Biorąc pod uwagę podział w musicalach na te, w których śpiew i taniec są przerwą w akcji i na te, w których wkomponowują się w treść i przesuwają akcję dalej, na pewno zaliczymy ten film do drugiego gatunku (przykładem jest choćby scena El Tango de Roxan, gdzie Książę widzi reakcję Satin na Christiana, co owocuje chęcią gwałtu).
Ale poza momentami tanecznymi mamy też wiele z burleski. Poczynając od Harrego Fidlera w samych pantalonach (podczas show w Moulin Rouge), przez gonienie żaby przez Księcia, po ataki narkolepsji Argentyńczyka. Obok gagów pojawiają się: komizm postaci: narkolepsyjny Argentyńczyk, karzeł Tuluse (wzorowany na słynnym malarzu), Zielona Wróżka etc. i komizm miejsca: gigantyczny słoń.
Luhrmann stworzył ten cały komizm ad hoc spotęgowania rozrywkowego sensu, który jest przypisany musicalowi. Aby jednak nie zamykać się tylko w zabawie, dodano trochę elementów melodramatycznych (kiedy Satine dowiaduje się, że umiera i nie może uciec z Christianem, wręcz przeciwnie, powinna mu wmówić, że go nie kocha, aby go ratować). Autor pozwolił sobie też na komizm łączony z odrobiną fantasy czy bajki (kiedy wyrzucony przez okno pistolet uderza w czubek wierzy Eiffela czy kiedy księżyc zaczyna śpiewać).
Tematycznie musical ma całe spektrum możliwości, ale chyba najczęściej sięga do wątku miłości. Tak jest i tym razem. Adolescencja Christiana obfitowała w zakazy i przykazania ojca, teraz kiedy wreszcie uwolnił się jako młody mężczyzna zaczyna używać życia. Trafia z Londynu do Paryża, gdzie panuje duch bohemy. W takim otoczeniu zakochuje się w kurtyzanie. Ale ona przeznaczona jest innemu. Typowy wątek oparty częściowo na sztuce „Romeo i Julia” Shakespeare’a, a częściowo na „Damie kameliowej” Dumasa.
Rekwizyty użyte w filmie wpasowują się zarówno w konwencję, jak i w czas akcji. Głównym zadaniem rekwizytów w musicalu jest nie przeszkadzać podczas tańca, ewentualnie pomagać (np. laseczki, krzesła itd.). Tak jest i tutaj. Dla przykładu w scenie w pokoju w słoniu, kiedy „trupa” przedstawia Księciu treść sztuki, pojawia się fortepian, niby-kurtyna, krzesła, rekwizyty związane z kulturą Indii - odzwierciedleniem tego jest muzyka stylizowana na wschodnią. Fabuła toczy się swoim torem. W trakcie pojawiają się bardziej lub mniej naturalnie wplecione muzyczne węzły. W początkowej scenie próby w mieszkaniu śpiewana piosenka brzmi całkiem naturalnie. Samotna Satine też śpiewa i to nie razi. Ale spotkanie kochanków na słoniu i to, że ich dialog to śpiew może się wydawać troszkę mniej normalne. Wiele razy pojawia się motyw teatru, gdzie śpiew jest całkiem zrozumiały, są też chwile kiedy bohaterowie śpiewem zajmują innych bohaterów („Like a virgin” u Księcia czy „El Tango de Roxan”, by zająć Christiana).
Wracając do wcześniej wspomnianej synestezji, trzeba jasno powiedzieć, że Luhrmann ma prawdziwy dar do wciągania widza i do tego, by pozwolić mu czuć całym sobą, jakby się tam było. Oddziałuje na widza nie tylko grą, rekwizytami i scenerią, ale i dźwiękiem, kolorami, niedopowiedzeniami. To też jest ważny element zarówno modernistycznej twórczości, gdzie widz oczekuje wciąż więcej i więcej, ale i element musicalu i rozrywki jaką daje.
W rolach głównych wystąpili znani aktorzy, ale nigdy nie związani z muzyką. Nicole Kidman jako Satine, znana była z ról seksownych inteligentek („Oczy szeroko zamknięte” czy „Za wszelką cenę”) lub ról całkiem oszpecających ją, ale wartościowych z punktu widzenia sztuki („Inni” czy „Godziny”). Okazało się, że śpiewa wyśmienicie, dlatego dość szybko otrzymała propozycję od Robbiego Williamsa, aby nagrała z nim utwór „Something Stupid”. Ewan McGregor, Christian, również nie miał kontaktu z tańcem i śpiewem, ale i jego debiut okazał się tak doskonały, że później zagrał w kolejnym musicalu: „Do diabła z miłością”.
Musical jest gatunkiem, który przygotowuje nas na zabawę okraszaną tańcem i śpiewaniem. Na to byłam nastawiona przed oglądaniem i to też otrzymałam. Ale Luhrmann przygotował film, w którym rozrywką jest nie tylko treść, dialogi i muzyka. Tutaj też bardzo bawi widza połączenie ikon i symboli popkultury. Miksowanie piosenek Marilyn Monroe i Madonny, cytaty z innych filmów, remake starych hitów („The show must go on”). To wszystko tworzy kolejną płaszczyznę tego filmu i wierzchnią warstwę. Śliczne opakowanie.
I tak doszliśmy od gatunku, przez treść, rekwizyty, aktorów, muzykę, po synkretyzację. Wszystko razem tworzy śliczny prezent jaki daje Luhrmann widzowi. Ja go przyjęłam z radością. Bardzo mi się podobał i mam nadzieję na więcej.