Zgrany zespół pracowników to podstawa sukcesu. I choć brzmi to, jak punkt z idiotycznej książki motywacyjnej, to taka jest prawda, którą odkryłam sama dla siebie. Pracowałam w wielu różnych firmach i wielu branżach i z perspektywy widzę, że w wielu miejscach (z pozoru bardzo różnych) jest tak samo. Zawsze pracujesz nad czymś, zawsze są komplikacje. Nie zawsze jednak masz na kogo liczyć i wspólnie z kimś budować sukces.
Nie mogę powiedzieć, by w którejkolwiek firmie traktowano mnie źle. Jednak dopiero po latach zrozumiałam, że nigdy nie czułam się częścią zespołu. Zawsze mówiłam „firma, dla której pracuję”, a nie „my” lub „nasza firma”. Czułam się właściwie jak stały klient tych firm, a nie jej część – mimo że zawsze ciężko dla nich pracowałam. I nie było tak bez powodu. Szefostwo często patrzy pracownikom na ręce, a pomiędzy pracownikami często rodzą się rywalizacje i nieufności.
Firma, do której wkroczyłam kilka lat temu, wyróżniła się jedną rzeczą. Otwartością zespołu. Oczywiście nie było tak od razu – wiadomo, jak to jest w pierwszych tygodniach w nowym środowisku. Jednak szybko odkryłam, że zespół pracujących tu ludzi działa i zachowuje się inaczej. Działa razem. Nie tylko wtedy, kiedy szefostwo przypisze im wspólny projekt. Jeżeli ktoś ma problem, to inni mu pomogą, a nagle ty szukasz sposobu, by pomóc innym w ich problemach. I choć ktoś mógłby skomentować, no ale to po prostu fajnych ludzi trafiłaś. Też tak myślałam, ale nie jest to do końca prawda – ja sama takich relacji nie oferowałam w innych miejscach pracy, bo po prostu nie taki był model firmy.
Więc co było innego ty razem?
Wszystko zaczęło się od błahostki. Dość wcześnie po przyjściu dowiedziałam się, że szef zorganizował dla nas taki mały event/piknik i pokaz pirotechniczny fajerwerków. Świętowanie sukcesu firmy wydało mi się dziwne – bo to nawet nie taki duży sukces był. Ale było ciasto, gratulacje, każdy, kto dał swoje kilka groszy, był przy wszystkich doceniony za działanie. Nie wiem, może to głupie – ale poruszyło mnie to. Szef kupił jakieś fajerwerki online, zrobiliśmy kilka sekund huku i wypiliśmy jedną butelkę szampana, na kilkunasto-osobowy zespół (po jakieś pół kieliszka) i tyle. Niby nic. A jednak „my”. I tak w tej firmie już jest. Że jak jest fakap (tak mówimy, jak jakiś projekt się sypie) albo sukces to razem się cieszymy i razem działamy.
Wiem, że niektórzy tego może nawet nie potrzebują w firmie i wolą pracować inaczej. Ale dla mnie to jest, coś, co sprawia, że nie wstaje mi się tak ciężko do pracy, że lubię tam pracować. Wiem, że jak będzie ciężko, to jest grupa ludzi, którzy znajdą wspólne rozwiązanie probleów. Nie ma stresu, chaosu i wypełniania raportów.
Jasne, trudno z grupy obcych ludzi zrobić zgrany zespół. Można robić imprezy integracyjne, czy wieczorki zapoznawcze, ale dla każdego działa co innego. Ale gdzieś trzeba zacząć. My nasze pierwsze celebrowanie zaczęliśmy od taniej butelki szampana i zestawu do samodzielnego odpalania fajerwerków. Więc jeżeli jakimś cudem czyta to jakiś szef, to może warto czasem powiedzieć pracownikom, że odwalili dobrą robotę i zrobić coś, co pozwoli im się lepiej poznać?