Zapraszam do przyczytania kolejnego odcinka książki Enammorada Eli Walczak Tytuł dzisiejszego "Kubanosy" Ela i Mateusz jadą na Kubę

Data dodania: 2016-01-25

Wyświetleń: 1393

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

LITERATURA - KOMEDIA - DRAMAT

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

ODCINEK X

„Kubanosy”

            Z tym BBC, to nie była ściemka. Ale zamiast kretyńskich wspomnień o mobbingu, zaproponowałam im licencje na program „Łóżkowe rewolucje”. Pomysł się spodobał, więc jako stacja telewizyjna również zaczęliśmy się rozwijać. Postanowiliśmy z Mateuszem naprawdę odpocząć.

- Mateusz, co robisz?

- Robię listę przed wyjazdem.

Jechaliśmy z Kwiatkowskimi na Kubę, do Hawany. Zaproponowali nam to już jakiś czas temu, ale to był najlepszy moment, żeby spełnić swoje marzenie o wyjeździe. Od siedmiu lat byliśmy tak zapracowani, że nikomu nie chciało się jechać dalej niż na Mazury. Zapomnieliśmy już, jak to jest szykować się wspólnie w taką podróż. Mateusz był strasznie podekscytowany takimi wypadami. Najgorsze w nim było to, że miał jakąś kolejną fobię, która dotyczyła głodu w podróży. Szykował sobie sam jedzenie i chował w różne miejsca. W każdą torbę, która była pod ręką, w kieszenie kurtki. Kamuflował tak, żebym nie widziała. Zawsze mnie to wkurzało. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że muszę przy tym być.

- Co napisałeś?

- Chodź i pomóż mi.

- Pokaż karteczkę - były dwie kartki formatu A4 - Proszę cię. Chyba żartujesz. Lecimy samolotem. Ktoś, to będzie musiał dźwigać.

- Dobrze, skreśl co chcesz - oczywiście foch.

Skreśliłam. Została jedna karteczka, malutka.

- Co zabieramy do jedzenia na drogę? - w końcu zapytał.

- Żadnych kanapek. Na lotniskach są bary.

- Weź chociaż ze dwie kanapki dla mnie - poprosił błagalnym tonem.

- Mateusz, zaklinam cię. Zawsze to samo. Potem nie wiesz co śmierdzi w walizkach, bo tego nie jesz.

- Nie jem? Kiedy tak było?

- Zawsze, od dwudziestu pięciu lat.

- Zabierzmy chociaż kabanosy.

- Na Kubę, to chyba kubanosy.

- He, fajne - rozbawił się mój małżonek - to świetny pomysł. Dwa kilo weź. Obiecuję, że żadnego potem nie znajdziesz w walizce.

- He, fajnie. Bo ostatnio wyrzucałam z twojej walizki kilo kanapek i kilo majtek, bo wszystko było w maśle.

- Jestem dorosły Elżbieto i życzę sobie doświadczyć kubanosy tym razem.

- Ok, dogadaliśmy się.

- Najbardziej suche, kup. Poproszę, oczywiście. Nie patrz tak.

Jechaliśmy do Hawany. Tam mieszkali rodzice Diego. Widziałam ich zdjęcia. Pokazywał mi je Chan. Ojciec miał sporo ponad osiemdziesiąt lat i był niskim, bardzo sympatycznym staruszkiem, mama postawna i młodsza od taty i do tego bardzo piękna. Żyli skromnie. Maleńki domek otoczony pięknymi wijącymi się kwiatami. Hodowali osiołki. Urocze. Przeglądałam informacje w komputerze, przygotowywałam się do tego co, gdzie można zobaczyć. I koniecznie chciałam sprawdzić dojazd do plaży. Chociaż Kuba to wyspa, w którą stronę byś nie pojechał, to w końcu wyjedziesz na plażę.

- Zobacz, jaki mają fajny herb - Mateusz dosiadł do mnie, oglądaliśmy herb Hawany i poczytaliśmy trochę historii - Trzy zamki, klucz, ale nie napisali co oznacza.

- Zobacz tu, maleńka, rozwinięty przemysł tytoniowy, chyba nie wrócę.

- Żadnych rozmów o pracy. Spójrz Omara Portuondo, wiesz ta z Buena Vista Social Club. Boże, ona urodziła się w trzydziestych latach. Chce ją poznać i zrobić wywiad.

- Żadnych rozmów o pracy.

- Spójrz jak oni pięknie razem wyglądają.

- Kto?

- Omara i jej mąż. Tyle lat razem. Tyle ze sobą przeszli i dalej razem koncertują. Mateuszku...

- Co ?

- Chcę ją poznać.

- Jak, dziecino?

- Niech Diego coś wymyśli.

- Też chciałbym go poznać i zapytać co palił, że tyle wytrzymał z jedną kobietą?

- Świetnie. O której ten samolot?

