Najgorszy pierwszy dzień
To wtedy najtrudniej jest wstać z łóżka i skoncentrować się na nagromadzonej pracy. Niełatwo jest też "wbić się w rytm" i z marszu wrócić do swoich codziennych obowiązków.
Dlatego bardzo ważne jest odpowiednie nastawienie, plan, który będziemy skutecznie realizować i świadomość, że nie jesteśmy w tej sytuacji osamotnieni. Dobrym pomysłem na rozpoczęcie pierwszego pourlopowego dnia pracy jest wymiana wrażeń i powspominanie tego, co robiliśmy przez ostatnie dni. Zdecydowanie przyjemniej jest wrócić do obowiązków z takim właśnie nastawieniem. Ten "pierwszy" dzień w pracy na szczęście mamy już za sobą! Są tacy, którym wystarczy kilka godzin, aby przestawić się na nowy rytm codzienności. Są jednak i tacy, którym przychodzi to trudniej. Jak więc przetrwać poświąteczne chwile?
Grunt to nastawienie
To od niego najwięcej zależy, a i nasza świadomość, że „rzeczywistości nie zmienimy” ma niemałe znaczenie. Spróbujmy więc skupić się na energii, jaką zebraliśmy podczas urlopu i wykorzystać ją do zwiększenia swojej efektywności w pracy. Ze świeżym umysłem możemy zrobić więcej i szybciej, dzięki czemu zyskamy więcej czasu dla siebie i świadomość dobrze wykonanej pracy. Taka świadomość zdecydowanie relaksuje, a i szef zobaczy, że nasz świąteczno - noworoczny odpoczynek wychodzi mu na dobre.
Bądźmy aktywni. Po grudniowym obżarstwie dobrze - nie tylko dla ciała, ale i umysłu - zrobi nam spora dawka ruchu. Dlatego w styczniu, częściej niż na co dzień, wybierzmy się na basen, siłownię czy zwyczajnie, na długi spacer. Aktywne zajęcia skutecznie poprawiają nastrój, szczególnie kiedy chcemy zrzucić nagromadzone przez święta zbędne kilogramy.
I jeszcze coś
Zdaniem Wiktora Koszyckiego, analityka zachowań społecznych, ważne, aby pomimo stresu wywołanego powrotem do pracy, rozleniwienia połączonego z nagromadzeniem obowiązków i tęsknotą za kolejnym urlopem, pamiętać o tym, co czeka nas w domu. Dystans do otaczającej rzeczywistości bardzo pomaga w zbieraniu sił i efektywniejszym podejściu do pracy. Skoncentrujmy się więc na tym, co przyjemne, zaplanujmy sobie najbliższy weekend, pokażmy szefowi naszą pourlopową efektywność i pamiętajmy, że - jak głosi telewizyjna reklama - pracujemy po to, żeby żyć, a nie żyjemy po to, żeby pracować. I tak aż do kolejnego urlopu.