Miałem przygody z wieloma wydawcami. Kiedyś tego nie rozumiałem, ale dziś… wiem, że jeżeli napisałem książkę poprawną polszczyzną, literaturą piękną — to już jest błąd. W ostatnich latach w Polsce wydaje się książki prosto spod pióra lub kiepsko zredagowane. Jeżeli masz dobrze zredagowaną książkę wydawca ją odrzuci.
W pewnym wydawnictwie książki oceniał wielbiciel romansów, student drugiego roku. Z miejsca odrzucał wszystkie inne pozycje, które nie były romansami.
Ale pewien wydawca „szukał dobrej książki”. Więc udałem się do niego osobiście. Zaniosłem tekst bez adiustowania przekonany, że wydawca jest odpowiednią osobą do doszlifowania książki — wybaczcie ten sposób myślenia, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem jak naprawdę wygląda sytuacja. Wydawca rzucił okiem na pierwszą stronę i stwierdził, że tekstu nie da się czytać. Okej — pomyślałem, że może faktycznie coś nie tak jest z tekstem. Wróciłem do domu i poprawiłem. Drugi raz to samo. Jestem złośliwy, więc znalazłem starą książkę Józefa Korzeniowskiego (Josepha Conrada) „Szaleństwo Almayera”, zeskanowałem ją i wydrukowałem na papierze, a następnie zaniosłem do tego samego wydawcy. Wiecie, co usłyszałem? Wydawca oświadczył, że cały tekst trzeba poprawić, a wydawca nie będzie pisał książki od nowa! — tu miejsce na śmiech.
Sytuacja ta pokazała, że nie autor jest problemem, ale wydawca. Nie rozumiem tego, bo wydawca przede wszystkim powinien być biznesmenem i powinien chcieć wydawać książki, które się sprzedają.
Nie pisałbym tego, gdyby nie opinie, recenzje, które się potwierdzają. „Książka wciąga od pierwszego zdania” — jest to opinia wydawcy. „Z przyjemnością wydamy pańską książę” — pisze inny wydawca. „Spodobał mi się pański styl pisania” — napisał kolejny wydawca.
Dziś wysyłając książkę do wydawcy już na początku musisz podać informacje o książce, aby dać powód do jej nie czytania — takie mają dziś podejście wydawcy. Informacją potrzebną do nie czytania przesłanego tekstu bywa też informacja o autorze.
Nie jestem odosobnionym przypadkiem, bo sytuacja powtarza się nieustannie. I potwierdzi ją każdy, kto napisał coś poza standardem, używając przy tym poprawnej polszczyzny, pisząc językiem literackim.
Autorzy dziś często sobie odpuścili, ale ja zachęcam do pisania i opisywania swoich przypadków. Tego, jak zostali potraktowani przez wydawców. Dzielmy się pomysłowością własną, jak i sposobami wydawców do nie czytania nadesłanych książek. Ośmieszajmy ich, może wtedy wezmą się w garść i zaczną poważnie podchodzić do nadesłanych tekstów. Sprowadźmy „bogów” na ziemię i zadepczmy ich ego.