Skrytykowany przez lubelskich recenzentów, którzy wyjątkowo zgodnie uznali, że zarówno reżyser jak i aktorzy nie poradzili sobie z tekstem, spektakl ogląda się jednym tchem. Tak ostra krytyka wydaje się być dziwna, zwłaszcza, że dużo gorsze i nudniejsze spektakle były wychwalane niemal pod niebiosa. Może po prostu lubelscy dziennikarze przyzwyczaili się do sztandarowych i oklepanych inscenizacji lektur szkolnych, "grzecznych", literackich spektakli, nad którymi nie trzeba się zastanawiać, nie trzeba nic analizować. A tutaj przydaje się znajomośc historii, muzyki, kultury. Może to krytycy nie poradzili sobie ze spektaklem, a nie dyrektor czy aktorzy.
Z wielkim zadowoleniem mogę stwierdzić, że lubelska inscenizacja "Rock & Roll'a" jest po prostu świetna. Wyreżyserowana i odegrana z wyczuciem, smakiem i w dobrym tonie. Oryginalna i nowoczesna, mimo, że akcja sztuki toczy się w latach 60-tych i 70-tych poprzedniego wieku. Jak zwykle u Babickiego, skromna scenografia i skupienie się na grze aktorskiej, znowu, nareszcie odniosły sukces. Podnosi się kurtyna i słychać radio Wolna Europa, zagłuszane przez ówczesne władze. Wiadomości i informacje z radia przewijają się przez cały spektakl, co pozwala widzom zorientować się w czasie akcji i pomaga tym, niekoniecznie znającym historię w zrozumieniu pewnych sytuacji.
Akcja rozgrywa się na przestrzeni 20 lat, od końca lat sześćdziesiątych do początku lat dziewięćdziesiątych, a bohaterowie dojrzewają i starzeją się wraz z akcją spektaklu. Sztuka pokazuje dwa spojrzenia na komunizm: z punktu widzenia mieszkańców Czechosłowacji oraz Wielkiej Brytanii. Sceny te przeplatane są wiadomościami z Radia Wolna Europa oraz przebojami Pink Floyd, Syda Barreta, Boba Dylana, U2 czy Johna Lennona. Łatwo jest być komunistą, gdy żyje się w wolnym domokratycznym kraju, gdy nie trzba bać się szykan, przesłuchań i więzienia, gdy nikt nie robi rewizji w domu, nie niszczy płyt, nie karze za to, jakiej się słucha muzyki. Już inaczej jest, gdy zaczynają się prześladowania, przesłuchania, teczki, gdy trzeba wybrać, czy woli się lojalność wobec przyjaciół i więzienie czy prześladowania, brak pracy czy spokój. Ale zakończenie jest optymistyczne - koncert Rolling Stonesów w Pradze i piosenka "Satisfaction".
Już przed premierą dyrektor Babicki zapowiadał duet młodych aktorów w dwóch głównych rolach - Mikołaja Roznerskiego w roli Ferdinanda i Szymona Sędrowskiego w roli Jana. Duet, wydawało się, trochę ryzykowny, ale bardzo udany. Obydwaj aktorzy świetnie ze sobą współpracowali, widać było, że dobrze im się razem grało, mozna wręcz powiedzieć, że sceny, w których oboje występowali, były najlepszymi scenami w całym spektaklu.
Mikołaj Roznerski, jako młody, buntownik Ferdinand był, jak zwykle zresztą, ekspresyjny i przebojowy, bardzo przekonujący. Grał naturalnie, prawdziwie, widać w tej grze pasję i zaangażowanie, ale z klasą - nie było w tym sztuczności, aż momentami miało się wrażenie, że to nie gra, tylko życie. Był wyluzowany i wyrazisty, po prostu świetny.
Szymon Sędrowski jako Jan również nie zawiódł. W jego grze widać już dojrzałość i opanowanie, ale nie brakuje mu spontaniczności i ekspresji. Jego bohater dojrzewa w miarę upływu czasu. Jest świetny jako młody chłopak, który wraca z Wielkiej Brytanii do Czechosłowacji, przekonuje się, że komunizm wcale nie jest tak wspaniałym ustrojem, doświadcza wiezienia, przesłuchań, braku pracy, rewizji w mieszkaniu. Takie wydarzenia uczą pokory i Sędrowski odegrał to świetnie. Nic dodać, nic ująć, był po prostu bardzo dobry.
Kolejna udana rola to Max, Andrzeja Golejewskiego. Starszy profesor, komunista, który żyje w Wielkiej Brytanii. On zupełnie inaczej postrzega komunizm, patrzy na wszystko w perspektywy obywatela wolnego, demokratycznego kraju, któremu nie grozi więzienie i szykany. Mimo, że obserwuje losy swojego podopiecznego Jana, pozostaje przy swoich poglądach.
Niezawodny był również Krzysztof Olchawa, w roli Stephena. To rola drugoplanowa, ale trudno go nie zapamiętać. Jak zwykle z szelmowskim uśmiechem, jak zwykle wyluzowany i swobodny.
Warto zobaczyć tę sztukę. Niewiele osób chyba zdaje sobie sprawę, jak wielki wpływ na losy świata i poszczególnych krajów miała muzyka. Teraz jest to element kultury, kiedyś - element walki politycznej, walki o wolność. Przyglądając się bohaterom i ich losom, można nauczyć się szanować wolność. Dziś nikt nam nie mówi jakiej muzyki mamy słuchać, a jakiej nie, nikt nas nie karze za nasze upodobania.
Planowane cztery prapremiery w tym sezonie w lubelskim teatrze były śmiałym założeniem. Widzowie z niecierpluiwością czekają na kolejną - "Widnokrąg", którego premiera już 31 stycznia. Trzeba sobie tylko życzyć, żeby każda kolejna inscenizacja była tak dobra, jak "Rock & Roll".
Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
Tom Stoppard
"Rock & Roll"
tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
reżyseria: Krzysztof Babicki
scenografia: Marek Braun
kostiumy: Barbara Wołosiuk
światło: Olaf Tryzna
obsada: Mikołaj Roznerski, Szymon Sędrowski, Kinga Waligóra, Andrzej Golejewski, Jolanta Rychłowska, Karolina Stefańska, Przemysław Gąsiorowicz, Andrzej Redosz, Anna Zawiślak, Monika Babicka, Tomasz Bielawiec, Krzysztof Olchawa, Magdalena Sztejman-Lipowska, Łukasz Król, Grażyna Jakubecka, Nina Skołuba-Uryga, Anna Torończyk
prapremiera: 15 listopada 2008 r.
Ewelina Drela
Teatralia Warszawa
9 grudnia 2008
Recenzja opublikowana na stronie:
http://www.teatralia.com.pl/artykuly/grudzien_2008/091208_rarr.php