Zastanawiałeś się kiedyś Piotrusiu, dlaczego w nocy na niebie jest tyle gwiazd? A w dzień – nie ma? Tak myślałem, że powiesz. Że w nocy gwiazdki spać nie idą, za to śpią w dzień…. Wiesz, opowiem ci coś o nich, chcesz? To przykryj nóżki, zimno troszeczkę u nas w domku, nie chcę, by potem mama była zła, jak zachorujesz.
Dawno, dawno temu, kiedy na świecie tylko biegały zwierzątka i Pan Bóg jeszcze człowieka nie stworzył, kiedy tylko roślinki mieniły się barwami wszelkich kolorów pięknych spotkał się Król Lew z innymi zwierzętami na skraju wielkiej Polany. Polana była miejscem, gdzie raz na jakiś czas, ale nikt nie wiedział na jaki bo zwierzęta kalendarza przecież nie mają – spotykali się wszyscy, by pogadać o najważniejszych sprawach. Powiadasz, że zwierzęta nie mówią? Ależ mówią Piotrusiu, mówią, tylko my tak rzadko słuchamy co chcą nam przekazać.
I jak się już wszystkie spotkały na Polanie, Król Lew spoglądnął po nich dumnym wzrokiem. A było na co popatrzeć – i malutkie myszki stały w szeregu, i krety trzymały się za łapki, obok kociej rodziny przedstawiciele z psami dyskutowały, były też i wielkie słonie, stało kilka dinozaurów. Wiesz, dzik z niedźwiedziem obok siebie rozmawiały z pochyloną ku nim żyrafą. Król Lew podniósł łapę ku górze i na ten znak wszystkie zwierzęta cichły powoli tak, że tylko szum wiatru grał na liściach pobliskiego lasu swą pieśń o pogoni za szczęśliwą krainą.
- Posłuchajcie mnie Zwierzęta – powiedział Król Lew donośnym głosem. Nawet wiatr ucichł, jakby i on chciał się wsłuchać w słowa Króla…
- Od dawna skarżycie się, że nocą ciemno jest na Ziemi, że Słońce, nasz dobrodziej spać idzie i ciemność tylko nam zostawia!
Podniósł się szmerek wśród zebranych, bo Król prawdę mówił, ciemno w nocy wszystkim było, więc zwierzęta bały się bardzo. Nawet koty, co po zmroku najlepszy wzrok mają oskarżały, że im źle chodzić…
- Więc rozmawiałem – mówił Król dalej – z Kaniiją, naszym Stwórcą, dzisiaj rankiem. I Pan obiecał Świat zmienić, dając nową istotę do naszej wspólnoty. Istotę człowiekiem zwaną! I aby ciemno nie było, w nocy niebo gwiazdami usieje.
Cisza, która nieomal namacalna była, nagle się skończyła, a w stronę Króla setki pytań poleciały tak, że połapać się nie mógł na które odpowiadać.
– Kto to jest człowiek, a co to gwiazdy są, a jak wyglądają, a czy na pewno będzie dobrze?
I Król, zdenerwowany wrzawą jaka się podniosła ryknął gniewnie, spokój przywrócił i skończył swe przemówienie.
Minął dzień, słońce jak zawsze zaczęło swą drogę do snu, ku zachodowi powoli się skłaniając i czerwieniejąc, niczym liście klonu na jesień. Niczym świt uciekający przed dniem pełnym, tak i ono – znudzone ciągłym na niebie świeceniem skrywało się do swego domku hen daleko, tam, gdzie jeszcze żadne ze zwierząt nie było…. Zapadała noc, jak zwykle ciemna. Cichła puszcza, owady, ptaki i inne zwierzęta siadały na swych miejscach i unosiły głowy, wszystkie jak jeden mąż w niebo się wpatrując. I gdy słonko poszło już spać, gdy pierzyna ciemności pokryła całą Ziemię, na niebie ukazał się cudny widok niezliczonych wprost, migocących gwiazd….
Zwierzęta wydały z siebie okrzyk zachwytu, patrząc jak piękne Światełka, a to małe, a to duże, a to i kolorów różnych pulsują, skrzą się i mienią barwami, jakich nigdy do tej pory żadne z nich nie widziało…. A gdy po chwili na niebo wtoczył się srebrny, wielki Księżyc, okrzykom zachwytu nie było końca. Ciemność, ta do niedawna całkowita, zimna, nieprzyjazna ciemność zniknęła, i choć wcale nie było jasno, to jednak już można było ruszyć w drogę, zacząć polować, odnaleźć swe legowisko, po prostu zacząć żyć. Zwierzęta były szczęśliwe, żyrafa podniosła wysoko głowę, chcąc sięgnąć do owych gwiazd niczym do liści z drzew.
Nagle dał się słyszeć nagle świst, przeciągły taki i groźny. Nie wiedzieć czemu, żyrafa padła na ziemię, zwierzęta podbiegły do niej chcąc pomóc. Ale w szyi żyrafy, na wylot tkwiła zaostrzona czymś gałąź. A krew, w świetle Księżyca czarna krew strugą wsiąkała w ziemię. To Człowiek uczył się zabijać. Wyskoczył z pobliskiego lasu i podbiegł do zwierząt, a te widząc go po raz pierwszy na bok odskoczyły. Inni ludzie podbiegli za nim, bijąc zwierzęta kijami i rzucając w nie kamieniami, jakby chcąc je wszystkie wymordować. I zamieszanie się zrobiło, i krzyk podniósł. Od tej nocy, gdy Kaniija dał światu i gwiazdy, i księżyc i człowieka, wszystko się zmieniło tak mocno, że zwierzęta pouciekały do lasu, z rzadka tylko pokazując się nowemu zagrożeniu, uciekając przed nim i bojąc się go.
Piotrusiu…. Śpisz dziecinko? Może to i dobrze…. Bo człowiek nie jest taki zły. A w ciemności można żyć. Może nie wszyscy ludzie zabijają, choć są i tacy. Większość ludzi potrafi kochać i być dobrymi, i ty takim zostaniesz jak dorośniesz. Piotrusiu -jak jeszcze mogę ci opisać gwiazdki, zwierzęta…. Pieska i kotka poczujesz pod rękoma.
Ciepło Słońca pogłaska ci twarzyczkę. Ale nieba nie zobaczysz nigdy, mój kochany. Bo Kaniija, przepraszam, Pan Bóg nie wszystkim ludziom daje po równo. Jednych kocha, innych nie? Może to i racja, bo gdyby wszystkich kochał tak samo, to tobie także dałby oczy. Dlaczego tobie zabrał wzrok, Piotrusiu? Nie śpisz? Ja nie płaczę. Ja nie… nie płaczę.