Pod koniec II wojny światowej Stalin zaczął się przygotowywać do okupacji Polski. Na jego zlecenie 20 lipca 1944r. w Moskwie powstał tymczasowy organ władzy wykonawczej - PKWN, który miał za zadanie realizować politykę Stalina w Polsce. W jego skład wchodzili agenci NKWD i GRU, np. Bolesław Bierut. PKWN działał do końca 1944 roku i zdążył w tym czasie, 6 września 1944r., wydać tzw. „Dekret o Reformie Rolnej". Za utrudnianie jego realizacji przewidziano bardzo surowe kary, do kary śmierci włącznie.
Na podstawie Dekretu o Reformie Rolnej, bez żadnego odszkodowania, wypędzono z majątków wszystkich właścicieli wraz z rodzinami. Podobno niektórym oferowano jakieś lokum zastępcze, ale ja znam tylko takie przypadki, w których nie pozwolono zabrać nawet rzeczy osobistych. Mojemu dziadkowi i rodzinie pozwolono zabrać jedynie to, co mieli w danej chwili na sobie i w ręku. Zakazano im również osiedlania się w powiecie, w którym znajdował się majątek. W ten sposób 350 tysięcy osób pozbawiono dachu nad głową i podstaw bytu. W sumie zabrano 17 tysięcy majątków ziemskich, o średniej wielkości 260 ha.
Przyjrzyjmy się teraz aspektowi prawnemu tej historii. Dekret o Reformie Rolnej, który był złodziejskim prawem, ale jednak prawem obowiązującym w PRL, wyraźnie precyzował, na co muszą być przeznaczone ziemie zabrane właścicielom - miały być przekazane rodzinom chłopskim. Jednak z zagrabionych ziem tylko niecałe 25% rozparcelowano między 387 tysięcy rodzin chłopskich (średnio 3 ha na rodzinę). 3,8 miliona hektarów, a więc ponad 75% ziem odebranych na podstawie Dekretu o Reformie Rolnej, nie zostało rozdzielonych między chłopów. Tym samym nie został spełniony podstawowy warunek reformy rolnej. Jak widać, 75% odebranych ziem zostało najzwyczajniej w świecie ukradzione przez państwo, bez żadnych podstaw w ówcześnie obowiązującym prawie polskim.
Drugim aspektem w tej sprawie jest to, że przeprowadzenie reformy rolnej było bezzasadne z ekonomicznego punktu widzenia. Z punktu widzenia produkcji i kosztów nie trzeba nikomu tłumaczyć całkowitego braku opłacalności rozdrobnienia dużych gospodarstw na 3 hektarowe. Natomiast spory procent z nierozdzielonych terenów ulegał stopniowej, lecz nieuniknionej degradacji i dewastacji.
Wobec tego, że przyjęte rozwiązania nie respektowały ówczesnego prawa i rozmijały się całkowicie z rachunkiem ekonomicznym, można by się zastanowić, co przesądziło o ich realizacji? Czyż prawdziwym powodem przeprowadzenia „reformy" nie była chęć zniszczenia ziemiaństwa polskiego - jako największego wroga w podporządkowaniu Polski Stalinowi, oraz potrzeba podważenia podstawy porządku prawnego i społecznego - prawa własności?
W Polsce przed wojną istniało około 5 tysięcy pałaców i ponad 16 tysięcy dworów. Wiele z nich to perełki myśli budowlanej i architektonicznej, a wszystkie stanowiły bezcenny wkład Polski w kulturę i tradycję. Reforma rolna zabrała im właścicieli, co doprowadziło do niespotykanej w historii świata od czasów Wandali dewastacji.
W chwili obecnej tylko 160 dworów i 80 pałaców zachowało w mniejszym lub większym stopniu prawo do takiej nazwy. Jednak w żadnym z nich nie przywrócono stanu sprzed wojny. Przeważnie brakuje infrastruktury i w różnym stopniu parku.
Oznacza to, że z tych obiektów pałacowo-parkowych i dworskich, które przetrwały wojnę, czasy PRL przeżyło tylko kilka procent, a ostatnich kilkanaście lat tylko niewiele ponad 1%!
Polska jest jedynym krajem, z postkomunistycznego obozu (nie licząc Rosji, Białorusi i Ukrainy), który nie podważył stalinowskich dekretów i nie zwrócił zagrabionego mienia. W pozostałych krajach naszego regionu już dawno zostało to załatwione.
