Wokół żabich udek narosło tyle legend, że wizytując Francję warto samemu sprawdzić jak smakują. Często pytam moich uczniów na lekcjach francuskiego czy próbowali żabich udek. I tutaj generalnie maluje się na twarzach niesmak i dziwny grymas! Tak jakby Francuzi spożywali coś obrzydliwego!
Muszę wyprowadzić was z błędu. Oni nie ganiają po rowach i nie wcinają zielonych, obślizgłych żab! Żabie udka dla nich to rarytas i nie jadają ich codziennie. No i oczywiście odpowiednio przygotowane i podane smakują całkiem nieźle.
Kilka lat temu, będąc w Nicei sama zmierzyłam się z opowieściami o żabach. Wybrałam małą restaurację przy placu Massena, gdzie zamówiłam żabie udka („cuisses de grenouille”). Ich cena była wtedy całkiem przystępna. Podano mi je w akompaniamencie zielonej sałatki z pomidorami, cebulą i oliwkami, no i oczywiście nieśmiertelnej bagietki. Do udek podano jeszcze kawałek cytryny, jak do ryb. Same udka opieczone w panierce wyglądały jak nasze skrzydełka z kurczaka. Taki sam rozmiar i ilość mięsa. Sam ich smak i układ mięska przypomina raczej rybę. I wtedy zrozumiałam zasadność cytryny.
Zatem polecam – smak w sumie niezbyt wyrafinowany, ale warty spróbowania. No i można pochwalić się znajomym, że jadło się to zielone i skaczące! Bon appétit !
P.S. Znacznie gorzej bywa ze ślimakami, bo czasami podają je na talerzu i trzeba je sobie wydłubywać maleńkim widelczykiem ze skorupy. Problem jest taki, że czasami biedak nie chce wyjść. Można się zniechęcić i najeść ....wstydu!