KOŃSKI ŻYCIORYS
Gdym się urodził źrebakiem,
To nigdy w miejscu nie stałem
I będąc końskim chłopakiem
Po łąkach galopowałem.
A gdy czas nieco podgonił
Zacząłem, bo byłem młody,
Ten Młodych Championat Koni
W Skokach Przez różne Przeszkody.
Wnet klaczki się pojawiły.
Ja jurnym ogierem byłem,
One dłużej, krócej były,
A ja je bez przerwy kryłem.
Ma młodość mnie rozpierała,
Nawet nie przyszło do głowy,
Że wiecznie nie będzie trwała
I w końcu zgubię podkowy.
Kilka lat temu jeszcze
Nadal ogierem się było…
Dziś starą chabetą jestem
I skakanie się skończyło.
Więc tak sobie teraz myślę,
Że, chociaż żyję uparcie,
To – tak ujmując to ściśle -
Skończę jako dla psów żarcie
Zarżnięty w rzeźni jak prosię.
A sprzedany dla pieniędzy –
Bez sentymentu. Więc proszę:
Uratuj!
Do kuchni nędzy!
26.12.2006r. 1614
SAMOTNOŚĆ NAD KIELICHEM
Do kawiarni koń przychodzi,
Wódkę zamawia i siedzi.
Pysk obwisły, wzrok ma w dali
I wódkę za wódką wali.
- Co tak, koniu, chlasz samotnie
Pod tym kawiarnianym oknem?
Czemu nie pijesz z dorożką
(Bo ona wali niemnożko…)?
- Zaraz mówię. Gdzie jest trawa?...
Jest! Więc smutna jest to sprawa:
Ona musi się odchamić
I pije teraz z dyszlami.
Dlatego ja, tak samotnie,
Siedzę i piję pod oknem.
A tam, gdzieś, głupia, do woli
Z dyszlami, drynda, swawoli…
Tak, koniu, bywa na świecie,
Gdy cię samotność przygniecie.
Pisz. 26.06.2006 r. 1522