Być może nie wszyscy zgodzą się z poglądem, iż każdy człowiek tworzy własny świat, własną rzeczywistość, więc co za tym idzie, każdy jest odpowiedzialny za to, co dzieje się w jego życiu. Można zrozumieć brak akceptacji tego faktu, gdyż początkowo taka myśl wydawać się może nieco absurdalna. Wszyscy przecież jesteśmy przyzwyczajeni do myśli, iż to świat zewnętrzny ma na nas wpływ – nauczyliśmy się tego, obserwując otoczenie i uznaliśmy to za coś normalnego. Tak więc uważamy, że wszystko, co nam się przydarza, ma swoją przyczynę „na zewnątrz”. Jesteśmy wręcz o tym przekonani. Czy jednak jest to do końca prawda? I czy rzeczywiście należy szukać przyczyn np. własnych problemów poza sobą? Proponuję rozważyć nieco inne podejście i zastanowić się przynajmniej przez chwilę nad tym, skąd biorą się wszelkie ludzkie problemy i nieporozumienia.
Jak jest naprawdę?
Człowiek jest istotą bardzo emocjonalną, więc praktycznie w większości przypadków jego reakcje na to, co się dzieje, są w pierwszej kolejności skierowane na czynniki zewnętrzne: innych ludzi lub też różnego rodzaju sytuacje. Nie ma co ukrywać, że szczególnie w przypadkach, w których występują problemy i nieporozumienia, człowiek automatycznie zaczyna się bronić i szuka „winnego” lub „sprawców” dramatu, który mu się przydarzył. Musi przecież obarczyć kogoś albo coś winą, ponieważ nie zrzuci 100% odpowiedzialności na siebie. To jest właśnie wspomniane działanie automatyczne. Ma jednak ono negatywny wpływ na człowieka, który szuka winnych – zamiast mu pomóc, pogarsza jego sytuację i stan psychiczny oraz fizyczny. Działając w ten sposób człowiek niczego ani się nie nauczy, ani nie rozwiąże swoich problemów. Dlaczego? Albowiem próbuje rozwiązać swoje problemy poprzez potępianie i osąd, szukając wszędzie winnych, nie zastanawiając się nawet, co sam tak naprawdę czyni. To tylko pogłębia jego i tak już poważną frustrację, która, kiedy „karmiona” jest potępianiem, może poczynić jeszcze większe szkody w jego życiu.
„On mi to zrobił”, „ona mi to uczyniła”, „mój szef jest niedobry”, „ci ludzie spiskują przeciwko mnie”, „oszukano mnie”, „on/oni mnie obrazili” itp. Czy brzmi to może znajomo? Oczywiście! Przecież to codzienność. Ile razy słyszysz coś takiego? Podejrzewam, że gdyby płacono Ci za każdym razem, kiedy słyszysz takie i podobne stwierdzenia, to byłbyś już dawno multimilionerem – gorzej jednak, jeśli sam używasz podobnych określeń. Gdyby na to wszystko popatrzeć z boku – czyli na to, w jaki sposób człowiek obarcza winą innych – to mogłoby się to wydawać nawet dość komiczne. Wszyscy są zazwyczaj „podejrzani i źli” oraz „niegodziwi”. Jeśli jednak wszystkich uznaje się za „podejrzanych i złych” to jak życie ma jawić się jako piękne? Jest coś jeszcze. Człowiek może widzieć w innych tylko to, kim sam w rzeczywistości jest. Nie mógłby widzieć czegoś, czym sam nie jest – tak na marginesie, jakiś czas temu poruszyłem to zagadnienie. I tutaj przestaje to być komiczne.
„Weź życie we własne ręce. I co się wtedy stanie? Coś strasznego: nie będzie kogo obwiniać”.
