Tłusty Czwartek w dawnych czasach rozpoczynał kilkudniowe święto tzw. "Tłusty Tydzień". Ostatni tydzień karnawału był czasem najhuczniejszej zabawy. W tym czasie najważniejszy był suto zastawiony stół i pełne kielichy. Obecnie ze staropolskiej tradycji pozostał nam jedynie Tłusty Czwartek, kiedy to dozwolone jest objadanie się bez umiaru.

Data dodania: 2013-02-13

Wyświetleń: 2480

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dzień ten jednak obchodzimy nieco inaczej niż kiedyś, nawet dzisiejsze wypiekane pączki nie przypominają smakołyków sprzed sześciuset laty. Zobaczmy więc, jak obchodzono Tłusty Czwartek dawniej w Krakowie.

 Zgodnie z tradycją chrześcijańską Tłusty Czwartek obchodzimy w ostatni czwartek przed Środą Popielcową. Kiedyś ten dzień rozpoczynał ostatni tydzień karnawału, który był czasem najhuczniejszej zabawy. W poprzednich wiekach ostatnie dni karnawału obchodzono hucznie i z fantazją. Bawili się wszyscy - szlachta i służba, wdówki i mężatki, młode panny i starcy – a cel był jeden, najeść się i wyszaleć przed Wielkim Postem. Zwyczaj zabawy Tłustego Tygodnia, spotykany w Małopolsce, powstał na przełomie XVI- XVII w.

"Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła" – mówi staropolskie przysłowie. Zgodnie z tradycją pączki powinno się przygotowywać samemu. Przygotowania do ostatnich dni karnawału gospodyni zaczynała więc od wypieku ciasta, które zawierało dużą ilość tłuszczu, który był symbolem szczęścia i obfitości. Dawne pączki różniły się znacznie od tych obecnych.  Były wypiekane z  ciasta chlebowego i nadziewane często słoniną, boczkiem i mięsem. Wielkość tych wypieków też była imponująca, przypominała dwie nasze złożone pięści.

 W Krakowie w tłusty czwartek odbywał się na Rynku Głównym tak zwany babski comber. Legenda głosi, iż zapoczątkowany został przez krakowskie przekupki. W rocznicę śmierci pewnego nieprzychylnego im wójta Combra, zbierały się na krakowskim Rynku, aby świętować: śpiewały, tańczyły, zaczepiały przechodniów, głównie mężczyzn. W szczególności polowały na nieżonatych mężczyzn, by do ubrań dowiązać im drewniany kloc drewna. Miała to być kara za stan kawalerski nieszczęśnika, który w karnawale nie uwinął się z ożenkiem. Od wstydliwego piętna można się było wykupić jedynie wódką.

W ostatnie dni karnawału popularne było również chodzenie ulicami w przebraniu cygańskim, żydowskim czy dziadowskim i odgrywanie zabawnych scenek. Innym zwyczajem utrzymującym się do połowy XIX wieku były kazania szlacheckie. Należało w przebraniu imitującym strój liturgiczny (z koszulą zamiast komży i pasem na szyi zamiast stuły) wygłosić kazanie. Miało ono być zabawne i dowcipne. Musiało również być wypowiedziane płynnie, bez zająknięć, powinno dotyczyć ważnych postaci z historii starożytnej i nowożytnej.

Z atrakcji tłustoczwartkowych zachowała się tradycja związana z pączkami. Od roku 1995 zbiera się w wybranym miejscu w Krakowie szacowne gremium, oceniające oferowane przez lokalne cukiernie pączki. Smakosze oceniają ciasto, polewę, nadzienie, a wyniki publikowane są na łamach „Gazety Wyborczej”. „Gazeta Krakowska” natomiast z restauracją Wierzynek organizują mistrzostwa w jedzeniu pączków na czas. Reguła jest prosta – mając do dyspozycji szklankę wody i tacę pełną pączków, należy spożyć w ciągu 5 minut jak największą ich liczbę. Zwycięzca otrzymuje na rok tytuł Mistrza Pączkowego i zaproszenie na romantyczną kolację dla dwojga.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena