Zwycięstwo satysfakcjonuje podwójnie. Kapitan Matthias Sammer wzniósł w górę puchar na obiekcie znienawidzonego przez rzeszę kibiców BVB Bayernu Monachium.
W 1996 roku gracze BVB zdołali obronić tytuł majstra Niemiec. Tym razem na kolejkę przed końcem sezonu, remisując z TSV 1860 Monachium 2:2. Tym samym po raz kolejny otworzyła sobie furtkę do udziału w Lidze Mistrzów. Los przydzielił im w losowaniu grupę B. Atletico Madryt, Steaua Bukareszt i polski Widzew Łódź. Faworytów tej grupy nie ciężko było się doszukiwać. Borussia zakończyła zmagania grupowe na drugim miejscu, tuż za lepszym tylko bezpośrednio Atletico Madryt. Ze Steauą wygrali dwukrotnie (4:0 i 5:3), z Widzewem Łódź rywalizacja przebiegała dość wyrównanie. W Dortmundzie BVB wygrało 2:1, natomiast w Łodzi padł wynik remisowy 2:2. Fanów w całej Europie elektryzowały spotkania na szczycie grupy B. W stolicy Hiszpanii lepsza okazała się Borussia, tylko o jedną bramkę. Natomiast na Westfalenastadion po zaciętym pojedynku Atletico wygrało 1:2 i w klasyfikacji ogólnej okazało się lepszym od BVB.
Faza play-off była usłana różami dla graczy BVB. Jak wiadomo, każda róża ma swoje kolce. W ćwierćfinale trafili na zwycięzcę grupy A, francuskie AJ Auxerre. Gładkie zwycięstwo 3:1 i ciężka przeprawa na stadionie we Francji (1:0) dały awans do kolejnej fazy tych rozgrywek.
„Manchester United…”- to usłyszeli kibice Borussii, gdy czekali na rywala w półfinale. W pierwszym meczu Niemcy wygrały 1:0. Nie był to wynik dający jakąkolwiek nadzieję na finał, albowiem rewanż grali na Old Trafford. W rewanżu szybko objęli prowadzenie, co jeszcze bardziej podrażniło dumę trenera sir Alexa Fergusona i kibiców „Czerwonych Diabłów”. W czasie tego meczu narodziła się nowa legenda. Jungen Kohler zasłużył na miano bohatera. Za każdym razem z samej linii bramkowej wybijał piłkę, uderzaną prze Eica Cantonę. Od tamtej pamiętnej chwili kibice zaczęli nazywać go „Piłkarskim Bogiem”.
Tego pragnął każdym wierny fan. Zagrać finał Ligi Mistrzów na terenie znienawidzonego Bayernu Monachium. To miała być wisienka na torcie całego wysiłku, jaki nosił nazwę tryumf w LM. Dwie wspaniałe bramki Karla- Heinza Riedlego, ale przede wszystkim cudowny gol Larsa Rickena, przeszły na zawsze do historii niemieckiej piłki. Zaledwie 19-letni pomocnik przelobował doświadczonego Angelo Peruzziego i to za pierwszym kontaktem z piłką. Potrzebował tylko minuty, aby ustalić wynik i odebrać szansę Juventusowi. Tryumf w stolicy Bawarii oznaczał zakończenie wspaniałej ery Ottmara Hitzfelda. Na razie tylko Jurgen Klopp stara mu się dorównać w dorobku trofeów. Obronił Mistrzostwo Niemiec, a teraz walczy o jak najlepszą pozycję w Europie. Czy uda mu się powtórzyć sukces z 1997? Któż wie. Wszyscy wiedzą natomiast, że historia lubi się powtarzać.
Finał Ligi Mistrzów, 29 maja, Monachium.
Borussia 3-1 Juventus (Riedle 29 i 43, Ricken 71 - Del Piero 64)
Borussia: Klos- Kohler, Sammer, Kree- Reuter, Lambert, Paulo Sousa, Heinrich- Moller (88. Zorc)- Riedle (67. Herrlich), Chapuisat (70. Ricken). Trener: Ottmar Hitzfeld
Juventus: Peruzzi- Juliano, Montero, Ferrara, Porrini (46. Del Piero)- Jugović, Deschamps, Zidane, Di Livio- Vierii (63. Amorus), Boskić. Trener: Lippi