Czym są “przestępstwa przeciwko interesom finansowym Unii“? Dlaczego UE posiada “wyłączną kompetencję do zawierania umów międzynarodowych“? Na czym ma polegać “trwały rozwój Ziemi“, a na czym “zwalczanie wszelkiej dyskryminacji ze względu na orientację seksualną”? Co należy rozumieć poprzez “formy przestępczości naruszające wspólny interes objęty polityką Unii”? Po co kraje członkowskie “oddają do dyspozycji Unii swoje zdolności cywilne i wojskowe”? Te i wiele innych pytań to konsekwencje obcowania z Traktatem Lizbońskim - najwyższym aktem prawnym UE.
W niniejszym artykule nie będę analizować całego Traktatu z Lizbony, ponieważ jest to dokument bardzo obszerny i - nie łudźmy się - nudny. Jednak w natłoku nieciekawych, suchych i pozbawionych walorów estetycznych przepisów można czasem znaleźć “smaczki”, które potrafią człowieka zaskoczyć, a nawet przerazić. Zapraszam do lektury wybranych fragmentów kontrowersyjnego aktu prawnego, który, według mnie i wielu innych narodowców, pozbawił Polskę niepodległości.
Zastanówmy się, co z tych fragmentów wynika i czym - w kontekście założeń Traktatu Lizbońskiego - jest Unia Europejska. Moim zdaniem, ów dokument to dowód na to, iż UE nie jest konfederacją, tylko federacją. Spełnieniem marzeń ludzi, którzy w latach pięćdziesiątych XX wieku marzyli o utworzeniu Stanów Zjednoczonych Europy - alternatywy i konkurencji dla USA. Czytając i analizując fragmenty TL, nie zapominajmy o przerażonej twarzy Lecha Kaczyńskiego, którą uwieczniono w nagraniu z 10 października 2009 roku (“Podpisanie Traktatu Lizbońskiego” - YouTube.com). Pamiętajmy też, że “niniejszy Traktat zawiera się na czas nieograniczony”.
Oto cytaty z Traktatu Lizbońskiego opatrzone moimi komentarzami:
“Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”
Fragment, który właśnie zacytowałam, to zbiór mało oryginalnych i niewiele mówiących ogólników, jakimi bardzo często wycierają sobie gardło politycy z różnych państw. O wolności, godności ludzkiej, prawach człowieka i wartościach demokratycznych mówią wszyscy - Barack Obama, Donald Tusk, Aleksander Łukaszenka i konstytucja Korei Północnej. Zaprezentowany cytat kończy się nudną i oklepaną deklaracją, mówiącą o równym statusie kobiet i mężczyzn. Jest to iście demagogiczne mydlenie oczu, ponieważ inne fragmenty Traktatu Lizbońskiego wskazują na wyraźną faworyzację kobiet kosztem mężczyzn:
“Powyższe dziedziny przestępczości są następujące: terroryzm, handel ludźmi oraz seksualne wykorzystywanie kobiet i dzieci, nielegalny handel narkotykami, nielegalny handel bronią, pranie pieniędzy, korupcja, fałszowanie środków płatniczych, przestępczość komputerowa i przestępczość zorganizowana”
“Zwalczanie handlu ludźmi, w szczególności kobietami i dziećmi”
Sformułowanie “seksualne wykorzystywanie kobiet i dzieci” jest tak jednoznaczne, że można z niego wywnioskować, iż mężczyzna będący ofiarą takiego wykorzystywania nie ma co liczyć na pomoc ze strony Unii. Ba! Po przeczytaniu powyższego cytatu można się zastanawiać, czy krzywdzenie osób płci męskiej w ogóle jest przestępstwem - wszak nie ma o nim mowy w spisie czynów zabronionych! Mamy wyraźnie napisane, że seksualne wykorzystywanie kobiet i dzieci jest złe. Nigdzie jednak nie ma mowy o tym, iż seksualne wykorzystywanie mężczyzn też jest niewłaściwe.