- Elka, jutro o szesnastej. Ogarniaj temat kabanosów i całą resztę.

Tak naprawdę wszystko było ogarnięte, dzięki Marysi i Rysiowi. Patrzyłam na nich i postanowiłam, że po powrocie im się pomogę ogarnąć. Marnowali się. Na premierze zatańczyli tak, że chlipałam bez wstydu. Z dumą patrzyłam na nich. Nie wiedziałam jeszcze, co zrobię ale wiedziałam, że coś wymyślę.

Wsiedliśmy do samolotu. Przespałam całą drogę, bo nie lubię latać.

- Seniora - usłyszałam.

- Si - spojrzałam i zobaczyłam przed sobą ojca Diego.

- Lubię kabanosy - powiedział.

- Si, ja też - odpowiedziałam. Włożyłam rękę do torby, wyjęłam kabanos sztuk jeden i podałam padre.

- Seniora, dobre. Ale niedobrze zabijać osiołki.

- Kabanosy są z osiołków? - zapytałam.

- Si. Mogę jeszcze?

- Nie!

- Sam wezmę - sięgnął ręką do torby i widziałam jak rządzi kabanosami mojego Mateusza.

- Elka, obudź się. Gadasz przez sen po hiszpańsku - obudził mnie Mateusz.

- Rany, śniły mi straszne głupoty.

- Gdzie schowałaś kabanosy?

- No, nie. W walizce. Przestań.

Przeciskaliśmy się do przejścia. Wysiedliśmy. Diego uklęknął i ucałował swoją ziemię. To był chyba jakiś rytuał. Wsiedliśmy do taksówki, widok był niesamowity. Piękny kraj, piękne miejsce. Palm nie brakowało. Stare budowle, małe domki, wąskie uliczki, stare samochody. Nie widziałam nigdy podobnego miejsca. Dojechaliśmy do domu Diego.

- Padre, hola! - krzyknął Diego.

Znałam hiszpański, więc hola, oznacza „witam”.

- Hijo! - dobiegł padre i krzyknął „ synu ”.

Witaliśmy się i poznawaliśmy. Mieliśmy z nimi spędzić pięć dni. Mateusz wymyślił, że będziemy jednak spać w hotelu. Mieszkanko, było naprawdę małe, więc ciężko byłoby nam się pomieścić. Usiedliśmy z rodzicami Diego. Siłą rzeczy przyglądałam im się. Nie wszystko rozumiałam, ale wiedziałam, że tęsknili za sobą bardzo. Postanowiliśmy z Mateuszem poszukać hotelu. Zostawiliśmy walizki i poszliśmy na spacer.

- Mateusz, zobacz, knajpka Havana, chodź - weszliśmy do małej, przytulnej restauracji. Znaliśmy potrawy kubańskie tylko z przepisów. Zamówiliśmy świeżo wyciskany sok z trzciny cukrowej, z szacunku do padre, bo pracował z żoną na plantacji trzciny i kubańskie picadillo, duszona siekana wołowina z cebulą i pomidorami. Wzięłam przepis, gdybym jeszcze kiedykolwiek miała zrobić własny program „Ręce, które potrafią gotować” i pisałam:

¼ szklanki oliwy

1 posiekana cebula

8 startych ząbków czosnku

3 listki laurowe

1 kg mielonej wołowiny

1 puszka / 450 ml / pomidorów w zalewie

po ¾ szklanki rodzynek i oliwek

faszerowana papryka

¼ szklanki koncentratu pomidorowego

1 – 2 łyżeczki czerwonego octu winnego1 łyżeczka chilli

szczypta pieprzu kajańskiego

sól i pieprz

Rozgrzej oliwę, włóż cebulę, czosnek i listki laurowe. Duś 5 minut. Cebula powinna się zeszklić, ale nie przyrumienić. Teraz dodaj mięso. Smaż około 7 minut, rozdzierając grudki widelcem. Dodaj pozostałe składniki, duś 8 minut. Przypraw solą i pieprzem, wyjmij listki laurowe. Podawaj na ciepło.

- Mateusz, wezmę jeszcze przepis na...

- Elka, kup sobie książkę kucharską. Nie gotujesz całymi latami, robią to za ciebie inni. Twoje fasolki po bretońsku były koszmarne. Fajnie, że się rozwijasz, ale zostaw to innym.

- Camarero! - zawołał kelnera Mateusz -  Cygaro!

Kelner podał cygaro i ulotkę. Mateusz wziął ostentacyjnie i zapalił.

- Przeczytaj kobieto co tam napisali.

- Napisali jak się tworzy kubańskie cygara.

- Jak?

- Trzeba przejść pięcioletnie szkolenie. Wybiera się najlepszych.

- A widzisz, pomyślę kiedyś o produkcji cygar.

Aromat kawy przypominał również zapach kubańskich cygar.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena