Pewnego pięknego dnia ktoś stwierdził, że standardy sieciowe służą do wyznaczania jedynego słusznego sposobu tworzenia stron www. Pozostałym to wystarczyło, zaczęli powtarzać i tak narodziła się era stron firmowych skazanych na porażkę.

Data dodania: 2007-03-31

Wyświetleń: 8068

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons


Cały problem w tym, że webmasterzy nie traktują standardów sieciowych jako luźnych reguł, które należy wdrażać w zależności od potrzeb. Standardy stały się wyznacznikiem jedynej możliwej drogi do rozwiązania setek niezwykle zróżnicowanych marketingowo problemów z jakimi boryka się każda firma próbując zaistnieć w sieci. Tak więc bez względu na to co, komu i kiedy przedsiębiorca chce sprzedać i tak dostanie tę samą odpowiedź – strona www zgodna ze standardami sieciowymi. W ten oto sposób pojawia się w sieci kolejna firma, która po roku stwierdza, że “z tego internetu to my i tak nic nie mamy”. Oczywiście, że nie!


Wszyscy jednakowi? Wybieramy przez przypadek.

Nie ma znaczenia czy odbiorcą będzie człowiek młody, czy nie. Biznesmen, czy uczeń. Ksiądz, czy gwiazda rocka. Standardy i tak zmuszą do zrobienia tej samej strony dla wszystkich. Zmieni się zdjęcie i nagłówki, a reszta poleci jak z automatu. Internauta powinien zachwycać się semantycznym kodem, zdaną walidacją XHTML 1.0 Strict i beztabelkowym CSS. Zastanawiające jest także, że ponad 90% internautów nie będących webmasterami nie ma pojęcia o funkcji powiększania tekstu na stronie, podczas gdy jedną z najważniejszych reguł standardów sieciowych jest przystosowanie witryny do takiej ewentualności. Nie muszę chyba dodawać, że witryna o stałej wielkości czcionki jest absolutnym pogwałceniem sacrum sieciowego. A przecież taki zabieg niesie ze sobą szereg kompromisów, w efekcie więc znów potykamy się o przeciętność.


Największą bolączką jest jednak sposób rozumienia samych standardów sieciowych. Powstały one po to by “wytłumaczyć” niefrasobliwym webmasterom w przeszłości, że np. umieszczanie 20-tu migających bannerów na stronie może źle wpływać na przystępność informacji, lub katastrofalnie wydłużać czas jej ładowania. Standardy zasugerowały pewne zmiany na plus w momencie, gdy większość twórców www nie do końca zasługiwała na miano doświadczonych. Wytyczne te okazały się bronią obosieczną – dziś ograniczają doświadczonych i kreatywnych webmasterów do kurczliwego trzymania się tych samych zasad. Efekt jest taki, że największym sukcesem autora strony jest jej poprawność i fakt, że w ogóle działa.


Dla firm ważny jest efekt, nie technologia.

Paradoksalnie właśnie poprawne funkcjonowanie jest kartą przetargową pośród firm oferujących projektowanie stron. Ciągłe przechwałki o stronach zgodnych ze standardami nijak mają się do oczekiwań firm zlecających projekty, którym zależy przecież na efekcie, sprzedawaniu i klientach, a jakby na przekór płacą “ekstra” za to, że strona wykonana została jak należy.Tymczasem powinno to być wpisane w cenę – to norma, o której nie powinno się nawet wspominać, tak jak podczas kupna samochodu nikt nie pyta czy auto ruszy z miejsca. Oczywiste jest, że pojazd jeździć będzie, ale jakie oferuje dodatki? Niestety, w przypadku internetowego światka projektowego najważniejszą i często jedyną cechą jest właśnie – metaforycznie – zdolność pojazdu do poruszania się.

Odpowiedź w kwestii, czy warto wybierać producenta samochodu, którego sukcesem jest jeżdżące auto, pozostawiam do prywatnego rozpatrzenia.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena