Mój światopogląd, niegdyś solidny i niewzruszony, przypomina wieżę zburzoną w jakichś 80-90 procentach. Czy kiedykolwiek uda mi się go odbudować? Czy mam jeszcze szansę na powrót do idealizmu?

Data dodania: 2012-03-02

Wyświetleń: 956

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

“Ut desint vires, tamen est laudanda voluntas”
(“Choćby zabrakło sił, należy docenić chęci”)



Ludzkie wnętrze ma to do siebie, że trudno je opisać za pomocą słów. Aby właściwie przedstawić to, co znajduje się w głębi człowieka, należy użyć odpowiednich symboli i alegorii. Gdybym chciała zaprezentować odbiorcom swój światopogląd, poprosiłabym ich, żeby wyobrazili sobie prosty, acz wyrazisty obrazek. Oto on: otwarta przestrzeń, a w naszym polu widzenia tylko jedna budowla, kopia Wieży Babel. Wznoszenie tej wieży rozpoczęto już dawno temu, ale najbardziej intensywna rozbudowa obiektu miała miejsce w latach 2007-2011. Problem w tym, że ta wieża jest obecnie zniszczona w jakichś 80-90 procentach.

O ile kiedyś była monumentalna, solidna i niewzruszona, o tyle teraz stanowi żałosny widok. Właściwie, jest ona jedną, wielką ruiną: zachowało się z niej naprawdę niewiele. Tego, co zostało uszkodzone, najzwyczajniej w świecie nie da się naprawić. Gdyby ktoś się uparł, mógłby podjąć próbę odtworzenia wieży, lecz to już nie byłaby ta sama budowla, tylko marna rekonstrukcja. Tak właśnie wygląda mój światopogląd, który zawalił się niemal w całości. Moja ideologiczna wieża rozpadała się powoli, ale konsekwentnie. To, co z niej pozostało, możemy podziwiać w chwili obecnej. Kamienny kikut i gruz dookoła.

Czy znacie, drodzy Czytelnicy, film “Metropolis” w reżyserii Fritza Langa? Jeśli tak, to czy pamiętacie kadr kończący fragment o Wieży Babel? Mamy tam obraz niemal zupełnie zdewastowanej budowli oraz ironiczne stwierdzenie “Wielki jest Świat i jego Stwórca. I wielki jest Człowiek”. Ja, zamiast tej sentencji, mogłabym umieścić w kadrze napis “This is how my world outlook looks like” (“Oto, jak wygląda mój światopogląd”). Cóż zostało z tego, w co niegdyś wierzyłam? Ile z moich idei zachowało się do dzisiejszych czasów? Które z głoszonych przeze mnie poglądów są ciągle żywe, a które odeszły w niebyt?

Na pewno jestem wciąż patriotką - w tym znaczeniu, że kocham Polskę i chciałabym, by była ona niepodległa. Ale nie mam już nadziei na odzyskanie suwerenności i przekonanie Polaków do idei patriotycznych. Moja nadzieja na lepsze jutro prezentuje się zupełnie tak jak światopogląd: jest zrujnowana i niemożliwa do wskrzeszenia. Nie wierzę w zmartwychwstanie. To, co umarło, będzie już zawsze trupem. Skąd u mnie takie katastroficzne myśli? Skąd przekonanie, że nigdy, przenigdy nie odrodzi się Wolna Polska?


“Salus rei publicae suprema lex”
(“Dobro państwa jest najwyższym prawem”)



Odkąd został podpisany Traktat Lizboński, nasza Ojczyzna nie jest samodzielnym organizmem państwowym, tylko elementem wielkiego państwa związkowego, Unii Europejskiej (piszę o tym po raz stutysięczny. “Repetitio est mater studiorum“ - “Powtarzanie jest matką nauki“). Jeżeli ktoś nie wierzy mnie, to niech uwierzy Ministrowi Spraw Zagranicznych, który już dawno powiedział, że federalny charakter UE jest faktem. O tym, że nie żyjemy w niepodległym kraju, świadczą także słowa innego polityka, Janusza Palikota. Poseł Palikot ogłosił wszem i wobec, że chce, aby Unia E. była państwem. Stwierdził też, że Polacy “powinni się wyrzec swojej polskości” (o dziwo, sformułował ten osąd w języku polskim).

Wypowiedzi, które przytaczam, napawają mnie przerażeniem, bo są one dowodem na zmierzch naszej politycznej niezależności. Bzdury wygłaszane przez Palikota mogłabym jeszcze przełknąć, bo ten parlamentarzysta jest właśnie od tego, żeby bredzić farmazony. Ale skoro Minister Spraw Zagranicznych, czyli człowiek najlepiej poinformowany w kwestii pozycji Polski na arenie międzynarodowej, oznajmia, że UE jest już federacją, to musi być coś na rzeczy. Tym, co nie pozwala Polsce wybić się na niepodległość, nie jest jednak cyniczna postawa rządzących, tylko obojętność i konformizm rządzonych. Większość Polaków - chociaż doskonale wie o niewoli - nie chce bowiem odzyskać swojego dawnego statusu.


“Laudamus veteres, sed nostris vivimus annis”
(“Chwalimy dawne czasy, ale żyjemy w naszych”)



Polacy (oczywiście, nie wszyscy!) po prostu nie życzą sobie suwerenności. Potwierdzeniem tego faktu mogą być komentarze, które publikowano w Internecie pod moimi starszymi artykułami. Autorzy tych wypowiedzi wyraźnie pisali, że popierają przekształcenie Unii Europejskiej w Stany Zjednoczone Europy. Zdarzały się nawet komentarze, w których padał postulat budowy globalnego supermocarstwa, czyli państwa obejmującego całą Ziemię. Co z tego wynika? To, że wielu Polaków cieszy się z utraty wolności. Jest gorzej niż w 1795 roku, bo chociaż wtedy nasza Ojczyzna została wymazana z mapy Europy, to Polacy dążyli do odzyskania niepodległości i potępiali zdrajców. Dziś można sobie tylko pomarzyć o patriotycznym przebudzeniu Narodu Polskiego.

Pogląd, według którego większość Polaków miłuje swój kraj, wydaje się zatem zdezaktualizowany. Przeważającej części naszego Narodu nie przeszkadza to, że Polska straciła swoje prawo do samostanowienia. Tych ludzi zupełnie nie obchodzi niezawisłość państwa. Jedyne, co ich interesuje, to ich osobiste - obywatelskie i obyczajowe - nieskrępowanie. Większość naszych rodaków nie przejęła się ratyfikacją Traktatu z Lizbony, ale swobody Internetu broniła jak… niepodległości. To naprawdę przykre, że Polacy, na wieść o sprzedaniu Ojczyzny eurofederalistom, nie zachowywali się tak, jak w obliczu ACTA. Ech, to już nie te czasy, kiedy Naród Polski był skłonny szarpać się o suwerenność!


“In magnis et voluisse sat est”
(“W wielkiej sprawie dość, że chciałeś”)



Biedni jesteśmy my, patrioci, bo wzywamy Polaków do zainteresowania się losem Polski, ale nie otrzymujemy odpowiedzi na nasze apele. Biedni jesteśmy, bo tracimy swój cenny czas na pracę organiczną, jednak nie widzimy jej efektów. Biedni jesteśmy, bo gdybyśmy - zgodnie z naszym marzeniem - oddali życie za Ojczyznę, to prawie nikt by tego nie docenił. Nasz ból, nasze łzy i nasze poświęcenie poszłyby na marne. Możliwe, że zostalibyśmy nie tylko niezrozumiani, ale także wyśmiani, skrytykowani i znieważeni. A gdybyśmy, jakimś cudem, przywrócili Polsce swobodę, to moglibyśmy zostać “nagrodzeni” nieżyczliwością, nienawiścią i niewdzięcznością. Jak to kiedyś ktoś powiedział: “Dla Polaków wszystko, z Polakami nic”.

Tak więc jestem patriotką, ale martwą, bo całkowicie pozbawioną nadziei na niepodległość i ożywienie polskich serc. Mój patriotyzm idzie w parze ze skrajnym eurosceptycyzmem, lecz on również przypomina truchło - jest obecny, ale nie posiada możliwości działania. Kim jeszcze jestem? Martwą antyfeministką, która, ze względu na niekorzystną koniunkturę, ma trudności z realizacją swojej ideologii (pisałam o tym w tekście pt. “Antyfeminizm w praktyce“). No i materialistyczną ateistką. Chociaż nie wiem. Czasem zastanawiam się, czy nie istnieje coś takiego jak fatum: bezosobowa, bezrozumna siła pastwiąca się nad człowiekiem i światem. To właśnie ono może być odpowiedzialne za fakt, że dla Polski i Polaków nie ma już ratunku.


