Pożegnanie ołowianych żołnierzyków |
||||
Tak niedawno odeszli na strych, Nikt go nie dogoni...
|
Zegar |
To tykanie mojego zegara, |
Orfeusz w drodze |
W pustce tych jaskiń noc sie kruszy, |
* * *
to mój dziennik żeglugi |
Złotopłowa 2 |
znowu mi |
Nie płacz |
nie płacz |
ITAKA |
|
LISTOPAD |
Listopad – to, moja miła, niebezpieczna pora; |
CZAS |
|
Codzienność |
|
Nieobecni |
|
Spacer bez Alicji |
|
w ukryciu |
zamykamy siebie |
UMARŁEM WCZORAJ |
Umarłem we śnie… i leżałem nagi… Nade mną darły się chrapliwie wrony… Chciałem się zbudzić – nie miałem odwagi ! Nazbyt głęboko we śnie pogrążony, Czułem jak czarna zapomnienia rzeka, Przez moje włosy leniwie przecieka… W pół ruchu stanął oniemiały zegar, Szreń gwiezdna ciekła przez powiek witraże, W punkt osobliwy świat się cały zbiegał, I zapomniane, umarłe pejzaże Drzewami ciszy we mnie wyrastały… Śnieg na nie padał gorący i biały… Spoza tej ciszy – Ty płynęłaś do mnie Na łodzi z blasku, po leniwej fali… Ptaki krzyczały w mroku nieprzytomnie Strach mi gromnicę na dnie serca palił… Piasek na oczy sypał się przedwcześnie… Leżałem nagi, bo umarłem we śnie… |