Jeżeli już wiemy wszystko na temat stron przeliczeniowych, przy pomocy których tłumacze rozliczają swoją pracę, powinniśmy zadać sobie pytanie, na jakiej podstawie tłumacze obliczają swoje stawki. Praca tłumacza w epoce wolnego rynku podlega takim samym prawom popytu i podaży, jak wszystkie inne dostępne na rynku produkty.

Data dodania: 2011-07-11

Wyświetleń: 1706

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Tłumaczenia przysięgłe posiadają swoje stawki urzędowe, które to stawki obowiązują tłumacza, jeśli wykonuje zlecenia na rzecz administracji państwowej (jest to zrozumiałe, gdyż tłumacz przysięgły jest w pewnym sensie urzędnikiem państwowym,  mimo że pracodawca rzucił go łaskawie na szerokie wody wolnego rynku, zrzekając się zupełnie odpowiedzialności za ewentualny brak dochodów...) Stawki urzędowe są regulowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości (osoby zainteresowane mogą  zapoznać się z nimi na stronach tegoż Ministerstwa) i raz na jakiś czas podlegają rewaloryzacji, z tym że to "jakiś" jest pojęciem tak dowolnym, jak swobodna bywa myśl urzędnicza w Ministerstwie. Jeżeli jednak tłumacz przysięgły wykonuje zlecenie na rzecz firmy nie będącej częścią administracji publicznej, lub też na rzecz osoby fizycznej, ma prawo otrzymać za swoją pracę zapłatę zgodnie z tym, na co jego zdrowy rozsądek pozwala. Tu także pojęcie "zdrowy rozsądek" jest kategorią raczej umowną, chociaż można spróbować opisać jego parametry.

Otóż zasadniczym kryterium wyliczania stawki za tłumaczenie są - po prostu - koszty, jakie tłumacz ponosi w okresie rozliczeniowym, plus marża (czyli zysk). Jeżeli przyjmiemy za okres rozliczeniowy jeden miesiąc, zgodnie z naliczaniem przez ZUS obowiązkowych składek, to składki zusowskie stają się podstawowym elementem w naszych kosztach. Jeśli więc przyjdzie do nas w miesiącu jeden klient i poprosi o tłumaczenie jednej strony rozliczeniowej, to zwyczajny zdrowy rozsądek i wola przetrwania nakazywałyby nam wyliczyć cenę przynajmniej równą kosztom, czyli wziąć na jedną stronę około 850,00 PLN (no bo tyle chyba teraz płacimy w ZUSie). Jeżeli więc klient przyjdzie raz w miesiącu i da nam do zrobienia jeden komplet samochodowy, to w naturalny sposób ten komplet będzie kosztować nieszczęsne 850,00 PLN (proszę zwrócić uwagę, że nie doliczyłem tutaj żadnej marży). Dziesięciu klientów, każdy z jednym kompletem, spowoduje, że cena spadnie za komplet do 85,00 PLN. I tak dalej.

Niestety jednak obok okresów tłustych, kiedy klienci walą drzwiami i oknami zdarzają się okresy całkowitego zastoju. Znam tłumaczy, którzy nie mieli klientów przez 6 miesięcy, przy jednoczesnym obowiązku odprowadzania składek zusowskich. Wtedy pieniądze na składki trzeba od kogoś pożyczyć, a koszt z miesięcznego systemu rozliczeń zmienia się w koszt za taki okres, w którym płacono składki bez żadnego klienta (6 x 850,00 PLN). Wtedy cudownym zrządzeniem losu pojawiający się klient może usłyszeć, że jedna strona tłumaczenia powinna kosztować 850,00 PLN x 6 po to, aby tłumacz wyszedł na zero.

Te same reguły obowiązują tłumaczy zwykłych (jeśli to słowo jest tutaj odpowiednie). Oprócz tego wolny rynek zaskakuje nas innymi niespodziankami, o których jednak napiszę w innym miejscu, jeżeli zdrowie pozwoli.

Oczywistym jest, po lekturze tego tekstu, że nie wziąłem pod uwagę w moich dywagacjach tak nieistotnych elementów kosztowych jak wikt i opierunek, telefony, paliwo (jeśli tłumaczowi zechce się posiadać pojazd mechaniczny) i wiele innych artykułów. Można więc powiedzieć, że praca tłumacza (nie agencji tłumaczeń) jest swoistym hobby, a w przypadku tłumaczy przysięgłych hobby dla masochistów (bywają klienci, którzy o jedenastej w nocy wymagają natychmiast tłumaczenia).

Licencja: Creative Commons
0 Ocena