Według definicji WHO (Word Health Organisation) zdrowie to nie tylko brak choroby, ale także samopoczucie czy wręcz przekonanie o braku chorób. Z tego względu osoba, która jest przekonana, że coś jej dolega, mimo że wszystkie wyniki badań wypadają prawidłowo, nie może być uznana za osobę zdrową. Podobnie, jeżeli w organizmie pewnej osoby już rozwijają się komórki rakowe, ale jeszcze żadne wyniki badań obrazowych i diagnostycznych tego nie potwierdzają (nie wykrywają), to osoba taka może być uznana za zdrową.
IBS niewątpliwie jest chorobą według definicji WHO - pacjenci z tym schorzeniem doświadczają wielu przykrych objawów, a ponadto ich samopoczucie nie jest satysfakcjonujące. Jednak lekarze wciąż nie traktują tych pacjentów poważnie. Wynika to z tego, że współczesna medycyna jest nastawiona na leczenie objawowe, a nie przyczynowe - przecież pacjent z IBS nie ma wykładników stanu zapalnego w jelitach, badania obrazowe i inne diagnostyczne wypadają prawidłowo, wyniki morfologii krwi nie budzą podejrzeń. A objawy przedmiotowe, takie jak zatwardzenie czy biegunka mogą być łatwo zwalczane za pomocą tabletki - nie wnikając w ich przyczynę. Można nawet powiedzieć, że sama choroba jest leczona "objawowo".
Inną przyczyną takiego stanu rzeczy jest norma. Pojęcie normy jest zwykle rozumiane opatrznie. Norma w medycynie ma wiele wspólnego z normą statystyczną. Normę wyznacza się na grupie reprezentującej populację ludzi zdrowych, najlepiej jak największej. Rozkład normalny obejmuje 95% wyników. Pozostałe 5% powyżej lub poniżej "normy" to ludzie chorzy lub z tak zwaną normą indywidualną (szara strefa). W grupie, która nie spełnia warunków rozkładu normalnego, normę wyznacza się mało skomplikowaną metodą percentylową. Biorą pod uwagę częstotliwość występowania IBS w społeczeństwie, można powiedzieć, że objawy IBS występują u tak wielu ludzi, że to już prawie norma. A skoro norma - to po co dręczyć lekarza?
Nawet podręczniki do medycyny w miejscu opisywania IBS nie mówią o schorzeniu, chorobie, ale o "dysfunkcji" czy "zaburzeniu". IBS to dysfunkcja przewodu pokarmowego, bo przecież choroba to zbyt poważnie brzmi, a IBS ani nie zagraża życiu, ani nie powoduje żadnych konsekwencji zdrowotnych. Ot, po prostu "zaburzenie", nie "choroba".
Tymczasem pacjenci z IBS cierpią prawdziwe katusze - IBS utrudnia normalne funkcjonowanie, życie towarzyskie, jest przyczyną absencji w pracy i szkole. Ludzie z IBS często dostają depresji czy nerwicy z powodu tego "zaburzenia". Do tego stopnia, że warto zastanowić się, czy problemy z psychiką, które są wymieniane w podręcznikach jako jedna z głównych przyczyn IBS to czasem skutek, a nie przyczyna tego "zaburzenia".
Warto podkreślić w tym miejscu, że lekarze powinni leczyć pacjenta, a nie wyniki badań. Lekarz nie powinien cieszyć się, że wynik kolonoskopii czy gastroskopii jest dobry, ale powinien przede wszystkim zwrócić uwagę, że pacjent cierpi, ma biegunkę, boli go brzuch. Tylko wtedy, gdy IBS będzie traktowane jako choroba, na równi z rakiem, cukrzycą czy anemią, istnieją szansę na poprawę tego stanu rzeczy, a pacjenci nie będą marginalizowani i odsyłani do psychiatry.