“Tempora mutantur et nos mutamur in illis”
(“Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się w nich”)



Te wszystkie określenia - patriotka, eurosceptyczka, antyfeministka, materialistyczna ateistka - to jedyne, co zostało z mojego niegdysiejszego światopoglądu. Reszta, jak nietrudno się domyślić, leży w gruzach i kwiczy. Nie walczę już z aborcją i antykoncepcją, bo sama żałuję, że się urodziłam. Dzieci nie mają po co przychodzić na świat, a niektórzy dorośli (przez swoje cechy osobiste) nie powinni się rozmnażać. Eutanazja i wspomagane samobójstwo jawią mi się jako swoiste wyjścia ewakuacyjne. Problem LGBT lata mi koło nosa, aczkolwiek wolałabym, żeby mianem małżeństwa określano tylko jeden rodzaj związku (usankcjonowany prawnie zalążek naturalnej, biologicznej rodziny). Za tercerystkę, czyli zwolenniczkę Trzeciej Drogi w gospodarce, też już się nie uważam, bo to takie “ni to, ni owo”.

Szczerze mówiąc, czasem żałuję, że nie żyję w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Konserwatyzm, tradycjonalizm? Nie mówcie mi o nich! Promowanie czystości obyczajów? Przecież człowiek to zwierzę - inteligentna małpa człekokształtna, podlegająca prymitywnym instynktom, których nie da się przezwyciężyć. Nacjonalizm? Wszyscy mówią o narodzie, ale nie podają jego ścisłej definicji, na podstawie której można by weryfikować człowieczą narodowość. Antydemokratyzm? A po co mi on (zwłaszcza, że jest niebezpieczny)? Klerykalizm i szacunek do religii? Pomyślę o nich dopiero wtedy, gdy Kościół zacznie godnie traktować ateistów. Plany na przyszłość? Kiedyś chciałam pracować i być wieczną panną - dziś wolałabym zostać klasyczną housewife.


“Nosce te ipsum”
(“Poznaj samego siebie”)



Nie wiem, kim jestem, nie wiem, dokąd zmierzam, nie wiem, co aprobuję, nie wiem, co odrzucam. Przypominam zburzoną wieżę, rozbitą figurkę, roztrzaskaną kamienną płytę. W jakim stanie znajduje się moja psychika? W takim jak grecka gospodarka. Mój świat już dobiegł końca - żyję w wyjałowionej, postapokaliptycznej rzeczywistości. A odkąd przestałam być NR, czyli narodowym radykałem, czuję się niewiarygodnie samotna. Czasem mam ochotę zanucić sobie utwór “Bring Me To Life” formacji Evanescence (“Uchroń mnie przed nicością, którą się staję. Przywróć mnie do życia”). Mogę zaryzykować stwierdzenie, że aktualnie - luty/marzec 2012 roku - jestem nihilistką. Tyle ze mnie zostało, Kochani. Upadłam jak jakiś kiełbolony anioł.

Nie wierzę już nawet w moralność i etykę, bo moralistów i etyków jest wielu, a każdy z nich ma inne przekonania. To, co według jednego z nich jest niedopuszczalne, według drugiego może być wręcz chwalebne. Znajdźcie mi moralistę, który mówił, że trzeba żyć w zgodzie z innymi ludźmi, a znajdę Wam takiego, który głosił konieczność posiadania wielkiego wroga. Znajdźcie mi etyka, który uważa, że aborcja jest morderstwem, a znajdę Wam takiego, który twierdzi, że aborcja to pożądane dobro. “Każdy ponad każdym. Innego traktuje, jakby był niczym. Wszyscy najmądrzejsi. Myślą chyba, że są wybrańcami” - ten cytat z piosenki grupy WWO najlepiej ilustruje dyskusje prowadzone przez moralistów i etyków. Gdyby ktoś mi powiedział, że jestem niemoralna i nieetyczna, nie przejęłabym się, bo według kogoś innego mogę być istotą idealną.

Czy ten frustrujący stan będzie trwał wiecznie? Czy doprowadzi do czegoś konkretnego? Czy mój światopogląd kiedykolwiek jeszcze będzie przypominał wieżę, a nie ruinę zniszczoną w 80-90 procentach? A jeśli już na zawsze pozostanę zburzoną budowlą, rozbitą figurką, roztrzaskaną kamienną płytą? A jeśli już nigdy nie pozbędę się wewnętrznej pustki i drętwoty? Strach w ogóle pomyśleć o takim scenariuszu…


Natalia Julia Nowak,
29.02. - 01.03. 2012 r.



PS. Łacińskie sentencje i ich tłumaczenia zaczerpnęłam z podręcznika “Prima via. Wstępna nauka języka łacińskiego. Słownik, sentencje” Aleksandry Krajczyk i Doroty Kubicy.


Licencja: Creative Commons
0 Ocena