Nowy dramat autorki "TragiFarsy socNIErealistycznej", "Jeszcze Nowszego Porządku Świata" i "Znamienia Bestii". Wiedz, że będzie się działo! I to bardzo dużo!   

Data dodania: 2011-12-15

Wyświetleń: 2963

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Od autorki

Niniejszy utwór nie ma na celu obrażania nikogo ani niczego. Jest to makabryczna, groteskowa, satyryczna, sensacyjna sztuka teatralna, w której chodzi o dostarczenie Czytelnikom rozrywki oraz zdemaskowanie absurdalności pewnych zjawisk i wydarzeń z realnego świata. Dramat podsumowuje rok 2011 i częściowo nawiązuje do faktów z roku 2010. Chociaż stanowi fikcję, jest w dużej mierze inspirowany rzeczywistością, bo przecież życie uchodzi za najlepszego scenarzystę na Ziemi.

W sztuce teatralnej pojawiają się takie motywy jak: nieporozumienia zwolenników SLD ze zwolennikami Ruchu Palikota, katastrofa naturalna i nuklearna w Japonii, problem skażonych ogórków, bestialskie zabijanie zwierząt na Ukrainie, protesty Oburzonych, działalność WikiLeaks, rewolucje w krajach muzułmańskich, masakra w Norwegii, katastrofa prezydenckiego tupolewa, kontrowersje wokół śledztwa smoleńskiego, zamieszki na Krakowskim Przedmieściu.

Są tu również nawiązania do wytworów kultury - dziejów tytułowej bohaterki piosenki “Murka” oraz śmierci Hanki Mostowiak z serialu “M jak Miłość”. W tytule i treści dramatu występują ponadto aluzje do kontrowersyjnego kazania ks. Piotra Natanka. Chodzi mi tutaj o wyrażenia: “wiedz, że coś się dzieje”, “wiedz, że się diabeł nim interesuje”, “wiedz, że tam się coś bardzo mocno burzy” i “to już wiedz, że jest źle”.

Sztuka teatralna “Wiedz, że coś się dzieje!” nie nadaje się dla dzieci oraz osób nadwrażliwych. Nie spodoba się ona także tym, którzy uważają, że utwory literackie powinny być moralne i stosowne. Mój dramat nie jest ani moralny, ani stosowny. Jeśli kogoś on rani lub zniesmacza, to szczerze przepraszam i proszę o wybaczenie!


Z pozdrowieniami
Natalia Julia Nowak




Scena pierwsza

Miejsce akcji: korytarz jednej z uczelni w Maślańsku-Maślanej

Dwie studentki, Laura i Marzena, siedzą na ławce w uczelnianym korytarzu. Jedna z nich, Laura, wygląda na kompletnie załamaną: ma smutną minę i oczy spuchnięte od płaczu. Druga z dziewczyn, Marzena, wyraźnie próbuje ją pocieszyć. W pomieszczeniu znajdują się również inni studenci, jednak pełnią oni funkcję statystów.


LAURA (smutno, pochlipując):

To jest straszne… Ja nie wiem, jak ludzie mogą być tacy dwulicowi… Popatrz choćby na media. Jeszcze rok temu dziennikarze traktowali Grzesia jak królewicza, przedstawiali go w pozytywnym świetle, mówili, że to młody, obiecujący polityk i przyszłość polskiej lewicy. Grzegorz był osobą powszechnie podziwianą, ulubieńcem mas, prawdziwą gwiazdą. A teraz? Media i ich odbiorcy odnoszą się do niego jak do żebraka! Biedny Grzesiu… Niegdyś idol i autorytet… Dziś człowiek odrzucony, wzgardzony, wyraźnie odsunięty od łaski. Zostawili go ci, którzy kiedyś obiecywali mu lojalność. Nie wiem, jak tak można!


MARZENA (łagodnie, pocieszająco):

Lauro, doskonale rozumiem, co czujesz. Ale musisz się pogodzić z faktem, że politycy i partie czasem tracą popularność. To naturalna kolej rzeczy: nie da się być na szczycie przez cały czas. Grzegorz już miał swoje pięć minut, a teraz przyszedł czas na innych.


LAURA (ze złością i pretensją w głosie):

Ci inni! To oni są przyczyną wszystkich moich nieszczęść! Gdyby Ruch Palikota nie był pazerny na władzę, to Grzesio nie otrzymałby ciosu prosto w serce! Jednak najbardziej mam żal do lewicowego elektoratu, który zdradził sprawdzonego Grzesia z nowym, naprędce skleconym ugrupowaniem, istniejącym dopiero od kilku miesięcy! Kuźwa, tak się nie robi! Tak się po prostu nie robi!


Długa pauza.


LAURA (cicho, spoglądając dziwnie na przyjaciółkę):

Marzena?


MARZENA (łagodnie):

No?


LAURA:

Ty wiesz, że ja kocham Grzegorza?


MARZENA (lekko zdumiona i zakłopotana):

Ech, nigdy mi o tym nie mówiłaś. Ale… No cóż, skoro go kochasz… Nie będę się czepiać… W końcu masz do tego prawo…


LAURA (dramatycznie, wybuchając płaczem):

O, ja nieszczęśliwa! Pokochałam kogoś, kto nigdy nie będzie mój! Zakochałam się w Grzegorzu Napieralskim, chociaż nie mam możliwości, żeby zostać jego partnerką! Oddałam swoje serce człowiekowi, u którego mam takie szanse jak Wokulski u Izabeli! Czyli żadne! (Ociera sobie łzy i pociąga nosem, a potem wyjmuje z torby fotografię ulubionego polityka i spogląda na nią z sentymentem) Grzesiu! Grzesiu mój kochany! Mój biedny, zdradzony i opuszczony Grzesiu! Choćby cały świat się od ciebie odwrócił, ja będę przy tobie trwać jak Matka Boska pod Krzyżem!


Laura całuje zdjęcie, po czym wkłada je z powrotem do torby. Marzena milczy.


LAURA (nieco spokojniej):

To straszne, że spłynęło na mnie tak beznadziejne i bezsensowne uczucie! Kto to widział - bujać się w polityku?! Czy może istnieć miłość tragiczniejsza i bardziej niespełniona od mojej?!


