania każdym konkretnym ciekiem”.
Tym, czego zwykle najbardziej boimy się ze strony dzikiej, nieuregulowanej rzeki, jest zagrożenie powodziowe. Faktycznie dzika rzeka ma tendencję do występowania czasem z brzegów, ale nie każde takie wylanie rzeki może być nazwane powodzią. Częściej są to pojawiające się w miarę regularnie, okresowe (zwłaszcza wiosenne) zalania tak zwanych terenów polderowych. W tym przypadku najlepszym rozwiązaniem może okazać się ekstensywne zagospodarowanie zalewanych polderów w postaci podmokłej łąki lub całkowita rezygnacja z zagospodarowania i pozwolenie na porośnięcie doliny rzecznej naturalnym lasem łęgowym.
Przy okazji należy zauważyć, że takie okresowe zalania stanowią same w sobie nie zagrożenie, lecz właśnie ochronę przed powodzią. A mianowicie przed powodzią w dalszym biegu wylewającej rzeki. Jest to tak zwana retencja dolinowa. Uregulowanie jej koryta i – co za tym idzie – przyspieszenie spływu wód może sprawić jeszcze większe zagrożenie i problemy poniżej.
Innym źródłem obaw i niepokoju jest spadające do rzeki drewno z drzew rosnących nad jej brzegami. Boimy się z tej strony zatorów i uszkodzenia przez płynące z wodą kłody budowli rzecznych, jak na przykład mosty. Są to obawy całkiem uzasadnione. Ponieważ jednak znajdujące się w rzece martwe drewno jest bardzo ważnym elementem jej ekosystemu, dobrze jest zamiast je z rzeki usuwać, instalować przed ważnymi budowlami tak zwane łapacze kłód.
Znajdujące się w rzece drewno stanowi bowiem mikrosiedliska dla organizmów wodnych. Jest to tak zwany rumosz drzewny, który tworzy na przykład miejsca kryjówek dla niektórych gatunków ryb czy odpoczynku dla ptaków. Szczególnie ważne jest wystające z wody drewno dla tak pięknego ptaka nadwodnego jakim jest zimorodek. Polując, wykorzystuje je on w charakterze czatowni.
Dlatego też nie usuwanie z rzeki drewna może być ważne dla wędkarzy. Może też – jak i inne cechy dzikiej rzeki, czyli jej walory krajobrazu i bioróżnorodności – stanowić atrakcję turystyczną. A także przyciągać kajakarzy, dzięki tworzeniu tras trudniejszych i bardziej wymagających.
Dzika rzeka, zwłaszcza o brzegach porośniętych lasem łęgowym, tworzy też przyjazny mikroklimat w swej dolinie. To wszystko są jej usługi ekosystemowe – czyli wkład naturalnego ekosystemu w szeroko pojęty ludzki dobrobyt. Ponieważ więc zagrożenia z jej strony nie są tak znaczne, jak się obawiamy, utrzymanie rzeki w dzikości wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, stanowi dla nas niepowtarzalną szansę na ważny dla naszego zdrowia psychicznego kontakt z żywą przyrodą.