Wizerunek Matki Boskiej, który w latach 60-tych pojawił sie na ścianie ruin zamku Gryf w Proszówce był bardzo popularnym tematem w Kotlinie Jeleniogórskiej...

Data dodania: 2011-03-14

Wyświetleń: 4243

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

     Na jednej ze ścian ruin zamku Gryf wznoszącego się nad Proszówką, niewielką wsią położoną niedaleko Gryfowa Śląskiego, pojawiła się Matka Boska. Była druga połowa lat 60-tych XX-tego wieku, schyłek epoki „gomółkowskiej”, czas niezbyt sprzyjający cudownym objawieniom i świętym wizerunkom pojawiającym się nie tylko w kościołach, ale nawet na ścianach zabytkowych budowli.

     W murach zamku Gryf niesamowite historie zdarzały się dotychczas dość często; w czasach bardzo odległych miały tutaj swoje gniazda drapieżne gryfy, od końca XIV wieku w okolicy straszył bezgłowy upiór raubrittera Wolfa von Rompke zdekapitowanego z rozkazu Benesza Chuśnika. W czasach Schaffgotschów, którzy gospodarzyli w Proszówce od pierwszych lat wieku XV, biegały po zamku magiczne myszy, a w zamkowych komnatach można było dość często doświadczyć obecności Białych i Czarnych Dam, co jak się wydaje stanowiło naturalną atrakcję większości średniowiecznych budowli. Matka Boska jednak pojawiła się w Proszówce po raz pierwszy i to w czasach, kiedy cudów i objawień nie spodziewano się zupełnie...

     Ówczesne socjalistyczne władze zareagowały bardzo szybko – wizerunek Matki Boskiej pojawiający się na widocznej z daleka ścianie zamku starano wytłumaczyć kwitnącym akurat rzadkim gatunkiem mchu, który jakoby upodobał sobie specjalnie zamkowe ruiny. Później, zimą – kiedy argumenty botaniczne straciły rację bytu, obecność Przenajświętszej Panienki starano się wytłumaczyć złudzeniem optycznym polegającym na odpowiednim oświetleniu ruin promieniami słonecznymi. Tłumaczenie to nie wytrzymywało również konfrontacji z rzeczywistością – Matka Boska widoczna była również w pochmurne, bezsłoneczne dni, a także po zapadnięciu zmroku...

     Z dużym dystansem do „cudu w Proszówce” podeszły również władze kościelne; z legnickiej kurii biskupiej przyjechali księża, którzy w liczbie kilku zwiedzili zamek, sfotografowali ścianę z wizerunkiem Niepokalanej i odwiedzili proboszcza parafii w pobliskim Gryfowie Śląskim. Niedługo po tej wizycie do ruin dotarł również gryfowski proboszcz, który w towarzystwie ministrantów ruiny poświęcił wstrzymując się przy tym od jakiegokolwiek komentarza.

      Nad podziw sprawnie działała natomiast krajowa „poczta pantoflowa” - do Proszówki zaczęli napływać pielgrzymi; najpierw pojawili się mieszkańcy pobliskich wsi i miasteczek, potem w grupach coraz bardziej zorganizowanych zaczęli przybywać także pątnicy z ościennych województw, jeszcze później coraz liczniej odwiedzali zamkowe ruiny mieszkańcy wszystkich regionów kraju. Bez przesady można powiedzieć, że na krótko Proszówka stała się jednym z centrów turystyki religijnej w Polsce.

   Pomimo oświadczeń wydanych przez władze świeckie i kościelne, które w jednakowej mierze starały się zdyskredytować zjawisko liczba pielgrzymów przybywających do Proszówki nie malała, a nawet przeciwnie odnotować można było coraz większa rzeszę ludzi pragnących doświadczyć cudu na ścianie zamkowych ruin. Niemały udział w napływie pątników do ruin zamku Gryf miały wydarzenia, które w świadomości pielgrzymów powiązane były bezpośrednio z wizerunkiem Matki Boskiej jaki zagościł we wspomnianych ruinach.

     Chodziło o cudowne uzdrowienia ludzi, którzy do Proszówki przybywali na kulach i wózkach inwalidzkich, a po udaniu się na zamkową górę wracali do domów o własnych siłach, stając się apostołami dobrej nowiny i mocy jakie zagościły w niewielkiej dolnośląskiej wsi. Takich cudownych uzdrowień, które odnotowano w tym czasie w Proszówce byłe rzeczywiście sporo; zaczęło się od tego, ze niewidoma kobieta z Jeleniej Góry doprowadzona do ruin niespodziewanie odzyskała wzrok. Niedługo później kilkunastoletnia dziewczynka ze Świeradowa, chorująca od urodzenia i poruszająca się na wózku inwalidzkim, zaczęła chodzić o własnych siłach. Szczególnie głośne stało się uzdrowienie mężczyzny z Gdańska, który do Proszówki przybył w ostatnim stadium choroby nowotworowej, kiedy lekarze nie dawali mu już żadnych szans.

     Wszystkie te wydarzenia spowodowały, że do ruin zamku Gryf, w nadziei na cudowne wyleczenie zaczęli ściągać wszyscy, którym oficjalna medycyna nie potrafiła pomóc. Trudno dzisiaj powiedzieć czy kolejne uzdrowienia miały miejsce na zamkowej górze. Czas był bowiem trudny i niespokojny – w polskich uczelniach burzyli się studenci, na murach polskich miast ukazywały się nie tyle święte wizerunki, ile antykomunistyczne napisy... Na Pomorzu, a także w innych regionach kraju rozpoczynały się pierwsze strajki...

     Wizerunek Matki Boskiej widniejący na ścianie zamkowych ruin w Proszówce, jakby w przeczuciu zbliżających się narodowych dramatów i tragedii, zaczął tracić swoją wyrazistość, aż w końcu którejś jesiennej nocy rozpłynął się zupełnie i zniknął...

                                                                          Tadeusz Siwek

Licencja: Creative Commons
2 Ocena