MAZURSKI OBOZOWY WIECZÓR
Znów siedzimy przy ognisku.
Włodek naciął sporo drzewa.
Każdy trzyma po kieliszku –
Panna Jadzia dziś polewa.
Ogień płonie, iskrą strzela,
Zosia strasznie się zaśmiewa
Z tego, co jej rzekła Hela.
Panna Jadzia znów polewa.
- No to zdrowie! – Jurek woła.
Artur Coli se dolewa.
Wszyscy piją dookoła.
Panna Jadzia już polewa.
- Są patyki i kiełbaski
Jeśli ma ktoś z was życzenie! –
Już na twarzach złote blaski.
Rozpoczyna się pieczenie.
- Nie kręć ostro, bo ci zleci! –
- Pilnuj swojej, bo się pali! –
- Trzymaj. Ja zajrzę do dzieci. –
Panna Jadzia lufę wali.
Michał z nikim nie rozmawia -
Ani z żoną, ani z siostrą
I wódeczki też odmawia –
Wczoraj było bardzo ostro…
Dzisiaj co najwyżej piwko –
Z zimnej wody buteleczka.
Zza ogniska, naprzeciwko,
Głos: - Hej, Jadzia! Gdzie wódeczka!? -
Wszyscy niby rozmawiają,
Michał drzemie, Kasia ziewa,
Mówią, ale nie słuchają.
Jadzia sobie też polewa.
Druga w nocy. Wszyscy poszli
I nikomu nie przeszkadza,
Że niektórzy już nie doszli.
Teraz pije panna Jadzia.
I codziennie przy ognisku
(Aż z radości dusza śpiewa!)
Tak siedzimy, pysk przy pysku –
Zawsze inny ktoś polewa.
To jest polski wypoczynek,
Niech się tutaj nikt nie gniewa,
Plenerowy odpoczynek!
No, a Jadzia nam polewa.
24.08.2012 r.
1250
BALANGA U SZWAGRA
Ja preferuję wczasy rodzinne.
Szwagrowie mają te same gusta.
Lubimy plener. Nie żadne inne.
Najlepiej w przyrodzie, która jest pusta.
Mieszkam na jachcie. Szwagier w przyczepie.
Ja przy pomoście, on głębiej w lesie.
Trudno powiedzieć, kto mieszka lepiej.
O! Wrócił z miasta. Zakupy niesie.
Potem przychodzi i mówi te słowa:
- Pod wieczór przyjadą dwie dupcie z miasta.
Odbędzie się u mnie balanga fajowa
I nie dyskutuj – masz być i basta!
Jak tylko u mnie ognisko zapłonie
Podrywaj odwłok, bierz jakieś piwo,
A zresztą zabierz, co wpadanie w dłonie
I dawaj do mnie szparko a żywo! -
- No, w dechę – myślę – jest propozycja,
Gdy można jakąś pannę wyhaczyć.
W dupie z wiernością! Precz prohibicja!
Przecież urlopy muszą coś znaczyć! –
Siedzę na łodzi. Spokojnie czekam
Aż w końcu u szwagra dym się pojawi.
Z wypiciem piwa wciąż zwlekam i zwlekam…
Wypiłem łyka. Łyk mnie nie zbawi…
Minęła jedna i druga godzina.
Oczekiwania to czas był niemały.
Patrzę nad trzciną: a dymu ni ma.
Czyżby dupeńki nie przyjechały?
Minęła trzecia i czwarta godzina,
Libido jakby zaczyna zamierać.
Patrzę nad trzciną, a dymu ni ma.
Wypiłem ćwiartkę. Pora umierać.
Nagle u burty dwie hoże dziewoje
Stają z uśmiechem (tu dech mi zaparło),
No i meldują (aż przyznać się boję),
Że one by chciały ze mną na tarło!:
- Przyszłyśmy do pana. Proszę się zgodzić.
U pana szawgra z balangi chała.
To my wolimy u pana na łodzi,
Bo żona do niego dziś przyjechała. –
20.08.2012 r.
2036
I proszę o wybaczenie za te trzy słowa, ale bez nich nie byłoby tego wiersza :)