Pamiętam swoją pierwszą wizytę na wystawie World Press Photo. W 2002 roku pierwszym zdjęciem, które przykuło moją uwagę było to, prezentujące płonące wieżowce nowojorskiego World Trade Center i wyskakujących z ich okien ludzi. Stałam przed tym zdjęciem dość długo. Potem wędrówka pośród fotografii była coraz smutniejsza, coraz tragiczniejsza. Ale też coraz bardziej wciągająca. Wydaje się, że tradycją tego konkursu jest uwiecznianie ludzkiej tragedii i dramatu. Ofiary głodu, terroru, wojen i klęsk żywiołowych; obrazy militarnych zniszczeń i katastrof naturalnych, zgliszczy i gruzów. Wszystko to co roku oglądamy na tej wystawie. Zmieniają się kontynenty, kraje, narodowość portretowanych osób, pozostaje zawsze nieszczęście i tragedia. I myśl brzęcząca jak uparta pszczoła, że oto w większości przypadków, ludzie ludziom zgotowali ten los.
Rok 2009 (czy też 2008, bo z tegoż roku pochodzą fotografie biorące udział w konkursie) nie jest niestety pod tym względem wyjątkowy. Wielkie światowe wydarzenia zostały dokładnie obfotografowane i uwiecznione, prywatne i społeczne dramaty, ludzka niedola – wyzierają jak zwykle z tych fotografii. I piękno. Piękno chwili, pomimo całej tragedii, wypływa z tych obrazów nieustannie. A z nas wypływa podziw dla artysty. I podziw dla jego modeli. I myśl, że na całe szczęście to nie moja siostra leży pod gruzami domu zawalonego w wyniku trzęsienia ziemi w Syczuanie, czy też, że to nie mój sąsiad rozpaczliwie ściska ciało zabitego brata, jednej z wielu ofiar zeszłorocznego zbrojnego konfliktu w Południowej Osetii.
Wystawa zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo zawsze kojarzyła mi się z kalejdoskopem, barwnym korowodem szaleństwa ludzkiego, nieszczęścia, którym życie człowieka bywa naznaczone w bardzo dużym stopniu. Lustrem, w którym odbija się prawda, chociaż każdy z nas wolałby wierzyć, że to jakaś groteska i zafałszowana, przejaskrawiona (nie)rzeczywistość. W tym roku nie jest wcale lepiej. Symptomatycznym jest fakt, że zwycięskim zdjęciem nie jest wcale obraz wojennej tragedii ani klęski żywiołowej, chociaż i takich fotografii na tegorocznej wystawie nie brakuje. Oto detektyw Robert Kole wykonujący jak co dzień swoje obowiązki. Dopóki nie poznamy kontekstu zdjęcie może wydawać się nijakie, nudne, zwykłe. Kontekstem tym zaś jest kryzys finansowy w Stanach Zjednoczonych i fakt, że mnóstwo osób w jego wyniku straciło dach nad głową. Detektyw wykonuje więc swoje obowiązki poprzez sprawdzenie, czy w opuszczonych przez dłużników domach nikt nie został, żadna osoba uzbrojona i zrozpaczona na tyle, aby swej broni użyć.
Następnie mamy przed sobą po kolei: wojnę w Osetii, akcję terrorystyczną w Indiach, lokalny konflikt w Kenii, nieco śmieszny ze względu na tradycyjne łuki, jakich w tej wojnie używano, dopóki nie ujrzymy zdjęcia przerażonego, krzyczącego siedmiolatka, który nie chce wpuścić do swego domu policjantów; tragiczne skutki trzęsienia ziemi w Chinach oraz cyklonu w Birmie, portrety brazylijskich bezdomnych, honduraskich transseksualistów, afrykańskich albinosów, także ludzi na pierwszy rzut oka zwykłych (jak amerykańska rodzina wielodzietna), a przecież też mających coś do powiedzenia i pokazania światu; slumsy we włoskiej Messynie, Wall Street w dniu giełdowej katastrofy, olimpijskich sportowców i wiele jeszcze innych poruszających, zadziwiających i ciekawych zdjęć, portretów i pejzaży. Emocje to coś, czego tej wystawie nigdy nie brakowało. Obok tych fotografii nie można przejść obojętnie, nigdy nie można było, i dopóki ludzie będą ludźmi – nigdy nie można będzie. Zawsze znajdzie się jakaś tragedia do sfotografowania, jakieś zgliszcze, jakaś ruina. I piękno. Wystawa World Press Photo urzekła mnie. Jak co roku.
PS. Z roku na rok w konkursie nagradzanych jest coraz więcej polskich artystów. Tym razem, oprócz tradycyjnego już polskiego laureata w kategorii Prezentacje sportu, Tomasza Gudzowatego, w gronie zwycięzców znaleźli się: Wojciech Grzędziński, Justyna Mielnikiewicz (na stałe mieszkająca w Gruzji, stąd w jej obiektywie nie mogło zabraknąć ofiar zeszłorocznego konfliktu zbrojnego), Kacper Kowalski (dość ciekawy pomysł fotoreportażu ilustrującego zapełnianie się w letnim dniu plaży we Władysławowie) i Tomasz Wiech.