Sami będziemy musieli obsłużyć się w restauracji, od obsługi szatni, przez salę, kuchnię, zmywak na kiblu restauracyjnym kończąc.            

Data dodania: 2007-06-22

Wyświetleń: 4710

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

W placówce ogólnopolskiej sieci sklepów, w których sprzedawane są także książki kupiłam jedną z nich. Na okładce napisane było -ABSURDY PRL-u, jak się okazało zawierała sporo naprawdę mocnych kawałków. Kupiłam ją z przeznaczeniem na imieninowy prezent dla kolegi, który czasy wydawało by się minione, pamięta. Pomyślałam, że być może będzie miał ochotę z mniejszym lub większym rozrzewnieniem powspominać. Ponieważ kupiłam jeden egzemplarz tej książki, prawie całą noc poprzedzającą uroczystość wręczenia spędziłam na jej czytaniu.
Jeśli ktoś myśli, że rozdział absurdów to rozdział zamknięty myli się, polskie absurdy nie kończą się na PRL-u. Co więcej ten gatunek ma się dobrze, trzyma się nieźle i nic nie wskazuje na to aby zbliżał się jego koniec.
Może to i dobrze. Niezmiennie, od wielu, wielu lat na co dzień i od święta niedorzeczności przykuwają moją uwagę i ogromnie są zajmujące.
Krótka wprowadzająca opowiastka.
Były sobie cztery koleżanki jedna z nich co drugie słowo mówiła-generalnie- druga, gdzie się dało wciskała wyraz-paranoja- trzecia, nadużywała określenia- bez sensu-. Czwarta nie miała nic. Nie było jej z tym dobrze połączyła więc pomysły koleżanek i ciągle powtarzała GENERALNIE, PARANOJA BEZ SENSU. Bez sensu nie?
No, i właśnie każde z opisanych tu zdarzeń będzie, moim zdaniem zasługiwało na to, wiele mówiące połączenie.
Pewna bezrobotna rencistka i były bezrobotny, spotkali się i postanowili uczcić radosną informację podawaną ostatnio w mediach. Z doniesień ukazujących się w radiu, telewizyjnych wiadomościach i w prasie wynika, że w Polsce spada bezrobocie.
W tym celu umówili się na 16.00-tą w niezłej restauracji, w centrum, na starym mieście w mieście … . Właściwie, przyczyna, że umówili się o tej, a nie innej godzinie nie jest znana. Być może, nie chcieli zwracać na siebie uwagi polskiej części pracowitej, wcześniejszym pojawieniem się w restauracji. W każdym razie jak postanowili, tak zrobili.
Z karty MENU wybrali na co mieli ochotę, a mieli na omlet z owocami i bitą śmietaną. Myśleli, że jak powiedzą o tym kelnerowi to zjedzą po omlecie.
Tymczasem on, jak usłyszał o co im chodzi spojrzał na zegarek i powiedział
- Nie, no teraz jest pora obiadu-
- No właśnie dlatego poprosimy o dwa omlety z…-
- Ale to śniadaniowe danie jest, a teraz jest obiad.
- A jak my jesteśmy bez śniadania, to… to nie dałoby się jakoś tego uwzględnić?
- Nie no, jednak śniadanie jedzmy na śniadanie, a na obiad –obiad-powiedział Pan kelner
- To znaczy, że nie możemy teraz zjeść omleta?
- Nie, no nie możemy tak sobie zmieniać przyzwyczajeń kucharza, i jakie by tam na kuchni miny mieli gdybym powiedział żeby omlet.
Pan z panią spojrzeli ma siebie i.. dalej nic nie rozumieli. Pewnie dlatego nie mogą znaleźć w Polsce pracy, bo nie kumaci
-Zresztą klientów mamy sporo…- dodał kelner.
I tu olśniło panią
- Rozumiem, a kucharz jeden-
Zacieszyła przy tym, pewnie z tego, że zrozumiała co się tu do niej mówi, a właściwie co przez to co mówi Pan kelner chce im powiedzieć.