Dyskryminacja? Pewnie, że tak! Znacznie przychylniejszy dla facetów jest cytat drugi, w którym padają słowa “w szczególności kobietami i dziećmi”. To sformułowanie nikogo nie wyklucza, ale wskazuje na wyraźną faworyzację kobiet i dzieci. Niech nikt nie mówi, że w Unii Europejskiej istnieje zjawisko równości wobec prawa. Bo, niestety, jest ono iluzją.
“Unia zapewnia spójność swoich poszczególnych polityk i działań, uwzględniając wszystkie swoje cele i zgodnie z zasadą przyznania kompetencji”
Spójność? Przed chwilą wykazałam, iż żadnej spójności nie ma!
“Przy określaniu i realizacji swoich polityk i działań Unia dąży do zwalczania wszelkiej dyskryminacji ze względu na płeć, rasę lub pochodzenie etniczne, religię lub światopogląd, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną”
O dyskryminacji ze względu na płeć już sobie powiedzieliśmy. Ciekawi mnie jednak opisane w powyższym fragmencie “zwalczanie wszelkiej dyskryminacji ze względu na orientację seksualną”. Czy te słowa odnoszą się również do “dyskryminacji” w Urzędach Stanu Cywilnego i przy oddawaniu dzieci do adopcji?
“W stosunkach zewnętrznych Unia umacnia i propaguje swoje wartości i interesy oraz wnosi wkład w ochronę swoich obywateli. Przyczynia się do pokoju, bezpieczeństwa, trwałego rozwoju Ziemi, do solidarności i wzajemnego szacunku między narodami, do swobodnego i uczciwego handlu, do wyeliminowania ubóstwa oraz do ochrony praw człowieka, w szczególności praw dziecka, a także do ścisłego przestrzegania i rozwoju prawa międzynarodowego, w szczególności zasad Karty Narodów Zjednoczonych”
Co to jest “trwały rozwój Ziemi”? Wiem, na czym polega rozwój nauki, techniki, kultury i sztuki, ale o “rozwoju Ziemi” nigdy wcześniej nie słyszałam. Jak można rozwijać planetę? A może pod pojęciem “Ziemia” kryje się natura, przyroda? Jeśli tak, to należy zadać pytanie: czy “rozwój Ziemi” to wspieranie GMO - Genetycznie Modyfikowanych Organizmów? Kochani Czytelnicy, poczytajcie sobie o Codex Alimentarius i ciemnej stronie firmy Monsanto (Stopcodex.pl, Zbrodniarze.com)! Zastanówcie się także, jak się ma deklarowana przez UE “ochrona praw dziecka” do aktywnego wspierania ruchu aborcyjnego (http://www.uniaeuropejska.org/unia/index.php?option=com_content&view=article&id=564:kontrowersyjne-stanowisko-parlamentu-europejskiego-w-sprawie-aborcji&catid=49:polityka&Itemid=65).
“Celem wzmocnionej współpracy jest sprzyjanie realizacji celów Unii, ochrona jej interesów oraz wzmocnienie procesu jej integracji. Współpraca taka otwarta jest dla wszystkich Państw Członkowskich w dowolnym czasie, zgodnie z artykułem 280c Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej”
Powyższy cytat mówi o przewidzianej w Traktacie Lizbońskim możliwości politycznej, zwanej “wzmocnioną współpracą”. Ta “wzmocniona współpraca” teoretycznie nie jest obowiązkowa, ale - jak się zaraz okaże - rezygnacja z niej ciągnie za sobą bardzo poważne skutki prawne:
“W obradach Rady mogą uczestniczyć wszystkie Państwa Członkowskie, jednak w głosowaniu biorą udział tylko członkowie Rady reprezentujący Państwa Członkowskie uczestniczące we wzmocnionej współpracy. Zasady głosowania przewidziane są w artykule 280e Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej”
Widać gołym okiem, że równości nie ma nie tylko w świecie szarych obywateli, ale także w centralnych instytucjach Unii Europejskiej. Ech, gdzie się podziały piękne przemówienia o równości i braterstwie państw wchodzących w skład UE?! Równość i braterstwo były we Wspólnotach Europejskich, jednak Traktat Lizboński te Wspólnoty unicestwił:
“Skreśla się ustęp 1 i odpowiednio zmienia się oznaczenie kolejnych ustępów; w całym artykule wyrazy Wspólnot Europejskich zastępuje się wyrazem Unii”
Niestety, jest to tylko wierzchołek góry lodowej zwanej brukselskim uciskiem. W Unii Europejskiej żaden naród nie może się czuć wolny, gdyż na każde państwo nałożono szereg dotkliwych ograniczeń. Tutaj nie można myśleć o zaspokajaniu własnych, narodowych potrzeb - trzeba być gotowym na liczne wyrzeczenia i zaakceptować wyższość interesów unijnych nad własnymi. Jeśli interesy UE są sprzeczne z ojczystymi, to trzeba po prostu zacisnąć zęby i pogodzić się z losem. W Unii żaden kraj nie jest suwerennym państwem, tylko wasalem czegoś, co stoi ponad nim:
“Państwa Członkowskie podejmują wszelkie środki ogólne lub szczególne właściwe dla zapewnienia wykonania zobowiązań wynikających z Traktatów lub aktów instytucji Unii. Państwa Członkowskie ułatwiają wypełnianie przez Unię jej zadań i powstrzymują się od podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów Unii”
“Jeżeli w ramach procedury, o której mowa w ustępie 3, zostanie stwierdzone, że polityki gospodarcze Państwa Członkowskiego nie są zgodne z ogólnymi kierunkami, o których mowa w ustępie 2, lub zagrażają prawidłowemu funkcjonowaniu unii gospodarczej i walutowej, Komisja może skierować do danego Państwa Członkowskiego ostrzeżenie. Rada, na zalecenie Komisji, może kierować do danego Państwa Członkowskiego niezbędne zalecenia”
“Państwa Członkowskie przyjmują wszelkie środki prawa krajowego niezbędne do wprowadzenia w życie prawnie wiążących aktów Unii”
Bruksela nie tylko obciąża państwa przykrymi obowiązkami i żąda pokornego wykonywania poleceń, ale również rości sobie prawo do decydowania, co wolno, a czego nie. Jeśli jakiś kraj członkowski chce coś zrobić, to musi zapytać o zgodę Unię Europejską. To, czy UE pójdzie mu na rękę, zależy wyłącznie od jej kaprysu. Myślę, iż można to porównać do sytuacji osoby niepełnoletniej, która - pragnąc coś przedsięwziąć - musi poprosić rodziców o zgodę:
“Przed podjęciem jakichkolwiek działań na arenie międzynarodowej lub zaciągnięciem wszelkich zobowiązań, które mogłyby wpłynąć na interesy Unii, każde Państwo Członkowskie konsultuje się z pozostałymi w ramach Rady Europejskiej lub Rady. Państwa Członkowskie zapewniają, poprzez zbieżne działania, możliwość realizacji przez Unię jej interesów i wartości na arenie międzynarodowej. Państwa Członkowskie są względem siebie solidarne”
Istnieją kwestie, w których państwa członkowskie nie mają absolutnie nic do powiedzenia. W Traktacie Lizbońskim jest wyraźnie napisane, że niektóre sprawy są przywilejami Unii… i nikogo więcej:
“1. Unia ma wyłączne kompetencje w następujących dziedzinach:
a) unia celna;
b) ustanawianie reguł konkurencji niezbędnych do funkcjonowania rynku wewnętrznego;
c) polityka pieniężna w odniesieniu do Państw Członkowskich, których walutą jest euro;
d) zachowanie morskich zasobów biologicznych w ramach wspólnej polityki rybołówstwa;
e) wspólna polityka handlowa.
2. Unia ma także wyłączną kompetencję do zawierania umów międzynarodowych, jeżeli ich zawarcie zostało przewidziane w akcie prawodawczym Unii lub jest niezbędne do umożliwienia Unii wykonywania jej wewnętrznych kompetencji lub w zakresie, w jakim ich zawarcie może wpływać na wspólne zasady lub zmieniać ich zakres”
Jak należy rozumieć “wyłączną kompetencję do zawierania umów międzynarodowych”? Czy oznacza ona, iż Unia Europejska może - bez zgody Polski - zawrzeć pakt, który będzie obowiązywał właśnie Polskę? Czy UE jest naszym ustawowym przedstawicielem, podobnym do rodzica, który zawiera umowy cywilnoprawne w imieniu dziecka? Dlaczego Rzeczpospolita Polska, zamiast być niepodległą Ojczyzną, jest tak ubezwłasnowolniona? Czemu nie ma nic do powiedzenia w kwestii aktów prawnych, które Unia jej narzuca? To, co opisuję, przypomina sytuację średniowiecznych księżniczek, które zmuszano do zawierania zaaranżowanych związków małżeńskich.
“Partie polityczne na poziomie europejskim przyczyniają się do kształtowania europejskiej świadomości politycznej i wyrażania woli obywateli Unii”
W powyższym cytacie jest mowa o świadomości europejskiej, ale nie ma ani słowa o świadomości narodowej. Owa “świadomość europejska” to nic innego jak akceptacja wyższości interesów unijnych nad ojczystymi - zwykły konformizm i pokora wobec politycznego tworu, który stoi ponad państwem i narodem. Zwróćcie, drodzy Czytelnicy, uwagę na wyrażenie “obywateli Unii”. Czy organizacja międzynarodowa może mieć obywateli?
Nie, nadawanie obywatelstwa leży wyłącznie w gestii państw! Można z tego wywnioskować, iż UE wcale nie jest organizacją międzynarodową, tylko federacją - państwem związkowym, czymś na kształt Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Jak wiemy, w USA każdy stan ma własną konstytucję i własny parlament, ale nie jest suwerennym państwem. Bardzo podobnie przedstawia się sytuacja Unii Europejskiej, która po ratyfikacji omawianego tutaj Traktatu Lizbońskiego przeobraziła się w Stany Zjednoczone Europy.
Zresztą, taki był jej pierwotny cel. Potwierdzeniem tego faktu może być cytat z książki “Historia Polski 1914-2000” Wojciecha Roszkowskiego (PWN, Warszawa 2001): “W Europie Zachodniej dojrzewały koncepcje integracyjne. Pod koniec 1953 r. omawiano projekt wspólnoty gospodarczej, politycznej i wojskowej, której celem miały być przyszłe Stany Zjednoczone Europy”. Myliłby się ten, kto by powiedział, iż początkowo Unia miała być zwykłą organizacją międzynarodową, a potem niespodziewanie zmieniła kurs. Ona od samego początku zmierzała ku utworzeniu Stanów Zjednoczonych Europy.
Nie wierzę, że ci, którzy nas do niej wepchnęli, o tym nie wiedzieli. UE to państwo, posiadające własną flagę, dewizę, hymn, święto (9 maja), ambasady i obywateli. Unia posiada nawet prezydenta, o czym świadczy fragment artykułu z portalu Onet.pl: “Obecnie prezydentem Unii Europejskiej jest Herman van Rompuy” (źródło: http://wiadomosci.onet.pl/swiat/prezydenckie-ambicje-aktora-usmialem-sie,1,4251413,wiadomosc.html). Potrzebujecie więcej dowodów na państwowość UE? Proszę bardzo: na stronie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Wspólnoty Europejskie figurują na liście państw obchodzących w maju święta narodowe (http://www.msz.gov.pl/National,Days,12922.html).
Wróćmy jednak do analizy fragmentów Traktatu z Lizbony. UE posiada pewne ambicje militarne i nie wyklucza stosowania radykalnych środków w imię “osiągnięcia celów określonych przez Radę”. Unia Europejska również w dziedzinie wojskowości zmusza kraje członkowskie do wyrzeczeń, wymagając od nich, aby oddawały jej do dyspozycji swoje “zdolności cywilne i wojskowe”:
“Państwa Członkowskie, w celu realizacji wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, oddają do dyspozycji Unii swoje zdolności cywilne i wojskowe, aby przyczynić się do osiągnięcia celów określonych przez Radę. Państwa Członkowskie wspólnie powołujące siły wielonarodowe mogą również przekazać je do dyspozycji wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony”
Ale to jeszcze nie wszystko. Omawiany przeze mnie Traktat Lizboński zawiera niejasne i niezdefiniowane sformułowania, pod które da się podciągnąć to, co się chce. Chodzi mi tutaj o słowa “rasizm i ksenofobia”, którymi źli ludzie mogliby nazywać wszelkie ruchy patriotyczne i nacjonalistyczne w celu ich skompromitowania i zdyskredytowania (ciekawostka: w okresie stalinizmu Urząd Bezpieczeństwa Publicznego nazywał żołnierzy Armii Krajowej “faszystami”):
“Unia dokłada starań, aby zapewnić wysoki poziom bezpieczeństwa za pomocą środków zapobiegających przestępczości, rasizmowi i ksenofobii oraz zwalczających te zjawiska, a także za pomocą środków służących koordynacji i współpracy organów policyjnych i sądowych oraz innych właściwych organów, a także za pomocą wzajemnego uznawania orzeczeń sądowych w sprawach karnych i, w miarę potrzeby, przez zbliżanie przepisów karnych”
Osoba, która uważnie przegląda Traktat z Lizbony, prędzej czy później natknie się na wzmianki o “przestępstwach przeciwko interesom finansowym Unii” i o tajemniczym Europolu, mającym te przestępstwa ścigać:
“Wszczynanie śledztwa karnego oraz występowanie z wnioskiem o wszczęcie ścigania prowadzonego przez właściwe organy krajowe, w szczególności dotyczącego przestępstw przeciwko interesom finansowym Unii”
“W celu zwalczania przestępstw przeciwko interesom finansowym Unii Rada, stanowiąc w drodze rozporządzeń zgodnie ze specjalną procedurą prawodawczą, może ustanowić Prokuraturę Europejską w oparciu o Eurojust. Rada stanowi jednomyślnie po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego”
“Prokuratura Europejska jest właściwa do spraw dochodzenia, ścigania i stawiania przed sądem, w stosownych przypadkach w powiązaniu z Europolem, sprawców i współsprawców przestępstw przeciwko interesom finansowym Unii, określonych w rozporządzeniu przewidzianym w ustępie 1. Prokuratura Europejska jest właściwa do wnoszenia przed właściwe sądy Państw Członkowskich publicznego oskarżenia w odniesieniu do tych przestępstw”
Nie wiem, czym są “przestępstwa przeciwko interesom finansowym Unii” i nie zamierzam się bawić w zgadywanie, co autorzy Traktatu Lizbońskiego mieli na myśli. Wiem tylko tyle, że sformułowanie “przestępstwo przeciwko interesom finansowym Unii” brzmi jak stosowane w PRL-u wyrażenie “przestępstwo przeciwko socjalistycznemu porządkowi państwa”. Natomiast słowo Europol to tzw. skrótowiec grupowy (sylabowiec) utworzony od nazwy własnej European Police - Europejska Policja. W samym skrótowcu nie byłoby nic złego, gdyby nie to, iż brzmi on jak nowomowa.
Niestety, Unia Europejska nie chce się ograniczać wyłącznie do ścigania “przestępstw przeciwko jej interesom finansowym”. Jak wynika z Traktatu Lizbońskiego, Europol (Europejska Policja) ma również zwalczać “formy przestępczości naruszające wspólny interes objęty polityką Unii”. Nie wiem i wolę nie wiedzieć, o co tutaj chodzi:
“Zadaniem Europolu jest wspieranie i wzmacnianie działań organów policyjnych i innych organów ścigania Państw Członkowskich, jak również ich wzajemnej współpracy w zapobieganiu i zwalczaniu poważnej przestępczości dotykającej dwóch lub więcej Państw Członkowskich, terroryzmu oraz form przestępczości naruszających wspólny interes objęty polityką Unii”
Wielu ludzi twierdzi, że UE to zalążek rządu światowego, jedynego w swoim rodzaju molocha, który w przyszłości pochłonie całą Ziemię i utworzy globalną dyktaturę zwaną Nowym Porządkiem Świata - New World Order. Trudno powiedzieć, czy jest to prawda, czy tylko teoria spiskowa. Ale jedno jest pewne: Unia Europejska popiera globalizację i pragnie ją pogłębiać.
Jakże mrocznie brzmią w tym kontekście słowa błogosławionego Jana Pawła II, skądinąd wielkiego zwolennika UE: “Nowy Porządek Świata, cywilizacja miłości, może zostać osiągnięty” (“Pope John Paul 2's New World Order Speech at Gandhi's Memorial” - YouTube.com)! Popierana przez Karola Wojtyłę Unia Europejska opowiada się za “integracją w ramach gospodarki światowej” i “dobrymi rządami na poziomie światowym”:
“Unia określa i prowadzi wspólne polityki i działania oraz dąży do zapewnienia wysokiego stopnia współpracy we wszelkich dziedzinach stosunków międzynarodowych, w celu: (…)
- zachęcania wszystkich krajów do integracji w ramach gospodarki światowej, między innymi drogą stopniowego znoszenia ograniczeń w handlu międzynarodowym;
- wspierania systemu międzynarodowego opartego na silniejszej współpracy wielostronnej i na dobrych rządach na poziomie światowym”
Jak już napisałam, zaprezentowany materiał to tylko garstka najbardziej interesujących fragmentów Traktatu Lizbońskiego. Jeżeli ktoś ma ochotę zapoznać się z pełnym tekstem tego dokumentu, może go bezpłatnie ściągnąć ze strony:
http://bookshop.europa.eu/is-bin/INTERSHOP.enfinity/WFS/EU-Bookshop-Site/pl_PL/-/EUR/ViewPublication-Start?PublicationKey=FXAC07306
Na koniec warto przytoczyć cytat z książki “Konstytucyjny system władz publicznych” napisanej pod redakcją Pawła Chmielnickiego (wyd. LexisNexis, Warszawa 2010): “Z chwilą akcesji do UE państwo członkowskie traci ok. 60% kompetencji ustawodawczych, a w materii prawa gospodarczego - nawet ok. 80%”. Słowa te pokazują, w jak wielkim stopniu Unia Europejska ogranicza suwerenność naszej Ojczyzny - kraju słynącego niegdyś z patriotyzmu.
Dlaczego dzisiaj, w XXI wieku, zgadzamy się na takie uciemiężenie? Przecież mieliśmy być Winkelriedem Narodów! Wygląda na to, że medialna, euroentuzjastyczna propaganda skutecznie uśpiła naszą czujność i zataiła przed nami ciemną stronę UE. Jestem studentką dziennikarstwa, więc wiem z wykładów i pomocy naukowych, jak wielka jest siła mediów i jakie bzdury można ludziom wmówić za pomocą środków masowego przekazu.
Istnieje taki film fabularny, “Fakty i Akty”, który pokazuje, że telewizja może wcisnąć obywatelom nawet największe kłamstwo. TV w tym filmie spreparowała materiały dotyczące rzekomej wojny w Albanii. Natomiast w realnym świecie - tutaj, w Polsce - telewizja rozpowszechniła fałszywy, utopijny obraz Unii Europejskiej. To przykre, że daliśmy się zwariować, ale możemy jeszcze zawrócić ze złej drogi i pójść do rozum do głowy. Jeśli porzucimy wykreowane przez media zabobony, ujrzymy prawdziwe oblicze UE, które ma się nijak do sielankowego obrazu z TV i popularnych gazet.
Natalia Julia Nowak,
8-9 maja 2011 roku
O polskim prawie można mówić naprawdę dużo. Jako spuścizna PRL wiele przekonań do dziś gości w umysłach władzy wykonawczej. Między innymi w Konstytucji RP nie ma żadnej informacji na temat tego, że występuje podział na prawo cywilne i karne. W Ustawie Zasadniczej, której zapisów się nie tłumaczy a stosuje tak jak napisano, każdy ma prawo do sądu na jednakowych zasadach.