Wychowano nas w tej strefie kulturowej na Dekalogu i przykazaniach miłości. Wpojono nam te zasady, pobudowano nasze osobowości na ich fundamencie. Świat wokół pędzi przed siebie, nic więc dziwnego, że tracimy niekiedy kierunek, gubimy busolę, zapominając o tym, że jest ona w nas wraz z Bogiem i jego zasadami. Znajdują one uniwersalne zastosowanie we wszystkich sytuacjach, chociaż niekiedy oczarowani nowoczesnością szukamy “lepszych” rozwiązań w laickich systemach prawnych, w nadopiekuńczym państwie, w bożkach powstałych ze strachu przed osamotnieniem. Dekalog – natomiast – wystarczy. Jest on niezawodną busolą, która zawsze wskaże nam kierunek, niezależnie od politycznych zawirowań, uczuciowych wstrząsów, samotności w tłumie.
Dekalog reguluje nasz zobowiązania wobec Boga poprzez zobowiązania wobec innych ludzi, w Dekalogu więc uwidocznia się najwyższa prawda, iż Boga doznajemy dzięki życiu z innymi i że nasze uczynki wobec bliźnich stają się dla Boga miarą naszego oddania. Klamrą Dekalogu staje się przykazanie miłości, które filtruje wszystkie poszczególne zasady w nadrzędnej wskazówce: nie możesz żyć z innymi nie kochając ich, a Boga nie zaznasz samotnie, bez innych. Miłość staje się nadrzędnym uzasadnieniem naszego istnienia, które jest możliwe tylko w świecie innych ludzi.
Dekalog zwięźle opisuje wszystkie etyczne sytuacje życia człowieczego i nie wymaga wcale uzupełnień w postaci szczegółowych ustaw, jakimi zarzucają nas laickie systemy prawne. W istocie pęd do opisania w ustawach życia świadczy o samotności autorów prawa, którzy odchodząc od prostoty Dekalogu odchodzą od Boga. Powrót więc do Dziesięciu Przekazań jest powrotem do wiary.