-Aaaa- zaskoczył pan
- Już prawie wszyscy kucharze wyjechali za granicę?- uzupełnił.
Polscy wyjechali, bo chińscy np. wydaje się, że tymczasem nigdzie się z Polski nie wybierają. Ci ’’nasi’’, co zostali są więc na wagę, przy której waga omleta, nawet dwóch, nie znaczy nic. Nic, wobec tego, że przy próbie zmian przyzwyczajeń, kucharz, który w Polsce został (ciekawe zresztą dlaczego) może się obrazić i odejść, albo co gorsza wyjechać. I może dojść do sytuacji, że kluchy śląskie, żur staropolski i bigos przyrządzać nam będą chińscy mistrzowie kuchni i to może nie być dobrze.
No i tu nie wszystko jest generalnie paranoją bez sensu.
No bo ma sens przyznacie państwo, że jak jeden klient nie przyjdzie, to restauracja nie padnie, ale jak nie przyjdzie jeden kucharz, a jest jeden, to kicha.
Radziłabym również nie narażać się niczym kelnerowi bo jak i ten się zniecierpliwi możemy stanąć przed nie lada zadaniem. Sami będziemy musieli obsłużyć się w restauracji, od obsługi szatni, przez salę, kuchnię, zmywak na kiblu restauracyjnym kończąc.
Drogi młody czytający.
Były takie czasy, że nie można było sobie ot tak, zamówić drinka. Do każdej setki, z popitką zmieszanej czy nie, trzeba było zamówić śledzia, kiełbasę na gorąco, albo sałatkę na zimno typu fuj blee, co nawet najmocniejsza głowa nie próbowała dociec z czego się składała ta sałatka i jak się mają Ci, którzy wcześniej zaryzykowali i ją jedli. Zresztą nie było przymusu, żeby tą zamówioną zakąskę spożyć, kelner na wyraźną prośbę klienta nawet jej nie podawał, ale zamówić ją było trzeba. I trzeba było za nią zapłacić. Do jednej setki płynu z procentami, jednego śledzia trzeba było zamówić i basta (do dziś, nie wiadomo, co bardziej było szkodliwe, alkohol czy zakąska). Ale, żebyś nie myślał, że można było zamówić jednego śledzika i kilka setek, nie.
Wracając do kwestii bezrobotności bohaterów tej historyjki, to sprawa wygląda tak.
Rencistka, pracuje w trzech miejscach od poniedziałku do niedzieli, czyli, nawet w dniu wolnym, kiedy to jak mówi powiedzonko- praca w ....o się obraca. Pracuje, bo z tzw. świadczenia rentowego, nie starczyłoby jej na przysłowiowy gwóźdź do trumny.
Były bezrobotny jest były dlatego, że nie stawił się w wyznaczonym terminie w Urzędzie Pracy. Nie stawił się dlatego, że nie odebrał pisemnego wezwania do stawienia się, a nie odebrał ponieważ w tym czasie, szukał pracy w innym mieście. Skreślono go z listy bezrobotnych nieodwracalnie, nie pomogło żadne tłumaczenie i prośby. Ale dzięki temu i dzięki tym z listy bezrobotnych, którzy wyjechali za granicę, zmniejszyła się liczba bezrobotnych Polsce.
Oboje, na co dzień zapracowani wyrwali się na dwie godzinki, żeby uczcić fakt spadającego w Polsce bezrobocia, za zarobione pieniądze zjeść nieszczęsnego „śniadaniowego”omleta w obiadowej porze.
Najbardziej bezrobotni (w dosłownym znaczeniu tego słowa) w tej historii wydawali się być kelner i kucharz, bo przez ponad dwie godziny jedynymi klientami niemałej restauracji byli wyżej opisani.
GENERALNIE, PARANOJA BEZ SENSU.
I tym akcentem, nie nie kończę.
Tymczasem.

Katarzyna Tokarczyk







Licencja: Creative Commons
3 Ocena