Spotkałam się ze stwierdzeniem ks. Marka Dziewieckiego, powołującego się na badania naukowców z Edynburga, że antykoncepcja prowadzi do aborcji, jednak zapomniał dodać, że w badaniu naukowcy wyraźnie odnosili się do kobiet, które nieprawidłowo stosują antykoncepcję, zapominają o systematycznym przyjmowaniu pigułki itp. Co więcej spotykamy się z ubolewaniem, jako że przekonanie o tym, iż im więcej antykoncepcji, tym mniej aborcji, jest podtrzymywane przez tych, którzy zarabiają na antykoncepcji. Tutaj pojawia mi się pytanie, czy aby na pewno stanowisko kościoła jest takie moralne? Czy to znaczy, że zarabianie na ludzkiej śmierci poprzez produkcję broni jest dobre, ale jeżeli przechodzimy do tematu antykoncepcji, to bogacenie się na tym jest niedopuszczalne? Zatem co możemy powiedzieć o zarabianiu na organizacji pogrzebów czy ślubów? To jest najbardziej w porządku... Jak widać moralność kościoła jest bardzo wybiórcza, a jego działania pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Oczywiście na tego typu argumenty duchownych należałoby odpowiedzieć, przypominając czasy, jak to kościół bogacił się na szeroką skalę, sprzedając odpusty. Kiedy sprzedawane były wręcz bony do nieba i jeżeli ktoś miał wystarczająco dużo pieniędzy, to mógł sobie wykupić miejsce w raju na całą wieczność; niestety Ci, których nie było stać, mogli sobie zafundować abonamenty na kilkadziesiąt lat, ale oczywiście to było bardzo moralne…
Interesujące jest to stanowisko, jeżeli mamy parę młodych, kochających się ludzi. Naturalnym zachowaniem jest to, iż po dłuższym czasie znajomości będą chcieli się do siebie jeszcze bardziej zbliżyć, ale nie będą gotowi na posiadanie dzieci. Mimo tego musimy tej parze przypisać zło. Tutaj nieważne są intencje oraz to, że nikt na tym nie cierpi, gdyż jedyne słuszne stanowisko mówi, że bezdyskusyjnie ma miejsce grzech śmiertelny.
Środki
Kościół oczywiście dopuszcza naturalne metody planowania rodziny, które mają ten sam cel, co antykoncepcja: uniknięcie niechcianej ciąży. Takim działaniem sam zaprzecza swojemu koronnemu argumentowi, jakoby nie można było manipulować zapłodnieniem. Temu, iż stosunek ma na celu prokreację, a małżonkowie powinni się zdać na boską wolę. Czy w takim razie wyliczanie dni niepłodnych, obserwowanie śluzu itd. nie jest próbą oszukania owej woli? Otóż jak zawsze kościół bardzo wybiórczo stosuje nawet własne przykazania.
Tak czy inaczej powinniśmy zaakceptować prezerwatywy tam, gdzie nie chodzi o zabezpieczenie przed ciążą, tylko przed chorobą, katolicy i tu jednak widzą grzech.
Ewangelia*
Inną ciekawą rzeczą jest sama Ewangelia. Jezus nie krytykował stosowania prezerwatyw, mimo iż za jego czasów prowizoryczne zabezpieczenia tego typu były znane. Również Paweł w swoich listach nic na ten temat nie pisze, nawet w liście do Koryntian, a przecież wiadomo, z czego słynął Korynt. Jak widać, nie tylko niektórzy wycinają z Ewangelii to, co im nie pasuje (ulubiony argument wielu księży), są też tacy, którzy doklejają do Ewangelii to, co chcą. Kościół występuje tutaj jako rzecznik moralności opartej na „przepisie". Tam, gdzie liczy się tylko sztywny przepis, nie ma miejsca dla człowieka, jest to moralność Starego Testamentu. Jezus jednak wyraźnie kwestionuje taką moralność idącą po trupach, co widać chociażby w słynnej scenie ocalenia cudzołożnicy, wyraźnie w centrum moralności stawia dobro człowieka, a nie to, żeby „nie obrażać Boga".
Wszystko w obronie kobiecej godności
Kościół niezwykle często argumentuje swoją postawę przeciwko antykoncepcji, jakoby bronił w ten sposób godności kobiet. Wszelkie środki tego typu czynią ją przedmiotem użycia dla mężczyzny. W tej postawie widać, jak katolicyzm traktuje kobietę jako istotę gorszą. Pomimo tego, iż kobiety nie zgłaszają sprzeciwu oraz nie czują się traktowane przedmiotowo, to księży nie zraża. Przecież kobiety nie są na tyle samodzielnie intelektualnie, aby mogły widzieć, co jest dla nich dobre, a co złe.
Można zapytać, co z tymi, którzy stosują prezerwatywy, aby wyeliminować ryzyko HIV? Oczywiście zaraz podniosą się głosy, że dotyczy to tylko tych ludzi, którzy są rozwiąźli seksualnie, więc dostają to, o co się proszą. Może i można, ale po pierwsze nie zawsze to spotyka to tylko tych, którzy zmieniają nadmiernie często swoich partnerów seksualnych, a po drugie to, czy aby na pewno jest to katolicka postawa — twierdzić, że komuś należy się choroba, a nawet i śmierć? Może i nie postępują moralnie, ale to jest już sprawa ich wewnętrznej moralności, a my jako ludzie nie mamy prawa ich osądzać, a już na pewno nie zabraniać korzystania z tego, co może uratować im życie.
Oczywiście nie są to wszystkie argumenty kościoła. Jedne z ciekawszych, z jakimi się spotkałam, to było twierdzenie, jakoby prezerwatywy miały milimetrowe pory, przez które przechodzi wirus HIV oraz plemniki. Zatem nasuwa się tu pytanie, jaki jest więc sens krytykowania środka antykoncepcyjnego, który sami uważają za nieantykoncepcyjny. Skoro przez prezerwatywę przechodzą plemniki, to dlaczego używanie jej miałoby być niemoralne, przecież niemoralne jest nienaturalne planowanie zapłodnienia. No cóż, to chyba nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy kościół nie działa zbyt logicznie.
przypisy:
* 10 punktów w sprawie antykoncepcji, Krzysztof Terczyński