Czy wiara w Boga ogranicza, czy wspomaga osiąganie sukcesów? Na ile osoby zajmujace się obecnie rozwojem osobistym czerpią z istniejących religii? Czy metody rozwoju osobistego zrobiły ogromny postęp w ciągu ostanich kilkunastu lat czy po prostu wracamy do korzeni w bardziej współczesny sposób?

Data dodania: 2008-02-07

Wyświetleń: 4819

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Interesujące zjawisko. Od czasu liceum bardzo odszedłem od wiary i zwyczajów, w których byłem wychowywany. Nadal jestem członkiem kościoła rzymsko-katolickiego, ale tylko nominalnie. Nie praktykuję. Odrzuciło mnie od kościoła bardzo skostniałe podejście, niedopuszczające najmniejszych wątpliwości, pytań i kwestionowania czegokolwiek, reprezentowane przez moich katechetów.

Efekt – stwierdziłem, że to wszystko jest bzdurą i nie będę w ogóle zajmował się zabobonami. Na długi czas religia była całkowicie poza moim polem zainteresowania. Najdziwniejsze jest to, że poważniej zacząłem się nią interesować, gdy zainteresowałem się poważniej tematyką rozwoju osobistego i sukcesu. Jakoś dziwnie rzeczy, które świat odkrywa teraz na nowo, typu 7 nawyków skutecznego działania, coaching, medytacje, refleksje rano i wieczorem nad dniem, wycieszenie w ciągu tygodnia, zasady zdrowego trybu życia obecne są w wielu religiach, a także w tej, którą znam najbardziej: chrześcijaństwie.

Konkrety? Modlitwa rano i wieczorem. Jaką radę można znaleźć w wielu miejscach – znajdź czas rano i wieczorem na refleksję nad swoim dniem. Pamiętaj aby dzień święty święcić – coraz więcej miejsc, gdzie tym razem naukowcy i psychologowie piszą, że trzeba znaleźć dla siebie czas na strategiczne spojrzenie na to czym się zajmujesz. Siedem grzechów głównych – gniew, chciwość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, tak, żeby wspomnieć kilka namacalnych. We współczesnym świecie mamy inteligencję emocjonalną, psychologię inwestowania, diety.
Zdziwienie odnotowałem też, gdy okazało się, że medytacja istnieje także w chrześcijaństwie, niekoniecznie trzeba szukać tego na dalekim wschodzie. W chrześcijaństwie i islamie istnieje czas postu. Odpuszczenie sobie mięsa w piątki wydaje się mieć uzasadnienie zdrowotne.

Moja hipoteza jest następująca: religie powstały na bazie wiedzy ludzi, którzy dopracowali sposoby na przeżyciu w zdrowiu jak najdłużej (nie zmieniły się one od tysiącleci, to też ciekawe). Wymyślili pewne rytuały, które miały ułatwić wszystkim pozostałym wdrożenie tych rad w życie. Modlitwy jako refleksje, msze i obrzędy tygodniowe jako czas nauki, dzielenia się doświadczeniem, wspieranie. Początkowo rytuały ściśle wynikały z podstawowych zasad i je wspierały. Z czasem ideologia bóstwa i rytuały oderwały się od pierwotnego znaczenia. W tej chwili modlitwa w większości wypadków oznacza odklepanie gotowej formułki. Wizyta w kościele raz na tydzień to też przyzwyczajenie, tym bardziej, że nie pamiętam kazań z mojej kariery, które uczyłyby czegoś sensownego. Oprócz oderwania się rytuałów oczywiście pojawiły się tendencje do wykorzystania religii w polityce i tym samym całość mocno się wypaczyła. Dodatkowo w dzisiejszych czasach nie pomaga to, że większość zasad jest wyrażona na zasadzie „czego nie wolno”, a nie „jak postępować”. Zakazy są dużo mniej skutecznie niż przykłady.

Covey nawiązuje w swoich książkach do religii. Jakoś w kulturze anglo-saskiej religia zawsze bardziej łączyła osiągnięcie sukcesu z łaską bożą. W naszym kręgu kulturowym większą estymą darzeni byli ludzie pokroju Hioba, wbijało się do głowy „jesteś pyłkiem i liściem na wietrze”, „błogosławieni biedni”. Niespecjalnie łączy się wiara w Boga z sukcesem i biznesem. Moim zdaniem niesłusznie, ale to już inna sprawa. Tym niemniej w pewnym momencie decydując się na robienie kariery wiele osób odchodzi od religii. To akurat widzę z obserwacji mojego otoczenia.

Teraz dużo bardziej ufamy nauce, psychologom, trenerom sukcesu. Tak na dobrą sprawę przejęli oni role szamanów, tylko tym razem pozycjonują marketingowo swój komunikat w inny sposób. Zamiast straszyć ludzi gniewem Boga, podkreślają to, ze każdy jest Panem swego losu, może sam decydować o swoim losie. Dużo lepiej to się sprzedaje niż skostniałe zasady wielu religii. Ale nie zmienia to faktu, że jest to w wielu przypadkach znana już prawda podana w innym opakowaniu.

No i co z tego wszystkiego wynika? Decyzja należy do Ciebie. Ja zamierzam przyjrzeć się bliżej temu, co oferuje chrześcijaństwo i czego uczy. Na pewno jest tam wiele elementów, na które można spojrzeć z innej perspektywy i wpleść w swoją filozofię życiową, nawet jeżeli nie należysz do wierzących praktykujących.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena