Przepis na świąteczną kluskę w gardle.
Nie mogę się dostać do maku. Zasiałam po wanną, widzę tylko grzyby. Dobre i to.
– Kociu, może być grzybowa na Wielkanoc? Tak wiem, była na Wigilię. Mógłbyś mnie pociągnąć za nogi, bo się nie mogę wypchnąć . Dobra, wylazłam sama! – Ogłuchł, bo dmucha w balon, winko próbuje. – Pamiętasz, że na litr moczszu przypadają jakieś dwa litry cukru?.
- No właśnie – odezwał się Kociu – za słodkie. Za mało moszczu, za dużo cukru. Posmakuj. Czegoś tu brakuje. Myślę, że mocy. Pamiętam Wigilię, pierdziałem potem żarem. Tamto było za mocne. Z miłości do ciebie zrobię z tego likierek jagodowy, żebyś potem nie gadała sąsiadom, że się kończę jako człowiek. Dawaj jagódki.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
- Nie mów. Daj truskawki są w pralce. Coś przede mną ukrywasz kobieto. Albo lepiej mów, bo jak zacznę próbować, to się nie wykręcisz.
- Nie urosły.
- Nie wierzę. Szczegóły poproszę.
- Nawoziłam nie tym, co trzeba.
- Kocim czy psim?
- Twoim.
- I tymi spostrzeżeniami doprowadzasz mnie zawsze do szaleństwa. Zmartwychwstania nie będzie.
- Będzie Kociu, zostało trochę halucynogenków.
- Nie zostało kobieto.
- A co z nimi zrobiłeś?
- Dałem Maciaszczykom, na okoliczność nocy poślubnej.
- Szkoda, ale młodzi już nie byli. Idę do Żabki, chcesz coś?
- Ikry w postaci czystej małpki i kupon totolotka. Do świąt tydzień, wszystko się może wydarzyć. Cygar nie kupuj, skręci z tego zostało koło pieca.
- Gadasz, jak ostatni żul.
- Mam to po ojcu.
- A po matce?
- Zostały mi tylko wspomnienia, dlatego mam codziennie kluskę w gardle .
- I przepis Kociu na świąteczne potrawy i zacier.