W Czechosłowacji problem uregulowano, gdy było jedno państwo 2 października 1990 r. Zastosowano metodę zwrotu zagrabionego mienia, a odszkodowanie wypłacano tylko tam, gdzie nie byłoby to możliwe.
W Niemczech ustawę przyjął jeszcze parlament NRD w czerwcu 1990 r. Zwrócono nawet własność skonfiskowaną w latach 30 po dojściu Hitlera do władzy, z uwzględnieniem amortyzacji majątku i odszkodowania do określonej w przepisach wysokości.
A w Polsce, co jeszcze bardziej zastanawiające, zdecydowana większość obiektów zabytkowych, które przeżyły czasy PRL, popadła w totalną ruinę w ostatnich latach.
Tylko 60 pałaców i dworów wróciło do przedwojennych właścicieli. Wcale nie oznacza to jednak, że sprawiedliwości dziejowej stało się zadość. Zostały sprzedane, a nie zwrócone. Dużo więcej zostało sprzedanych nowym właścicielom, bez respektowania prawa pierwokupu potomków przedwojennych właścicieli.
Polska jest również jedynym krajem w Unii Europejskiej, który nie podpisał „Konwencji o ochronie dziedzictwa architektonicznego Europy". Nic dziwnego, skoro w ostatnich latach tak wiele zabytków architektonicznych uległo unicestwieniu po stracie nawet tak złych zarządzających, jakimi były władze komunistyczne. Odszedł zły gospodarz, ale na jego miejsce nie ma żadnego. Ale władzom wydaje się, że oddanie ojcowizny prawowitym właścicielom jest zdecydowanie gorszym faktem medialnym, niż likwidacja zabytków architektury i kultury.
Przedstawiciele rządu podają, że nie ma możliwości zwrócenia roszczeń w naturze. Tam, gdzie ziemia została rozparcelowana, jest to rzeczywiście niemożliwe. Ale w bardzo wielu przypadkach jest to nieprawda. Znaczne tereny należą do Państwa i są cały czas rozprzedawane lub wydzierżawiane. Poza tym, ponad 2,5miliona hektarów ziemi wciąż znajduje się w rękach agencji państwowych, a ilość tej ziemi jest wystarczająca, by zaspokoić większość roszczeń. Podjęcie takiej decyzji to zysk dla praworządności i dla gospodarki , jako że większość tych ziem leży w tej chwili odłogiem, a ziemianie zawsze byli dobrymi gospodarzami.
Na podstawie podobnych dekretów zostało ograbione ponad 10% społeczeństwa. Dotyczy to przecież również właścicieli fabryk, kamienic, aptek, lasów, obligacji. Rząd stalinowski zabierał nawet małe warsztaty rzemieślnicze, przymusowo wcielając je do spółdzielni.
Część z byłych właścicieli została wymordowana, część wymarła po spędzeniu wielu lat w więzieniach, wiele z nich wyemigrowało. Zdaje się, że pozostawiając sprawę reprywatyzacji nie załatwioną, kolejne władz państwowe liczą na to, że w miarę upływu czasu szeregi byłych właścicieli... znacznie się przerzedzą.
A przecież na początku przemian ustrojowych w rękach państwa znajdowało się wielokrotnie więcej, niż potrzeba było na pokrycie roszczeń. Większość z tego majątku uległa zniszczeniu, część sprzedano za bezcen zamiast zwrócić właścicielom, by dzięki właściwemu zarządzaniu mogła przynosić korzyść całemu społeczeństwu.
Po przystąpieniu do Unii Europejskiej, gdy ceny ziemi i nieruchomości poszybowały w górę, reprywatyzacja okaże się dla Polski znacznie droższa. Zwłaszcza, że przypadki reprywatyzacyjne trafiają masowo do Strasburga, a Polska przegrywa je wszystkie po kolei, płacąc dodatkowo - z kieszeni nas wszystkich- niebotyczne koszty sądowe.
Reprywatyzację trzeba przeprowadzić! Im wcześniej tym lepiej!
Oprócz tego może powstać wiele dodatkowych spraw, związanych z pozwami zbiorowymi.
Piotr Waydel, Maciej Rydel
Polskie Towarzystwo Ziemiańskie
Zarząd Główny