Na początku XIX wieku, kiedy lewicowość i ruchy lewicowe dopiero się rodziły, chrześcijaństwo było dla nich źródłem motywacji, z którego czerpały pełnymi garściami. Potępienie niesprawiedliwości społecznej, powszechnej biedy, rażących dysproporcji cechowało założycieli i działaczy lewicowych - czyż takich idei nie znajdujemy w nauczaniu Chrystusa i Apostołów? Ówczesnych "lewicowców" łączyła gorliwa wiara w Boga i przekonanie, że w niedalekiej przyszłości ziści się ich marzenie o wolnej, demokratycznej i sprawiedliwej Polsce.
Bliższa im była wizja chrześcijaństwa pierwotnego, niezinstytucjonalizowanego, w ich przekonaniu „czystego” i „nieskażonego” naturalną słabością człowieka (także duchownych). Szczególnie wyraźnie widać to w epoce Romantyzmu, kiedy synteza religii z myślą polityczną była sprzężeniem naturalnym, a chrześcijańska motywacja dążeń socjalistycznych była niemal powszechna. Zaprezentowana w książce T. Sikorskiego formacja intelektualna, choć dostrzeżona w II Rzeczypospolitej, w okresie PRL została potraktowana według marksistowskiego „klucza”. I jeśli nawet przypominano takie postacie, jak ks. Piotr Ściegienny, Edward Dembowski, Ludwik Królikowski, Henryk Kamieński, to dydaktyczna (także naukowa) nowomowa, ograniczała pole w zakresie rzetelnej analizy ich poglądów. Dopiero w latach 70. XX w., w chwili narodzin demokratycznej opozycji, poglądy formacji radykalnej lewicy chrześcijańskiej stały się inspiracją dla takich ugrupowań jak Komitet Obrony Robotników, Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Konfederacja Polski Niepodległej czy Ruch Młodej Polski. Językiem sprawiedliwości społecznej, braterstwa, ewangelicznej miłości bliźniego posługiwał się ks. Jerzy Popiełuszko, a bezpośrednie zapożyczenia z nauki ewangelicznej znalazły się w oficjalnych dokumentach i publicystyce „Solidarności”. Jest swoistym paradoksem, że po 1989 r. o lewicy chrześcijańskiej niemal zupełnie zapomniano, także w badaniach naukowych.