MARZENA (poważnie):

Owszem, Lauro. Moja siostra zakochała się w Robercie Biedroniu.


Płacząca studentka wytrzeszcza oczy, a potem wydaje z siebie długi, piskliwy krzyk.


LAURA (rozzłoszczona, przez łzy):

Ruch Palikota! Znowu Ruch Palikota! Mam już tego dosyć! To przez nich Grzesiu i ja cierpimy psychiczne katusze!


Niespodziewanie do Laury i Marzeny podchodzi Edyta, na twarzy której maluje się poczucie wyższości i mściwa satysfakcja.


EDYTA (pogardliwie, do Laury):

Dlaczego obrażasz partię Palikota? Tak bardzo jesteś zazdrosna o jej sukces? Ogarnął cię jakiś ressentiment? Twój Grześ, którego tak wychwalasz, okazał się nieudolnym politykiem i bardzo słabym człowiekiem. Nic dziwnego, że ludzie stracili cierpliwość i zagłosowali na ugrupowanie, które ma im coś konkretnego do zaoferowania.


LAURA (nie posiadając się z oburzenia):

Ty podła…!


EDYTA (uśmiecha się szyderczo):

SLD to już historia. Teraz lewa strona sceny politycznej należy do Janusza Palikota i jego ekipy. Formacja Grześka zdobyła tylko osiem procent głosów i wszystko wskazuje na to, że jej poparcie będzie stale spadać.


LAURA (jazgocze):

Gloria victis! Chwała zwyciężonym!


EDYTA:

Napierdalski i tak wkrótce poda się do dymisji.


LAURA (blednąc ze zbulwersowania):

“Napierdalski”?!


Miłośniczka Sojuszu Lewicy Demokratycznej traci nad sobą kontrolę: wstaje z ławki i z całej siły uderza Edytę w głowę. W tej części korytarza, w której znajdują się uczestniczki awantury, robi się cisza. Wszyscy patrzą - z niepokojem lub zaciekawieniem - na obie studentki. Nawet ludzie znacznie oddaleni od “pola bitwy” milkną i kierują wzrok w wiadomą stronę.


PRZEMEK (rozbawiony i podekscytowany, krzyczy do studentów stojących na drugim końcu korytarza):

Zwolenniczka SLD bije zwolenniczkę RP! Jaja jak berety!


NORBERT (wesoło):

Przynieść kisiel i dmuchany basen! A niech się leją!


Nagle rozlega się bardzo głośny alarm. Wszyscy studenci, łącznie z Laurą i Edytą, koncentrują się wyłącznie na nim. Na twarzach poszczególnych osób maluje się szok i przestrach.


MARZENA (zdumiona, zaniepokojona):

Alarm? Przecież nie zapowiadali żadnych…!


KOBIECY GŁOS Z RADIOWĘZŁA (uprzejmie, acz stanowczo):

Zapraszam wszystkich państwa do Auli im. Aleksandra Puszkina!


PAWEŁ (do Marzeny):

Wiedz, że coś się dzieje.


Studenci, kompletnie zdezorientowani, chwytają swoje rzeczy i idą do auli. Widać po nich, że spodziewają się wszystkiego najgorszego.




Scena druga

Miejsce akcji: Aula im. Aleksandra Puszkina

W Auli im. Aleksandra Puszkina przebywa duża grupa studentów, reprezentujących różne kierunki i tryby kształcenia. Przy mównicy stoi prof. Wieńczysława Maszkaronowa, która sprawia wrażenie osoby usiłującej robić dobrą minę do złej gry. Po jej prawicy, nieco z boku, stoją Doktor Kutasińska (drobna blondynka w średnim wieku) i Magister Murka (piękna dziewczyna, niewiele starsza od studentów). Kiedy Maszkaronowa spostrzega, że weszli już wszyscy, którzy mieli wejść, rozpoczyna swoje przemówienie.


WIEŃCZYSŁAWA MASZKARONOWA (poważnie, przez mikrofon):

Szanowni państwo, przede wszystkim chciałabym poprosić o zachowanie spokoju, bowiem w takich okolicznościach spokój jest wręcz niezbędny. Kilka minut temu otrzymałam informację od władz miasta, z której wynika, że do Maślańska-Maślanej dotarło skażenie radioaktywne z Japonii. W tej sytuacji wskazane są nadzwyczajne środki ostrożności. Pod żadnym pozorem nie wolno otwierać okien i drzwi, ponieważ skażenie mogłoby poważnie zaszkodzić zarówno osobie otwierającej, jak i pozostałym ludziom przebywającym na terenie uczelni. Nie potrafię powiedzieć, jak długo ten stan rzeczy będzie się utrzymywał, ale niewykluczone, że będziemy zmuszeni spędzić w budynku więcej czasu niż zaplanowaliśmy. Bardzo państwa przepraszam za wszelkie niedogodności, ale - jak zapewne się państwo domyślają - bezpieczeństwo naszych studentów i pracowników jest dla nas najważniejsze.


LUCYNA (do Maszkaronowej, widocznie bojąc się odpowiedzi):

Pani profesor, czy to oznacza, że… że… że jesteśmy… uwięzieni? Jak bohaterowie “Dżumy” Alberta Camusa?


WIEŃCZYSŁAWA MASZKARONOWA:

Proszę pani, nie wiem, czy słowo “uwięzieni” jest tutaj odpowiednie, ale rzeczywiście, musimy na jakiś czas zapomnieć o wychodzeniu z budynku. Rozumie pani, że nie możemy nikomu pozwolić na kontakt ze skażonym radioaktywnie powietrzem.


TOMEK (lekko zbuntowany):

A co z tymi, którzy studiują zaocznie? Niektórzy już pracują albo mają rodziny, więc nie mogą sobie pozwolić na spędzenie… hmmm… kilku dni na uczelni!


WIEŃCZYSŁAWA MASZKARONOWA:

Jak już powiedziałam, obecnie niewskazane jest otwieranie okien i drzwi. Studenci studiów niestacjonarnych nie są zwolnieni z tego zakazu. Zdaję sobie sprawę, że ktoś może mieć specyficzną sytuację rodzinną lub zawodową, jednak wyższa konieczność zmusza nas wszystkich do postępowania w sposób szczególny. Proszę zwrócić uwagę, że mamy do czynienia z sytuacją losową, która nie jest zależna ode mnie.


AREK (załamany):

No to ładnie… Kto wie, czy nie zdechniemy na uczelni…


WIEŃCZYSŁAWA MASZKARONOWA (kontynuuje przerwane przemówienie):

Drodzy państwo, pragnę również poinformować, że w związku z zaistniałą sytuacją zaplanowane na dzisiaj zajęcia dydaktyczne nie odbędą się. Najbliższe wykłady, ćwiczenia i laboratoria będą miały miejsce dopiero jutro. Dziękuję bardzo.


Wieńczysława wstaje z krzesła, po czym opuszcza aulę. Studenci, zamiast się cieszyć z odwołania zajęć, siedzą w milczeniu na drewnianych siedzeniach.


AREK (zrozpaczony, do Mateusza):

Kuźwa, przez tę zaplutą elektrownię w Fukushimie musimy siedzieć na uczelni jak w jakiejś kapsule!


MATEUSZ (nawiązując do osławionego kazania ks. Piotra Natanka):

Jeśli w Japonii dochodzi do trzęsienia ziemi, tsunami i katastrofy podobnej do tej z Czarnobyla, to wiedz, że się media tym interesują. Jeśli niedługo po tych nieszczęściach rozlega się na twojej uczelni alarm, to wiedz, że coś się dzieje. Jeśli profesor Maszkaronowa informuje cię, że w najbliższym czasie nie będziesz mógł opuścić budynku, to już wiedz, że jest źle.


Jedna ze studentek, Nikola, wyjmuje z plecaka kanapkę, odwija papier śniadaniowy i przystępuje do konsumowania pożywienia. Kiedy studentka połyka pierwszy kawałek posiłku, zaczyna się straszliwie krztusić. Siedzące przy niej koleżanki próbują jej pomóc, jednak Nikola - ku przerażeniu wszystkich obserwujących - traci przytomność. Kanapka upada na podłogę i się rozlatuje, a oczom świadków ukazuje się nadgryziony ogórek.


MARTA (przerażona, a zarazem olśniona):

A, no tak!


PATRYCJA (ostro):

Co “no tak“?!


MARTA:

W telewizji mówili coś o skażonych ogórkach!


Przyglądająca się scenie Doktor Kutasińska bierze do ręki telefon komórkowy i dzwoni na pogotowie. W tym samym czasie studenci bezskutecznie próbują pomóc Nikoli. Gdy wykładowczyni kończy rozmowę telefoniczną, klnie pod nosem i biegnie w stronę studentów.


DOKTOR KUTASIŃSKA (zdenerwowana):

Proszę państwa, właśnie zadzwoniłam na pogotowie. Powiedzieli, że nie mogą przyjechać ze względu na skażenie radioaktywne. Przypomniałam im, że ich obowiązkiem jest wyjazd do osoby potrzebującej, ale to nic nie dało. Nie chcą opuścić swojej siedziby, ponieważ boją się o swoje zdrowie. Zresztą, nawet, gdyby przyjechali, to my nie moglibyśmy otworzyć im drzwi. Sytuacja jest wyjątkowa, wiedzą państwo.


PATRYCJA (z rozpaczą):

Więc nie mamy co liczyć na lekarza?! Cholera! A przecież widać gołym okiem, że z moją przyjaciółką coś się dzieje!


Nikola przestaje się poruszać. Marta zaczyna ją nerwowo szarpać i szturchać, jednak nie przynosi to żadnego rezultatu. Wszyscy wyglądają na coraz bardziej zaniepokojonych.


MARTA (poważnie, patrząc Patrycji prosto w oczy):

Wiedz, że jest źle.


EMIL (wzdycha):

Mamy pierwszą Polkę, która zginęła od ogórka…


AREK (parafrazując cytat ze znanej pieśni religijnej):

“Wawelska krypta niech jej ciało przyjmie!”




Scena trzecia

Miejsce akcji: uczelniany korytarz

Na ławce w uczelnianym korytarzu siedzą: Paweł, Norbert, Marzena i Wioletta. Ponieważ nie mają oni nic do roboty, umilają sobie czas swobodną rozmową i głupimi żartami.


PAWEŁ (do dziewcząt):

A słyszałyście o tym, co się dzieje na Ukrainie? Podobno w kilku tamtejszych miastach postanowiono pozabijać bezpańskie psy i koty, żeby nie plątały się ludziom pod nogami w czasie Euro 2012. Ale nie to jest najgorsze, tylko sposób, w jaki te zwierzęta są uśmiercane. Z tego, co czytałem, wynika, że hycle używają jakichś przenośnych krematoriów. Psy i koty są tam palone żywcem w bardzo wysokiej temperaturze. Światowa opinia publiczna jest wstrząśnięta, wielu ludzi wysyła listy do władz Ukrainy z prośbą o przerwanie tego makabrycznego procederu. Pojawiają się nawet apele o bojkot Mistrzostw Europy.


WIOLETTA (zniesmaczona, krzywiąc się niemiłosiernie):

Och, Paweł, po co mówisz o takich rzeczach?! Chcesz, żebym dzisiaj w nocy nie mogła zasnąć?!


MARZENA (solidaryzując się z Wiolettą):

Właśnie! Po jaką dżumę poruszasz ten temat?! Jesteś… nietaktowny!


PAWEŁ:

Mówię wam o tym w celach informacyjnych. Żebyście wiedziały, że coś się dzieje.


Niespodziewanie Norbert zaczyna się śmiać.


WIOLETTA (oburzona, karcącym tonem):

Co cię tak bawi?!


NORBERT (w taki sposób, jakby opowiadał dowcip):

Jak się mówi na kolesia z Ukrainy, który pali żywe koty przed Euro 2012?


WIOLETTA:

Jak?


NORBERT (parskając śmiechem):

Palikot!


Paweł również zaczyna się “brechtać”.


PAWEŁ (rozbawiony):

Zawód: palikot! A to dobre!


NORBERT:

Przypomina mi się taki filmik z serwisu YouTube - “Zuomarket” autorstwa Siergiejto Studios. Tam też był… kot do palenia!


PAWEŁ (diabelskim głosem, słowami z filmiku “Zuomarket”):

“Wypchany siaaaaaaaaaarką!”


NORBERT (również słowami ze “Zuomarketu”):

“Czas palenia - czterdzieści minut!”


WIOLETTA (patrząc z obrzydzeniem na obu chłopaków):

Jesteście bezduszni! Robicie sobie kpiny z poważnej sprawy! Ciekawe, jak wy byście się czuli, gdyby ktoś was palił żywcem?! Założę się, że nie byłoby wam do śmiechu!


Nagle rozlega się rytmiczny, marszowy tupot wielu stóp. Uczestnicy sceny spoglądają po sobie ze zdumieniem.


MARZENA (do Pawła, Norberta i Wioletty):

Wiedzcie, że coś się dzieje!


Na scenę wchodzi pochód składający się z kilkunastu studentów i studentek (twarze poszczególnych osób są zasłonięte). Młodzi ludzie niosą transparenty z hasłami typu “Jesteśmy oburzeni!”, “Okupuj Aulę im. Puszkina!” czy “Żądamy swobody przemieszczania się!”. Wszyscy uczestnicy manifestacji przypięli sobie do ubrań karteczki, na których jest napisane “Oburzeni Zaoczni”.


PRZEWODNIK MARSZU (krzyczy przez plakat zwinięty w rulon):

Jesteśmy oburzeni!


INNY UCZESTNIK MARSZU (także krzyczy przez rulon):

Protestujemy przeciwko przetrzymywaniu studentów zaocznych na uczelni!


Oburzeni Zaoczni śpiewają chórem piosenkę “Another Brick In The Wall” (“We Don’t Need No Education”) zespołu Pink Floyd. Nagle otwierają się drzwi jednej z sal wykładowych i na korytarz wychodzi Magister Murka. Młoda kobieta przez chwilę przygląda się pochodowi, a potem robi groźną minę i zaczyna krzyczeć do manifestantów.


MAGISTER MURKA (wściekle, bardzo wysokim głosem):

Odsłonić twarze! Odsłonić twarze, do szkorbutu jasnego!


OBURZENI ZAOCZNI (cynicznie, do wykładowczyni, wykonując fragment utworu formacji Pink Floyd):

“Hey! Teacher! Leave us kids alone!”


NORBERT (cicho, do Wioletty, Marzeny i Pawła):

Nie wiem, jak to jest na innych uczelniach, jednak u nas panuje zasada, że stary profesor wybacza, ale młody magister - nigdy!


Maszerująca młodzież znika z pola widzenia. W tle słychać jeszcze pojedyncze okrzyki “Jesteśmy oburzeni!” i “Protestujemy przeciwko przetrzymywaniu studentów zaocznych na uczelni!”.


MAGISTER MURKA (pod nosem):

Nienawidzę studentów! Niech ich szlag trafi!


PAWEŁ (do Norberta, Wioletty i Marzeny):

Jeśli wy, studenci, zostajecie przeklęci przez własną wykładowczynię, to już wiedzcie, że jest źle!




Scena czwarta

Miejsce akcji: uczelniana stołówka

W stołówce, znajdującej się na terenie uczelni, wszystkie miejsca są zajęte. Jedni goście już jedzą obiad, a drudzy dopiero przystępują do spożywania posiłku. Kiedy jeden z chłopaków zaczyna jeść zupę, dzieje się z nim dokładnie to co z Nikolą. Podobnie jak w scenie drugiej, studenci próbują pomóc osobie potrzebującej, ale nie przynosi to żadnego skutku. Umierający młodzieniec wypuszcza z ręki łyżkę, która upada - z głośnym brzękiem - na podłogę.


DAWID (wściekle, syczy):

Kiełbolone ogórki! (Do wszystkich zgromadzonych) Ej, ludzie! Nie jedzcie zupy ogórkowej! Jest skażona!


Studenci, którzy mieli jeść taką zupę, ze wstrętem odsuwają od siebie miski. Tymczasem kilku chłopaków wynosi ze stołówki zwłoki denata.


EDYTA (do osób siedzących blisko niej, w taki sposób, żeby Laura to usłyszała):

Pamiętacie, jak Napieralski pstryknął fotkę Obamie?


Młodzi ludzie wybuchają śmiechem.


KAROLINA (śmiejąc się):

Cha, cha, cha! Pamiętamy, pamiętamy!


EDYTA:

A pamiętacie, jak powiedział, że ceny pikują w górę?


Znowu salwa śmiechu.


NORBERT (nie posiadając się z rozbawienia):

Buahahahaha! Jak mogą pikować w górę?! Przecież pikowanie to manewr w dół!


EDYTA (złośliwie zerkając na Laurę):

Ale Jaśnie Pan Napierdalski widocznie o tym nie wie!


Laura wybucha płaczem i wstaje od stołu.


LAURA (przez łzy, krzyczy):

Jesteście podli! Słyszycie?! Jesteście podli! Żegnam was!


Miłośniczka SLD wybiega ze stołówki, pociągając nosem i ocierając sobie łzy. Edyta pokazuje jej środkowy palec, na co studenci znowu odpowiadają rechotem.


ANKA (do Izy):

Co sądzisz o tych niedawnych rewolucjach w świecie islamskim? Totalny szok, no nie? Komentatorzy twierdzą, że nie doszłoby do nich, gdyby aktywiści WikiLeaks nie ujawnili jakichś tajnych dokumentów. Można więc powiedzieć, że moralną odpowiedzialność za zamieszki i śmierć cywilów ponosi Julian Assange. Zobacz, do czego prowadzi ludzka lekkomyślność! A Julianek, zamiast ciąć się z rozpaczy, robi z siebie męczennika!


IZA (smutno, wzdycha):

Ech, rewolucje… To prawda, że powstańcy mieli swoje racje, ale szkoda mi tych niewinnych ludzi, którzy zginęli… Kurczę, trzeba być naprawdę zdeterminowanym i oburzonym na sytuację w kraju, żeby sięgać po takie metody walki politycznej…


ANKA:

Albo kompletnie zaślepionym jakąś ideologią. Zauważ, że rewolucjoniści wcale nie sprecyzowali, o co im chodzi. Według mnie, jest to co najmniej podejrzane. Niektórzy publicyści twierdzą, że to, co wkrótce nadejdzie, może być znacznie gorsze od obalonego porządku społecznego. Historia zna takie przypadki. Przykład? Rosja po roku 1917. Miało być słodko i utopijnie, a wyszło jak zawsze…


IZA (poważnie):

Tak czy owak, cieszmy się, że w naszej części świata jest spokojnie. Wybuchy, strzały… Jak to dobrze, że u nas takie rzeczy się nie zdarzają! My nie musimy się lękać, że któregoś dnia wpadnie tutaj jakiś zdesperowany rewolucjonista i powybija nas co do nogi!


Kiedy Iza wypowiada ostatnie słowo, rozlega się straszliwy łomot, który doprowadza uczestników sceny na skraj przerażenia. Do stołówki wkracza Andrzej Brzeźnik - młody, wysoki, jasnowłosy, niebieskooki mężczyzna odziany w policyjny mundur i trzymający w rękach prawdziwy karabin.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (ryczy, celując w klientów stołówki):

Gdzie jest krzyż?!


W pomieszczeniu robi się absolutna cisza. Wszyscy patrzą ze strachem na napastnika, jednak nikt nie ma odwagi się odezwać.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (wściekle, nienawistnie):

Gdzie - jest - krzyż?!


DOKTOR KUTASIŃSKA (bardzo nieśmiało, słabym głosem):

Gdzie jest krzyż? Hmmm… Myślę, że to pytanie jest źle postawione. O wiele lepiej byłoby zapytać: “Czy tu kiedykolwiek był krzyż?”.


Andrzej kieruje lufę karabinu w stronę każdej osoby, która się do niego zwraca.


PATRYCJA:

Kim pan w ogóle jest?


ANDRZEJ BRZEŹNIK (wyraźnie zadowolony, że może o sobie opowiedzieć):

Jam jest Andrzej Brzeźnik pseud. Rzeźnik. Jestem kulturowym konserwatystą, łowcą marksistów i europejskim patriotą. Reprezentuję Zakon Krzyżacki. Uważam się za obrońcę cywilizacji chrześcijańskiej i niesamowitego przystojniaka. Lubię vocal trance i Jarosława Kaczyńskiego. Nienawidzę Ruskich.


PAWEŁ:

I co dalej?


ANDRZEJ BRZEŹNIK (patetycznie, parafrazując znany cytat):

“Ten atak to apel do władz i do społeczeństwa!”


MATEUSZ:

Co to znaczy?


ANDRZEJ BRZEŹNIK (takim tonem, jakby wygłaszał mowę polityczną):

Nie mogę patrzeć, jak Ruscy bezczelnie sterują naszym krajem. Bo to Ruscy zamordowali Świętej Pamięci Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dobili rannych w Smoleńsku, podmienili tablicę pamiątkową i spreparowali nagrania z czarnych skrzynek. Oni również rozpoczęli tę całą walkę z krzyżem i potajemnie nią kierują. Chcę pomścić Katyń, Smoleńsk, Łódź i Krakowskie Przedmieście. Nie zgadzam się na powtórkę z 17 września 1939 roku. Tusk tulący się do Putina… Komorowski śmiejący się nad trumnami… Sfałszowany raport MAK… Zwalczanie wszelkich przejawów pamięci o tragedii smoleńskiej… Wiedzcie, że coś się dzieje! Wiedzcie, że jest źle!


LUCYNA (nadąsana):

No dobrze, ale co to ma wspólnego z nami?!


ANDRZEJ BRZEŹNIK (opryskliwie, ze złością):

To, że jesteście zakichaną, ruską uczelnią! Ale najbardziej denerwuje mnie to, że popieracie walkę z krzyżem! Pytam po raz kolejny: gdzie jest krzyż?!


Jeden z wykładowców, dr hab. Juwenalis Jaworski, bierze leżącą przy nim książkę “Anatomia człowieka” i podchodzi do Brzeźnika. Uczony znajduje odpowiednią stronę i pokazuje Andrzejowi jakąś ilustrację.


JUWENALIS JAWORSKI (pukając palcem w stosowny punkt na obrazku):

Tu jest krzyż. Z tyłu ludzkiego ciała. Krzyż towarzyszy nam w każdej chwili naszej egzystencji. Mamy go, kiedy śpimy, mamy go, kiedy się budzimy, mamy go, kiedy jemy obiad, mamy go, kiedy układamy się do snu. Każdy z nas posiada krzyż. Mam go ja, masz go i ty. Tam, gdzie jest człowiek, jest również krzyż. Zatem jeśli ktoś ci mówi, że nie ma krzyża…


NORBERT (przerywając wykładowcy):

…to wiedz, że coś się dzieje!


ANDRZEJ BRZEŹNIK (do Jaworskiego, oburzony, że ktoś śmie go pouczać):

Kim ty jesteś, dziadku, że się tak wymądrzasz?!


JUWENALIS JAWORSKI:

Jestem doktorem habilitowanym, specjalizuję się w anatomii opisowej człowieka.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (z najwyższą pogardą):

Twoje tłumaczenia zupełnie mnie nie przekonują!


Rozczarowany Juwenalis wraca tam, skąd przyszedł. Jedna ze studentek, Paulina, wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy i dzwoni na policję.


PAULINA (z komórką przy uchu):

Halo? Policja? Dzień dobry, nazywam się Paulina Przybora, jestem w jadalni Wyższej Szkoły Nauk Wszelkich w Maślańsku-Maślanej. Dzwonię, bo jakiś psychol przyszedł tu z karabinem i chce nas wszystkich pozabijać. (Pauza) Co?! Nie wierzycie mi?! Mówię prawdę! Jakiś psychol… (Znowu pauza) I tak byście nie przyjechali ze względu na skażenie radioaktywne?! Kuźwa! Niech was koń kopytem trzaśnie!


Paulina rozłącza się.


ANDRZEJ BRZEŹNIK:

Jest tak, jak usłyszeliście: zamierzam was wszystkich pozabijać!


Magister Murka opuszcza swoje miejsce i staje u boku Brzeźnika.


MAGISTER MURKA (przymilnie, z cynicznym uśmiechem):

No i świetnie! Ja też mam już dosyć tej uczelnianej hołoty!


MARZENA (przerażona, do Murki):

Pani magister, jak słowo daję! Jeszcze panią oskarżą o współudział!


MAGISTER MURKA:

Pluję na to! Czekałam na dzień, w którym pojawi się ktoś, kto pośle do diabła waszą hałastrę! Dobrze by było, gdyby jeszcze puścił z dymem tę przeklętą ruderę!


ANDRZEJ BRZEŹNIK (mocniej zaciskając ręce na karabinie):

Gdzie jest krzyż?!


MAGISTER MURKA (wtórując Andrzejowi):

Co się stało z krzyżem?!


AREK (załamany i rozczarowany, słowami z popularnej ballady więziennej):

“Wszystko było jasne - Murka nas zdradziła!”


ANKA (wzdycha):

Czy to jest zdrada, czy tylko syndrom sztokholmski?…


IZA:

Okoliczność łagodząca: w sytuacjach kryzysowych ludzie czasem tracą rozum i robią to, czego nigdy nie zrobiliby w normalnych warunkach.


PAWEŁ:

Okoliczność obciążająca: Murka sama powiedziała, że nienawidzi studentów i że powinien ich szlag trafić.


Marzena dzwoni na policję.


MARZENA (do policjanta, który odebrał telefon):

Dzień dobry! Dzwonię ze stołówki WSNW… Mamy tu szaleńca, który grozi nam karabinem i wygląda na coraz bardziej zniecierpliwionego. (Krótka pauza) Nie wierzy mi pan?! No to spoko! Ciekawe, jaką będzie miał pan minę dzisiaj wieczorem! Zapowiada się wytrzeszcz oczu i rozdziawiona gęba!


Dziewczyna kończy rozmowę.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (lodowatym tonem, do klientów stołówki):

Pytam po raz ostatni: gdzie jest krzyż?!


WIOLETTA (krzyczy):

Tutaj nigdy nie było żadnego krzyża!


MAGISTER MURKA (oskarżycielskim tonem, słowami pewnej Obrończyni Krzyża, widocznie chcąc podjudzić Brzeźnika):

“Był tu krzyż, a teraz go nie ma!”


Emil jako trzeci dzwoni na policję.


EMIL (do telefonu):

Dzień dobry! Ja w sprawie tego wariata, który zaatakował stołówkę Wyższej Szkoły Nauk Wszelkich! Zagrożenie jeszcze nie minęło! (Po krótkiej pauzie, z nieukrywaną złością) Słucham?! Ja sobie żarty robię?! Głupcze! Jeśli jesteś policjantem i odbierasz kolejny telefon w tej samej sprawie, to wiedz, że coś się dzieje!


Koniec rozmowy telefonicznej.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (stanowczo, zdecydowanie):

Dobra! Jadę z tym koksem!


Andrzej Brzeźnik pseud. Rzeźnik morduje wszystkich z wyjątkiem siebie i Murki. Strzelaninie towarzyszy potworny hałas.


MAGISTER MURKA (wstrząśnięta, patrząc na kilkadziesiąt trupów):

Ja pierniczę! To jest jakaś masakra!


ANDRZEJ BRZEŹNIK (melancholijnie):

Mój czyn był straszny, ale konieczny.


MAGISTER MURKA:

Bredzisz jak Jaruzelski…


ANDRZEJ BRZEŹNIK (żartobliwie, nawiązując do słynnej wypowiedzi Adama Michnika):

“Odpieprz się od generała!”


W tle gra piosenka “Murka” w rosyjskiej (bo przecież nie “ruskiej”) wersji językowej.




Scena piąta

Miejsce akcji: jedna z sal wykładowych

Laura, która przed masakrą opuściła stołówkę, siedzi samotnie w jednej z sal wykładowych i płacze. Za oknami jest już zupełnie ciemno, toteż w pomieszczeniu świeci lampa, dająca dosyć słabe światło. Studentka właśnie kończy pisać list. Na stoliku, tuż obok niej, leżą: nietknięta kanapka z ogórkiem i fotografia Grzegorza Napieralskiego.


LAURA (smutno, pochlipując, czyta napisany przez siebie list):

“Drogi Grzegorzu, wiedz, że coś się ze mną dzieje. Od jakiegoś czasu dokucza mi silna melancholia, której w żaden sposób nie mogę się pozbyć. Nieustannie myślę o Tobie i Twojej partii, a kiedy przypominam sobie, że nigdy nie uda nam się połączyć, całkowicie opuszcza mnie chęć życia. Coraz częściej pojawia się w mojej głowie myśl, że taka egzystencja nie ma sensu, bo zupełnie do niczego nie prowadzi. Czuję, że nie zostało we mnie nic oprócz głębokiej i wszechogarniającej miłości do Ciebie. Problem w tym, że ta miłość sprawia mi straszliwy ból. Pomału opadam z sił. Nie jestem w stanie dłużej znosić tego cierpienia.

Koleżanki i Koledzy śmieją się ze mnie, ponieważ nie rozumieją tego, co przeżywam. Uważają oni, że zakochanie w polityku to coś zabawnego, z czego można beztrosko żartować. A ja, pozostawiona sama sobie, męczę się coraz bardziej i upatruję ratunku w śmierci. Coś mi mówi, że odejście z tego świata jest jedynym lekarstwem na ból, który wypala mnie od środka. Nie chcę dłużej istnieć. Marzę o tym, by ten koszmar wreszcie się skończył.

Dzisiaj zdecydowałam, że skrócę swoje cierpienie. Popełnię morderstwo na samej sobie, bo i tak nie jestem nikomu potrzebna. Po co ja żyję? W imię czego? W imię tej nieszczęśliwej miłości, która przynosi mi więcej zmartwienia niż pożytku? Najsłodszy! Wybacz, ale nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność! Muszę wreszcie przerwać ten nieudany film! Zrozum, że życie w wiecznym bólu i poniżeniu jest gorsze od śmierci! Jeśli przeżywasz psychiczne katusze, a zgon zaczyna Ci się jawić jako jedyna deska ratunku, to już wiedz, że jest źle… Ze mną jest właśnie tak. Postanowiłam więc, że umrę z Twoim imieniem na ustach. Żegnaj, mój Najdroższy! Byłeś dla mnie całym światem! Kochałam Cię!”


Dziewczyna składa kartkę na pół, całuje zdjęcie Napieralskiego i wkłada je do listu. Następnie wstaje z drewnianego siedzenia, wzdycha głośno i przez chwilę spaceruje po sali, rozmyślając o czymś głęboko. Raz podchodzi nawet do okna, patrzy na coś przez szybę, jednak potem znowu zaczyna spacerować po pomieszczeniu. W tle gra piosenka “My Immortal” amerykańskiej grupy Evanescence.


LAURA (wzdychając, do samej siebie):

Chyba już nadszedł mój czas… Ech…


Młoda kobieta idzie tam, gdzie przebywała na początku sceny. Nie siada jednak na siedzeniu, tylko powoli podnosi ze stolika kanapkę i dosyć długo jej się przygląda.


LAURA (cicho, poważnie):

Jeden kęs i już mnie tu nie ma…


Laura bierze głęboki oddech, a później gryzie kanapkę. Nic się jednak nie dzieje.


LAURA (zszokowana):

Ej! Co to ma znaczyć?! (Wściekle, po krótkiej pauzie) Cholera! No ładnie! Ten ogórek nie jest skażony! Niech go piorun trzaśnie!


Rozzłoszczona dziewczyna wybucha płaczem, rzuca posiłek w kąt, siada przy stoliku i zaczyna bardzo szybko pisać na drugiej stronie listu.


LAURA (na głos, pisząc):

“Ach, Grzesiu! Dlaczego jest tak, że ci, którzy chcą żyć, umierają, a ci, którzy pragną umrzeć, są zmuszani do życia?! Usiłowałam popełnić samobójstwo przez zjedzenie kanapki ze skażonym ogórkiem, ale okazało się, że ów ogórek wcale nie jest skażony! Ironia losu, nieprawdaż? Kuźwa, dlaczego nie mogłam być na miejscu Nikoli albo tego chłopaka ze stołówki?! Dlaczego?!”


Dziewczyna odsuwa od siebie kartkę i długopis.


LAURA (płacząc):

Jest jeszcze jeden sposób na odebranie sobie życia. Mogę otworzyć okno i pozwolić, by skażone powietrze wypełniło moje wnętrze.


Zwolenniczka Sojuszu Lewicy Demokratycznej podchodzi do okna, otwiera je, ale wychodzi z tego cało.


LAURA (zrozpaczona, głęboko rozczarowana):

No nie! Znowu?! (Krzywiąc się niemiłosiernie) Ech, po co więzić studentów na uczelni, skoro powietrze na dworze wcale nie jest śmiertelnie niebezpieczne?! Czy ta baba, Wieńczysława Maszkaronowa, zrobiła sobie z nas jaja?! (Do Publiczności) Jeśli wystawiacie się na pewną śmierć, a i tak pozostajecie przy życiu, to wiedzcie, że coś się dzieje!


Długa pauza.


LAURA (nadąsana):

Dlaczego nie mogę umrzeć?! Dlaczego nie mogę tak po prostu umrzeć?! Czy ja już jestem… martwa? Niczym Gustaw z czwartej części “Dziadów” Adama Mickiewicza? On też próbował popełnić samobójstwo, ale nic mu się nie stało, bo już od dawna był upiorem! (Kolejna pauza) Jak śpiewała wokalistka zespołu Within Temptation: “Nie można zabić tego, co zostało zabite już wcześniej!”


Niedoszła samobójczyni siada na drewnianym siedzeniu.


LAURA (pretensjonalnie, krzyczy):

Zabiła mnie tragiczna, niespełniona miłość do polskiego parlamentarzysty!!!


Dziewczyna chowa do torby list, długopis i fotografię Napieralskiego. Następnie gasi światło i wychodzi z sali wykładowej.


TAJEMNICZY GŁOS (śpiewa fragment piosenki “Opowiem Wam jej historię” formacji Łzy):

“Nie doszukuj się złych morałów w tej historii.
Na jej zakończenie jest wiele teorii.
Dostała nową szansę, choć chciała być w Niebie.
Co będzie dalej - zależy od Ciebie!
Dla mnie zakończenie jest pełne nadziei.
Ona się zmieniła, jej ojciec się zmienił.
I zapisze ostatnie zdanie w swym zeszycie:
Mogło mnie tu nie być, choć tak kocham życie!”




Scena szósta

Miejsce akcji: uczelniany korytarz


Andrzej Brzeźnik i Magister Murka spacerują po uczelni. Ten pierwszy nie ma już przy sobie karabinu, bo widocznie zostawił go w stołówce. Czuć, że między nim a Murką zaczyna iskrzyć.


MAGISTER MURKA (wyraźnie zafascynowana nowym znajomym):

Opowiedz mi jeszcze trochę o sobie, dobrze? Skąd jesteś? Czym się na co dzień zajmujesz? Bo ja wykładam… a raczej wykładałam… w tej zaplutej WSNW i nienawidziłam tego z całej duszy. Po ukończeniu studiów magisterskich zdecydowałam się zostać na uczelni, bo nigdzie indziej nie mogłam znaleźć pracy. Żyjemy w trudnych czasach, niestety.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (z przekonaniem):

Wina Tuska! (Krótka pauza) Jeśli chodzi o mnie, to jestem komturem Zakonu Krzyżackiego i świeżo upieczonym męczennikiem za wiarę.


MAGISTER MURKA:

Hehehe, przypomina mi się pewna pani z Krakowskiego Przedmieścia, która powiedziała w czasie przeszłym, że oddała swoje życie za Kościół!


ANDRZEJ BRZEŹNIK (urażony):

Nie kpij! W tym, co mówię, nie ma nic śmiesznego! (Znacznie łagodniej) Jeszcze do niedawna mieszkałem ze swoją starą, lecz gdy się dowiedziałem, że moja stara głosowała na Platformę Obywatelską, natychmiast się od niej wyprowadziłem.


MAGISTER MURKA (ironicznie nuci pod nosem fragment piosenki zespołu Boys):

“Miała matka syna, syna jedynego,
Chciała go wychować na pana wielkiego”


ANDRZEJ BRZEŹNIK (lekceważąc Murkę):

Kiedy opuściłem matczyny dom, zamieszkałem na takiej jednej farmie, gdzie miałem zamiar uprawiać warzywa.


MAGISTER MURKA:

A co konkretnie?


ANDRZEJ BRZEŹNIK (takim tonem, jakby to było oczywiste):

Jak to co? Ogórki!


Magister Murka gwałtownie się zatrzymuje i spogląda znacząco na Brzeźnika.


MAGISTER MURKA (mrużąc niebezpiecznie oczy):

To ty skaziłeś ogórasy!


Głucha cisza.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (zmieniając temat):

Wiesz, że przed przyjściem tutaj podłożyłem bombę zegarową w domu prezydenta miasta? Z moich obliczeń wynika, że właśnie teraz ona wybucha. Oczywiście, zakładając, że wszystko poszło zgodnie z planem.


MAGISTER MURKA (puszczając oczko do rozmówcy):

Jeśli właśnie teraz wybucha bomba w domu prezydenta miasta, to wiedz, że tam się coś bardzo mocno burzy!


Znów głucha cisza.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (olśniony):

Słuchaj. Przyszło mi do głowy, że moglibyśmy wziąć ślub. Spłodzilibyśmy troje lub pięcioro dzieci i od samego początku wychowywalibyśmy naszą gromadkę na antyrosyjską bojówkę. Co ty na to, Murka?


Kobieta otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale właśnie w tej chwili wpada na scenę grupa policjantów, lekarz psychiatra i pielęgniarka. Stróże prawa natychmiast otaczają spacerującą parę.


POLICJANT 1 (ryczy):

Ręce do góry!


Andrzej i Murka posłusznie wykonują polecenie.


POLICJANTKA 1 (ze szczerą skruchą, do Andrzeja):

Przepraszamy najmocniej, że tak długo to trwało, ale mieliśmy opóźnienie z przyczyn niezależnych od nas. Najpierw nie mogliśmy interweniować ze względu na skażenie radioaktywne. Potem wysłaliśmy po pana radiowóz, ale auto tak zapieprzało, że rąbnęło w jakieś kartonowe pudła i wszyscy policjanci przenieśli się na łono Abrahama niczym Hanka Mostowiak z “M jak Miłość”.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (nieco zdumiony):

W kartonowe pudła? Dobrze, że nie w brzozę! I że mgły nie było!


PIELĘGNIARKA (dydaktycznie):

Jeśli ci, którzy mieli po ciebie przyjechać, bardzo się spóźniają, to wiedz, że coś się dzieje!


POLICJANT 2 (ostro):

Tak czy owak: jest pan aresztowany!


Murka rzuca się w ramiona swojego przyjaciela.


MAGISTER MURKA (buntowniczo, tuląc się do Brzeźnika):

Nic z tego! Mój ci on! Zamierzamy się pobrać!


PSYCHIATRA:

Proszę pani, ten pan jest niepoczytalny. Według Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego, osoba chora psychicznie nie może zawrzeć związku małżeńskiego.


MAGISTER MURKA (zawiedziona, z żalem):

Więc nie mogę zostać Panią Magister Brzeźnikową?


POLICJANTKA 2 (tonem ks. Natanka):

Jeśli twój narzeczony jest owładnięty nienawiścią do innych ludzi, to wiedz, że się diabeł nim interesuje. Jeśli twój narzeczony ma w głowie wiele zbrodniczych pomysłów, to wiedz, że tam się coś bardzo mocno burzy. Jeśli twój narzeczony rozpoczyna przygotowania do realizacji tych pomysłów, to wiedz, że coś się dzieje. Jeśli twój narzeczony robi to, co zaplanował, to już wiedz, że jest źle.


MAGISTER MURKA (niecierpliwie):

Ale ja zapytałam o ślub!


PSYCHIATRA:

Hmmm… Sąd, z ważnych przyczyn, mógłby zezwolić na małżeństwo z osobą niepoczytalną. Ale nie wiem, czy potrafiłaby pani się opiekować takim mężem specjalnej troski.


Andrzej Brzeźnik wpada w gniew.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (wściekle, do psychiatry, słowami z pewnego zabawnego filmiku opublikowanego na YouTube.com):

“Wy jesteście od decydowania o swoich jajach! A nie o tym, kto jest psychiczny! Ty, kuźwa, przeklęty draniu! Z przeklętego, ruskiego kraju!”


Policjanci, psychiatra i pielęgniarka rozdzielają obejmującą się parę, a potem zakuwają Brzeźnika w kajdanki i wyprowadzają go z budynku.


ANDRZEJ BRZEŹNIK (odchodząc, słowami z tego samego filmiku):

“Niech przeklęty będzie ten kraj! I przeklęta będzie jego władza!”


Magister Murka zostaje sama w korytarzu.


MAGISTER MURKA (wzdycha):

Ech, a było tak blisko!…


Nagle wchodzi na scenę Laura, która trzyma w rękach karabin porzucony przez Andrzeja. Dziewczyna celuje w swoją byłą wykładowczynię. Pani magister robi przerażoną minę.


LAURA (śpiewa fragmenty piosenki “Murka” Sławy Przybylskiej):

“Żegnaj, nasza Murka, żegnaj, ukochana.
Bywaj i na wieki idź już precz!
Zaprzedałaś wrogom całą swą ferajnę…
Koniec z Tobą, Murka - zwykła rzecz!
Zaprzedałaś wrogom całą swą ferajnę…
Koniec z Tobą, Murka - zwykła rzecz!
Źle Ci było, Murka. Źle Ci było z nami.
Czy Ci nie starczało jeść i pić?
To przez Ciebie, Murka, zostajemy sami…
Koniec z Tobą, Murka, musi być!
To przez Ciebie, Murka, zostajemy sami…
Koniec z Tobą, Murka, musi być! (…)
Dawniej dostawałaś czarną tu machorkę,
Lecz nie fajczył z Tobą byle kiep.
Teraz z frajerami palisz złotą trojkę…
Żegnaj, nasza Murka! Kula w łeb!”


Laura zabija Murkę.


LAURA (triumfalnie):

I tak zostałam kimś w rodzaju “final girl”!


Studentka rzuca broń na podłogę i opuszcza teren uczelni. Kurtyna powoli opada. W tle słychać utwór “O Fortuna!” z oratorium “Carmina Burana” Carla Orffa.



K-O-N-I-E-C

Natalia Julia Nowak,
12-15 grudnia 2011 r.



Licencja: Creative Commons
0 Ocena