Nie zwariowałem, naprawdę tak myślę. Wczujmy się na chwilę w rodzica. Czego może chcieć dla swojego dziecka, czego może chcieć dla siebie, co go ogranicza, co daje mu siłę? Każdy rodzic chce, żeby jego dziecko było szczęśliwe, żeby wyrosło na zaradnego człowieka, który będzie sobie w stanie poradzić w życiu i nie będzie po prostu egzystował, ale też odnosił widoczne sukcesy.
Żeby to zrobić trzeba pozwolić dziecku na naukę na błędach, trzeba kształtować umiejętność podejmowania decyzji, wiary w siebie i trwania przy własnym zdaniu. Trudniej to zrobić nawet w przypadku prostych spraw. Gdy jako ojciec patrzyłem jak moje dziecko zaczyna wchodzić na drabinkę przed oczami stawały mi obrazy katastrofy, która się zaraz wydarzy. Może lepiej będzie jak jej tego zabronię, albo będę cały czas trzymał za kaptur, to wtedy nic się nie wydarzy? Zapewne będzie lepiej dla mnie w tej chwili, bo mam pewność, że dziecku nic się nie stanie. Czy to lepiej dla moje córki i dla mnie w długim okresie? Zdecydowanie nie. Nie ma możliwości nauczenia się pewnych rzeczy, bez ich robienia.
Można sobie zadać pytanie jakie znaczenie może mieć plac zabaw i drabinka jeżeli chodzi o całość życia? Pokazuje pewną tendencję. Jeżeli boisz się o takie głupoty to co będzie później? Pierwszy wyjazd na obóz, wyjazd do innego miasta, imprezy? Nie ma możliwości, żeby zawsze być przy dziecku i trzymać za kaptur. Trzeba przełamywać własną strefę komfortu i pozwalać dziecku na doświadczanie nowych rzeczy, uczyć o ryzyku związanym z konkretnym działaniem, przekazywać wiedzę, tak, żeby dziecko samo dokonywało właściwych decyzji. W innym przypadku prędzej lub później albo się zbuntuje, albo popełni błąd przyzwyczajone do tego, że zawsze ktoś inny decyduje. Tak więc jako rodzic czeka mnie jeszcze sporo stresu, ale wiem, że to konieczne.
Jak się to ma do zarządzania ludźmi. Podobny strach przed przekazaniem odpowiedzialności na poziom niżej. Przyzwyczajasz się przez studia i początek kariery, że samodzielnie osiągasz swoje cele dochodzisz do wniosku, że wszystko zrobisz najlepiej. Tymczasem dostajesz zespół ludzi, którzy inteligentni i ambitni są gotowi na nowe zadania. Najtrudniejsze dla managera to zaakceptowanie faktu, że pewne rzeczy mogą zostać zrobione w inny sposób niż on sam by to zrobił. Jego rola to określenie czego oczekuje i wspieranie pracowników w osiągnięciu celu, ale nie przez bezpośrednią interwencję w sposób działania. Trudne to strasznie, szczególni, gdy widzisz, że samemu można tę pracę wykonać w pół dnia, podczas gdy nowa osoba „zmarnuje” tydzień.
Ten tydzień to jednak nie czas stracony, tylko inwestycja. Uczysz pracownika radzić sobie samemu, jako manager uczysz się, że nie zajmować się wszystkim. W rezultacie otrzymujesz dużo silniejszy zespół. Tak samo jak z dziećmi. Twoja wiedza w porównaniu z nimi jest bardzo duża, wiesz, że dużo szybciej je ubierzesz, umyjesz, czy podejmiesz za nie decyzję. Ale w tym przypadku nie chodzi tu o czas! Chodzi o jakość tego, kogo tworzysz. Jeżeli chcesz mieć automatycznych pracowników i bezwolne dziecko rób wszystko sam. Jeżeli zależy Ci na zespole i szczęśliwym dziecku to im pomagaj pozwalając się uczyć.
Jest jeszcze jedna rzecz, której nauczyłem się będąc ojcem, a którą wykorzystuję w pracy. Cierpliwość. Spróbujcie wytłumaczyć dziecku, że trzeba teraz coś zrobić. To jest dopiero wyzwanie dla inteligencji emocjonalnej. Po kilkudziesięciu tego typu sytuacjach niewiele sytuacji w pracy jest w stanie wyprowadzić Cię z równowagi ;).