- Erica Jong
Co zatem należy zrobić, żeby wyrwać się z syndromu ofiary i obarczania winą innych? Należy zacząć szukać przyczyn zaistniałych sytuacji i problemów w sobie. To, co na zewnątrz odzwierciedla to, co wewnątrz. Jeśli coś się wydarza bądź wydarzyło, to jest to efektem wcześniej podjętych decyzji i przemyśleń oraz emocji, jakie temu towarzyszyły – lub ich braku. Jak to się mawia: nic nie dzieje się bez przyczyny. Sytuacje czy też osoby, które pojawiają się naszej drodze życiowej, są dosłownie przyciągane przez to, co myślimy, robimy i czujemy. Są rezultatem naszej dominującej postawy. Jeśli np. ktoś cały czas narzeka, obwinia i potępia, to tak naprawdę co przyciąga do siebie? To, czym sam jest. Także warto zmienić swoje nastawienie do siebie, innych ludzi i do świata. Zrobić to można oczywiście poprzez zrozumienie faktu, iż samemu jest się twórcą własnego życia – trzeba wziąć pełną odpowiedzialność za siebie. Czy to znaczy, że teraz, zamiast innych ludzi należy obwiniać i karać siebie? Absolutnie nie! To też do niczego dobrego nie doprowadzi. Karanie i obwinianie czy to innych, czy też siebie jest szkodliwe. W ten sposób również do niczego się nie dojdzie ani nie rozwiąże się własnych problemów. Chodzi tutaj raczej o uzyskanie zrozumienia wobec tego, co się wydarzyło, i wglądu w siebie, niż o ciągłe rozgorączkowane bieganie w poszukiwaniu winnych. Tylko w ten sposób można odmienić swoje życie i uniknąć w przyszłości ponownych „problemów”, za którymi stoją „inni” – cokolwiek to znaczy i kimkolwiek ci inni są.
Wzięcie odpowiedzialności za własne życie i za własne czyny to klucz do zmian. To wspaniała możliwość do przeprogramowania się z człowieka sfrustrowanego na takiego, który jest w pełni świadomy tego, co się wokół niego dzieje i przede wszystkim wie, dlaczego to się dzieje. Dlatego taki człowiek jest w stanie tak pokierować swoimi myślami i działaniami, żeby te przyniosły mu inne rezultaty, niż miało to miejsce w przeszłości pełnej problemów i osądów. Może się to wydawać ciężkie do wdrożenia w życie – albowiem będzie nieco bolesne. Jednak warto to zrobić. Zasadniczo wzięcie pełnej odpowiedzialności za siebie i za własne życie nie jest niczym trudnym. Niestety nawyk obwiniania, którym operowało się praktycznie przez całe życie, może tkwić głęboko zakorzeniony w człowieku, więc potrzeba będzie nieco czasu na całkowitą transformację i pozbycie się go. Mimo wszystko taka praca nad sobą jest bardzo wskazana, gdyż przestawienie się z bycia „ofiarą wszelkich spisków” na człowieka świadomego to ogromny krok w samorozwoju – i jeden z najważniejszych. I co również ważne, nie można na tym stracić. Można jedynie zyskać. Także żadne ryzyko i skutki uboczne nie istnieją. Więc może dobrze byłoby się za to wziąć? Przecież jest to o wiele lepsze zajęcie niż szukanie przez całe życie winnych oraz osądzanie i potępianie ich za coś, co tak naprawdę samemu się spowodowało. W ten sposób człowiek może stracić całe życie na… traceniu nerwów. Nie trzeba dodawać, jak to się odbije na zdrowiu psychicznym i fizycznym oraz na samym życiu.
Pamiętaj, że obwiniając i osądzając innych, nic nie zyskujesz. Prawda jest taka, że jedynie tracisz – i to bardzo wiele. Zmarnujesz tylko czas, zdrowie i życie. I to w imię czego? Rozsądniejsze zatem jest wzięcie pełnej odpowiedzialności za siebie i za własne życie. Dzięki temu można naprawdę zacząć żyć przez wielkie „Ż”, zamiast tylko egzystować. Tego Ci z całego serca życzę.