Fragment książki "Enamorada" - Ela Walczak. Dostępna na rynku wydawniczym również jako - ebook. Serdecznie zapraszam do lektury. Za chilę ukaże sie druga część "Zakochana brzmi jak enamorada".

Data dodania: 2017-04-27

Wyświetleń: 731

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

LITERATURA - KOMEDIA - DRAMAT

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Enamorada - kolejny fragment książki Eli Walczak

Kapela rozpoczęła przyjęcie weselną piosenką Chan - Chan. Znam słowa, więc siedziałam i tłumaczyłam Mateuszowi, bo zawsze chciał wiedzieć, co oznaczają. Zwłaszcza dziś.

Z Alto Cedro jadę do Marane

Dojeżdżam do Cueto, potem do Mayari

Nie zaprzeczę miłości, którą czuję do ciebie

Wilgotnieją mi usta nie powstrzymam się

Kiedy Juanita i Chan Chan, przesiewali piasek na plaży

Jakże pośladki jej drgały, jakże Chan Chan się rozpalał

Oczyść przejście z suchych trzcin

Bo muszę usiąść na tym pniu, inaczej nie wytrzymam

- Co jej zrobił potem? - spytał Mati - Mówią coś o tym?

- Mówią w ostatniej zwrotce - odpowiedział Diego.

- Napijmy się bracie - podniósł kieliszek Mateusz i wszyscy śpiewaliśmy - łącznie z moim mężem, który kaleczył język i przesłanie tej pięknej pieśni.

Nie zabrakło „Besame mucho” i „Dos Gardenias para ti”

Dwie gardenie , które ci ofiarowuję znaczą, że mówię kocham

- I Tu Guo has hecho! - krzyknął Diego, to był tytuł znanej na Kubie piosenki Buena Vista.

Piosenka była piękna i wiedziałam, że zadedykowana kubańskiej miłości sprzed lat, która miała wytatuowane imię Juanita i Diego na piersiach. Poznałam, bo piosenka zaczynała się słowami:

Na pniu drzewa młodziutka dziewczyna wyryła swe imię…

- El Carretero! - krzyknęła Marysia, bo wychowała się w Hiszpanii i też wiedziałam, komu ją dedykuje i do kogo pije:

Drogą obok mojego domu, przejeżdżał wesoły woźnica. Śpiewał swe pieśni, jak beztroski wieśniak. Jadę do węzła kolejowego, tam rozładuję swój wóz. Będzie to koniec roboty, od której boli mnie grzbiet

- Chcesz mi coś dedykować? - spytałam Mateusza.

- Si. „Majteczki w kropeczki przemienię w barchany”.

O dwunastej tradycyjnie odbyło się rzucanie wianka i krawata pana młodego w stronę gości. Wianek złapała mama Diego, a krawat pies właściciela sali. Trzysta osób łapało, a tak się musiało skończyć. Może to dobry znak, ale nie konsultowałam tego z Rysiem, który o drugiej nad ranem zarządził karaoke. Miguel trzymał się dziarsko, ale widziałam jego twarz w sałatce o jakieś trzeciej, Mateusz padł o trzeciej trzydzieści, a Diego o trzeciej trzydzieści pięć. Panowie nie szczędzili sobie ciepłych słów i trunków. „Przygwiazdorzyliśmy” niewątpliwie.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena