Od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, że jako naród jesteśmy źle osadzeni geograficznie. Codziennie zakładamy tyle pozornych masek „własnego ja”, że bliżej nam do Wenecji niż geograficznej Polski. Mimo iż uwielbiamy kłamać na własny temat, nie pozwalamy tego robić innym.

Data dodania: 2011-11-04

Wyświetleń: 1293

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dlatego powstają firmy ds. ochrony reputacji i wizerunku w Internecie.

Powszechnie uważamy się za pełnych indywidualistów, którzy nie lubią i nie potrzebują budować relacji sąsiedzkich. Pozornie udajemy brak zainteresowania cudzym życiem, a wystarczy tylko sprawdzić portale społecznościowe, by przekonać się, jak jest naprawdę. Również liczba internetowych wspólnot nie wskazuje na antyspołeczne postawy. Tak samo chętnie śledzimy nawzajem własne konta i tak samo chętnie jednoczymy się w „plemiona”, by zaznać „społecznego, wirtualnego ciepła”. Ktoś niezorientowany w sytuacji zadałby pytanie: dlaczego tak kłamiemy, oszukując samych siebie. Ci zorientowani, wychowani w kulturze egoistycznego narcyzmu znają odpowiedź aż za dobrze. Wszystkiemu winny jest pęd konsumpcyjny i bezustanne „parcie na szkło”. Bycie cool i trendy jest dziś o wiele ważniejsze od szczerych, prawdziwych relacji. Co więcej żyjemy w świecie, w którym bycie przeciętnym jest passe. Dlatego tak chętnie skrywamy swoją prawdziwą twarz za wirtualną maską portali społecznościowych. To jedyne miejsce, gdzie możemy kłamać do woli i udawać kogoś lepszego niż w rzeczywistości. To jedyne miejsce, gdzie ujdzie nam to bezkarnie, ale tylko wtedy, gdy kłamiemy na własny temat. Jeśli odważymy się wypowiadać oskarżenia lub podawać błędne informacje o osobach trzecich, szybko poczujemy na plecach działania Internetowej kontroli.

Ćwierkać każdy może…

W pierwszej fazie rozwoju Internetu jego podstawową funkcją było wzajemne utrzymywanie łączności między wojskiem i naukowcami. Podobne funkcje, mimo dużego już zaawansowania sieci, przypisano niektórym portalom społecznościowym, takim jak Twitter, który powstał na potrzeby amerykańskich firm kurierskich i kierowców. Ze względu na internetowe usługi nikt nie potrzebował „instytucji dbających o jej wewnętrzny porządek”. Zapotrzebowanie na tego typu działania nastało wraz z rozwojem funkcjonalności wirtualnej przestrzeni, a właściwie rosnącej samowoli jej użytkowników. Internetowe ćwierkanie (od twitter-ćwierkać) zaczęło nabierać innego wyrazu. Portale społecznościowe z dominującej funkcji komunikacyjnej stały się medium obywatelskim, „głosem ludu”, gdzie można wyrażać dowolne opinie i komentować wydarzenia. Co więcej, są przestrzenią ścierania się  własnych (anty)politycznych poglądów, zamieniając dystyngowany Internet w elektroniczne śmietnisko. Obecnie z Twittera korzysta 200 milionów osób, co plasuje go na 2. miejscu, zaraz za Facebookiem. Po jego możliwości sięgają nie tylko zwykli obywatele, ale i osoby publiczne takie jak: Dalajlama, Barack Obama a nawet Radosław Sikorski z rodzinnego podwórka. Swoje konta zakładają też wszystkie osoby mające własne działalności, jak: trenerzy, coach’owie, placówki publiczne. We wszystkich wymienionych przypadkach trudno doszukiwać się błędnych treści informacyjnych. Częściej może dojść do naruszenia dóbr osobistych firm. Jako przedstawiciele jednoosobowych działalności gospodarczych „ofiarami” internetowych obelg możemy stać się my sami z imienia i nazwiska. Gdy niezadowolony klient postanowi dać upust swym emocjom.

Jak chronić nasz dobry wizerunek w sieci?

Metoda jest bardzo prosta, przede wszystkim należy zakładać firmowe konta na portalach dla profesjonalistów: Goldenline czy LinkedIn i rejestrować się na portalach dla określonych grup zawodowych. Dobrym sposobem jest też założenie domeny z naszym imieniem i nazwiskiem, która jest wysoko pozycjonowana. Jeśli zauważymy naruszenie naszego wizerunku przez osoby trzecie, możemy wtedy zażądać sprostowania. Jeśli staniemy się ofiarami czarnego PR, dobrze jest zwrócić się o pomoc do profesjonalnej firmy, która za pomocą stosownych narzędzi nasyci prawdziwymi informacjami internetową przestrzeń. Jedną z firm, która zajmuje się ochroną reputacji w sieci jest np. nbeoNET. Jak czytamy na jej stronie, zarządzanie reputacją w sieci (ORM) polega na monitorowaniu wizerunku osoby, marki lub produktu w Internecie. ORM wykorzystuje unikalne techniki online do masowego promowania pozytywnych i neutralnych treści dotyczących frazy klienta. Efektem tych działań jest zepchnięcie w wynikach wyszukiwarek linków zawierających niepożądane lub negatywne treści na nasz temat. Trzeba przyznać, że usługa niezwykle wygodna, by spać spokojnie i nie martwić się o nagły spadek klientów.  Szczególnie, że negatywne treści w Internecie lądują dość wysoko w wyszukiwarkach, a nam, jako profesjonalnym trenerom, coachom, specjalistom od HR, profesjonalny wizerunek zawodowca jest niezwykle potrzebny.

Bo choć lubimy udawać przed szkolnymi kolegami kogoś, kim nie jesteśmy, to nadal dostajemy alergii na złe informacje naruszające nasz profesjonalizm. Można powiedzieć, że działamy w myśl znanej piosenki Jerzego Stuhra - „Śpiewać każdy może”, parafrazując tę już kultową treść: dziś kłamać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej… czasami człowiek musi, inaczej się udusi… Pozostaje tylko pytanie po co, czy szczerym i naturalnym osobom nie żyje się lepiej, szczególnie gdy same uczą budowania poprawnych relacji jako trenerzy?

Licencja: Creative Commons
0 Ocena