Jak wygląda obsługa łatwego kredytu?
Łatwy kredyt to fikcja i założenie z gruntu błędne. To tak, jakbyśmy powiedzieli, że śnieg jest ciepły. Jeżeli jakiś produkt kredytowy jest łatwy (do uzyskania), to na pewno nie będzie łatwy do spłaty. A skoro mówimy o sensownym planowaniu naszych finansów, to takie rozwiązania nie powinny być przez nas brane pod uwagę. Oczywiście musielibyśmy na początku sprecyzować słowo „łatwy”. Najczęściej mówi się w takiej sytuacji o karcie kredytowej.
Rzeczywiście- stosunkowo łatwo, w ciągu kilkunastu minut, można ją otrzymać, ale równie łatwo i szybko większość ich użytkowników staje się „więźniami” własnej niewiedzy i owej „łatwości”. Dlaczego?
Banki szczodrą ręką rozdają karty z limitami stanowiącymi często równowartość kilku naszych miesięcznych dochodów i oprocentowanych wysoko, jak żaden inny produkt kredytowy. A my równie chętnie maksymalnie korzystamy z wolnych środków. Tymczasem, ile osób zdaje sobie sprawę z tego, że spłata karty kredytowej z limitem 2.000 PLN, jeżeli co miesiąc spłacana będzie tylko kwota minimalna wymagana przez bank, zajmie nam 3 lata? I to przy założeniu, że minimalna kwota, którą co miesiąc wpłacamy to 20 PLN? Jeżeli spłacalibyśmy kwoty minimalne, jakie otrzymujemy w zestawieniu karty, to całkowita spłata zajęłaby ponad 11 lat! Karta z limitem 20.000 PLN to odpowiednio prawie 9 i ponad 17 lat spłaty. Tak wygląda obsługa „łatwego” kredytu.
Kiedy praca = pieniądze?
Czy praca = pieniądze? Niestety, nie każda. Dla wielu, chyba nawet dla większości osób, te dwa pojęcia są tożsame, lecz gdyby tak było, to zdecydowana większość ludzi na świecie opływałaby w luksusy. Spotkałem się kiedyś ze stwierdzeniem, że gdyby założenie: im cięższa praca, tym wyższe zarobki- było prawdziwe, to najbogatszymi ludźmi byliby niewolnicy.
Potwierdzeniem tego jest również ta „dziwna” zależność, że większość osób z naszego otoczenia ma pracę, lecz nie ma pieniędzy. Nasuwa się w związku z tym pytanie, czy potrzebują oni pracy, czy pieniędzy? Czy szukają pracy czy szukają pieniędzy?
Sam w przeszłości szukałem pracy, błędnie zakładając, że jeżeli będę w tym co robię naprawdę dobry, to pieniądze przyjdą później same w postaci podwyżek, awansów itd. Nie przyszły i pewnie do dzisiejszego dnia bym na nie czekał.
Znam osoby, które szukają pracy na etat i twierdzą, że mimo setek ofert pracy, jakie pojawiają się na rynku, znalezienie tej naprawdę ciekawej jest bardzo trudne i zajmuje wiele czasu. Zgadzam się z tym, że naprawdę ciekawa (czytaj dobrze płatna) oferta zdarza się rzadko i kandydatów do jej zdobycia jest wielu, lecz jest to, moim zdaniem, normalna sytuacja.
Czym jest bowiem praca na podstawie umowy o pracę? To sprzedawanie swoich umiejętności, zdolności i swojego czasu pracodawcy, który nas zatrudnia. Oznacza to, że to on, a nie pracownik, decyduje o tym, na jaką kwotę pieniędzy ta wiedza jest wyceniona.
To pracodawca ma mieć zysk z naszej pracy, to on osiągnie dodatkowe profity, jeżeli będziemy pracować dobrze, wydajnie i efektywnie, a nie na odwrót. Dlatego właśnie praca na etat + dobre wynagrodzenie + wolny czas dla siebie to taka rzadkość. Poza tym, wydaje mi się, że dla wielu osób o wiele większym problemem jest stworzenie, rozwinięcie i utrzymanie własnej firmy, niż poszukiwanie i znalezienie dobrej pracy, ale to tak na marginesie.
Czy na pewno zarobię, gdy kupię mieszkanie i je wynajmę?
„Kupię mieszkanie, wynajmę je i na pewno na tym zarobię” - to nadal dosyć częste przekonanie i coraz bardziej mylne. Pomijając fakt, że nie wystarczy kupić jakiegokolwiek mieszkania, w jakimkolwiek miejscu, żeby na nim zarobić, to nawet kupno nieruchomości w rzeczywiście atrakcyjnym miejscu, dającym duże prawdopodobieństwo zysku z tytułu wynajmu, nie daje gwarancji, że tak właśnie będzie. Dlaczego?
Gdyby kupno mieszkania zawsze oznaczało zysk, to najlepszym rozwiązaniem byłby zakup kilku mieszkań, płacąc po 10% ich wartości i sprzedanie ich przed terminem kolejnej wpłaty na konto developera czy spółdzielni.
Tymczasem, sytuacja na rynku nieruchomości wygląda tak, że na wynajmowaniu mieszkania zarabia się coraz mniej, co wynika między innymi z coraz większej w ostatnim czasie dostępności kredytów mieszkaniowych i dużej ilości budowanych mieszkań. Doprowadziło to do sytuacji, że bardziej opłacalny jest zakup mieszkania i spłacanie kredytu niż wynajmowanie go (ilustruje to przykład, który zamieściłem na końcu artykułu).
W tej chwili, w wielu miastach, wynajęcie mieszkania- niezależnie od jego metrażu, czy liczby pokojów- często nie pozwala na uzyskanie dochodu, równoważącego wysokość raty kredytu, który wynajmujący zaciągnął na zakup tego mieszkania.
Znam wiele osób, które jeszcze kilka lat temu żyły z wynajmowania dwóch, czy trzech mieszkań, lecz w tej chwili nie jest to możliwe. Duże znaczenia ma oczywiście np. lokalizacja i wyposażenie wynajmowanej nieruchomości, niemniej z pewnością wynajęcie mieszkania nie oznacza automatycznego i pewnego zysku.
To nie znaczy, że na nieruchomościach nie można zarabiać. Można, tylko tak jak w każdej innej dziedzinie, inwestować trzeba mając odpowiednią wiedzę, no i robiąc to z głową.
Poniżej przedstawiam uśrednione wyliczenie, dotyczące wysokości raty kredytu i kwoty, którą możemy uzyskać z tytułu najmu mieszkania, potwierdzające, że decyzja o zakupie mieszkania w celu jego wynajmowania, powinna być gruntownie przemyślana i nie zawsze jest opłacalną inwestycją:
• 1 pokój,
średnia wysokość raty kredytu- 1.100 PLN,
średnia wysokość najmu- 1.500 PLN
• 2 pokoje,
średnia wysokość raty kredytu- 1.562 PLN,
średnia wysokość najmu- 2.250 PLN
• 3 pokoje,
średnia wysokość raty kredytu- 2.050 PLN,
średnia wysokość najmu- 2.700 PLN
Wniosek nasuwa się sam:
- po co mam wynajmować mieszkanie, skoro tańszy będzie jego zakup?