Oczywiście, nie poradzimy nic na to, że nagle ktoś jak raz postanowił nam zrobić niespodziankę. Z tego należy się cieszyć, ale kultura wymaga, aby wreszcie tę niespodziankę odwzajemnić. Żeby uniknąć tu niepotrzebnych nieporozumień, od razu powiedzmy, że takie zobowiązanie nie do końca jest zgodne z zasadą równości - jeśli rodzice dziecku kupują mieszkanie na urodziny, to z pewnością nie powinno się tego traktować jako niezobowiązującego podarku. Tym bardziej nie jest to ich obowiązek. Nie ma tez jednak co liczyć na to, aby latorośl rychło sprezentowała rodzicom wolno stojący dom. Przykład jest oczywiście celowo tak dobrany, jednak w każdym przypadku zasada pozostaje ta sama. Dziecko może przecież (niekoniecznie od razu, wiadomo) kupić rodzicom tygodniowe wakacje, pomóc w remoncie albo zafundować im widokowy lot balonem - dlaczego nie!
A co z prezentami bez okazji? Przecież zdarza się je nam otrzymywać. Dlaczego więc też ich nie wręczać? Wielu z nas tłumaczy się brakiem gotówki. To rzeczywiście może być poważna przeszkoda, ale od czego jest inwencja twórcza? To, ile jest wart który prezent to kwestia drugoplanowa. Najważniejsze są tu emocje. To one tak naprawdę pchają nas do obdarowania kogoś takim, a nie innym prezentem. Na pewno, jeżeli będziemy niezadowoleni i kupimy prezent z poczucia obowiązku, obdarowany to wyczuje i nie będzie się w pełni cieszył. To normalne, że nie odczuwamy radości, gdy ktoś żałuje, że musiał nam cokolwiek kupować.
Uśmiech dołączony do takiego „niezobowiązującego” prezentu jest dla nas najwyższym imperatywem. Fakt, że ktoś o nas pomyślał, automatycznie każe nam też czasem o nim ciepło pomyśleć. Wiele osób mówi, że niezobowiązujące prezenty przynosi się na przykład bliskim do szpitala. Naprawdę? A czy sami leżąc w łóżku i odbierając prezenty, nie jesteśmy zobligowani do podziękowania za pamięć i poświęcenie nam choćby kilku minut?