Chciałam się z Wami podzielić przygodą, jaka przytrafiła mi się podczas ostatniego urlopu. Tegoroczne wakacje spędzaliśmy całą rodziną na Bałkanach, gdzie po raz pierwszy zdarzyło mi się medytować.

Data dodania: 2013-10-04

Wyświetleń: 1760

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

OPOWIADANIE

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Pogoda dopisała wyjątkowo, bo przez całe dwa tygodnie nie spadła ani kropla deszczu. Dla mnie to wyjątkowa pogoda, bo jakoś nie zdarzyło mi się do tej pory, żebym miała przez cały urlop słoneczko.

W przedostatni poranek wstałam troszkę wcześniej od reszty, wyszłam sobie na taras, żeby się jeszcze na koniec nacieszyć pięknymi widokami, ciszą i spokojem. Zrobiłam sobie kawę, skuliłam się wygodnie w fotelu i patrzę przed siebie. Ostatnio czytałam kilka książek zachęcających do medytacji, więc tak sobie myślę – może by tak spróbować? Warunki idealne, więc dlaczego nie?

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zamknęłam oczy, oddycham głęboko, wyobrażam sobie jak tu cicho i spokojnie, jak napełnia mnie energia. Ciepłe, niebieskie światło przelewa się we mnie. Spływa od czubka głowy, poprzez całe ciało. Coś jakby sen, ale wszystko czuję i słyszę wokół. Bosko. W takim stanie mogę spędzić resztę dnia. Jednak to ostatnie chwile wolności, więc wyobrażam sobie, jak wykorzystamy ten dzień. Oczywiście będzie grzało, więc wzmocnię sobie brązik. Jak zwykle ciepła, czysta, lazurowa woda. Może uda się wyciągnąć piękną muszlę, może trafi się jakaś ośmiornica albo inny morski stworek, to sobie pooglądam... Może jeszcze coś innego..... Nie wiem, ale z pewnością będzie pięknie.

Myślę sobie – chyba wyprostuję nogi, wtedy energia będzie przepływać swobodniej.

Ponownie, jak pomyślałam, tak zrobiłam.

Powolutku prostuję nogi, jedną kładę na podłodze, drugą kładę….

Jeszcze nie zdążyłam położyć tej drugiej, a tu nagle jak mnie coś w nogę rypnęło! Taki prąd mnie przeszedł, że chyba wszystkie czakry otwarły się równocześnie!

Co jest grane?

A no, tak mnie osa ucięła w palec, że trudno z bólu wytrzymać. Wybrała chyba najgorsze miejsce, jakie mogła – środkowy palec prawej nogi, od spodu.

Finał mojej medytacji był następujący: pierwsze pół dnia spędziłam leżąc na łóżku i wyciągając nogę do okna – lekki wiaterek choć troszkę przynosił ulgę. Drugie pół dnia trzymałam nogę w wodzie – to też przynosiło nieco ulgi. Ta osa była wyjątkowo jadowita, bo miałam wrażenie, że mi palec urwie. Niestety o płetwach i nurkowaniu mogłam sobie pomarzyć, bo noga spuchła i nici z zabawy.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena