Były sobie trzy damy. Ten sam rocznik, ta sama klasa o profilu lingwistycznym, ciekawość świata i lepszego życia. Ich losy zostały splecione na długo, być może na wieki.
Na początku było podobnie, jak gdy dwoje ludzi się w sobie zakochuje. Wspólne poczucie humoru – w końcu ktoś rozumiał ich niesmaczne i absurdalne żarty, zauważał te same cechy. Lubiły podobną muzykę, choć ich gusta nie były wtedy szczególnie wysublimowane. Lubiły też wspólnie palić papierosy, pić niewyszukany alkohol i rozmawiać do bielutkiego rana. Wszystkie były entuzjastkami wiedzy, ale jej definicja i sposób pojmowania był dla nich różny. Pani, nazwijmy ją X, zdobywała wiedzę w sposób empiryczny np. poprzez rozmowę, próbę zrozumienia doświadczeń innego człowieka. Druga zaś, Pani Y, traktowała wiedzę bardziej przedmiotowo. Była oto książka wraz ze swoją zawartością, której przyswojenie może pomóc w życiu.
Stopniowo coś się zaczęło zmieniać. One się zmieniały, być może było to dojrzewanie. Pani X zaczęła coraz intensywniej dążyć w stronę dla niej bardzo ważną – w kierunku muzyki. Kiedy była małą dziewczynką ciągle śpiewała w domu. Jak sama to określała - „darła gębę tak głośno, że słyszeli ją wszyscy sąsiedzi”. Kochała śpiew. Możliwe, że gdy się tak „darła” wyrzucała z siebie jakiś ból. Każdy ma na to jakiś sposób. Jakoś tak się sprawy poskładały, że znalazł się licealny zespół, zaczęły się małe koncerty. Pani X uwierzyła w siebie bardziej, ale nie stała się narcystyczna. Twierdziła jednak, że znalazła powołanie, wyglądała na szczęśliwą. Odważniej dyskutowała o muzyce, o tym, co ją zachwyca. Pani X miała naturę marzycielki i ta natura wzięła górę. Matce nie można się sprzeciwiać.
Pani Y dla odmiany stawała się coraz bardziej pragmatyczna. Na początku wydawało się, że zaszła w niej zmiana, potem okazało się, że pragmatyczna była zawsze, tyle że bardzo to w sobie tłumiła. Przyczyny ukrywania własnych cech pozostają nierozstrzygnięte. Ale jak to z takimi właśnie cechami bywa, one lubią po czasie wypływać na powierzchnię. Pani Y nie ukrywała już, że prestiżowa, dobrze płatna praca jest dla niej bardzo ważna. Nie ukrywała, że nie chce zostać fryzjerką ani nauczycielką. Zamarzyło się jej prawo. W miarę zbliżania się egzaminu dojrzałości powaga i determinacja Pani Y się wzmacniały. Przyjaciółki patrzyły na nią najpierw ze zdziwieniem, a potem z podziwem. Upór, jakim się cechowała Pani Y był godny podziwu.
Nastała matura i egzaminy na studia. Pani Y zdała je śpiewająco i dostała się na prawo, a śpiewająca Pani X dostała się na inne studia i nadal żyła muzyką. Priorytety dla X – miłość, przyjaźń, muzyka, nauka, spontaniczność i tym podobne. Pani Y - nauka, praca, sukces, odpowiedzialność, dorosłość itd.
Choć te dwa zestawienia są różne to jednak podstawa była ta sama – zaangażowanie i pewność, co do tego, co chcą robić.
Ale była też trzecia dama - nazwijmy ją panią Ś, bo zawsze stała w środku. Kiedy patrzyła na swoje przyjaciółki czasami ogarniał ją lęk. Nie była na tyle praktyczna, by wspinać się po szczeblach kariery zawodowej, ani na tyle wrażliwa, by jak Pani X kreować, tworzyć, być artystką. Czuła się czymś nieznośnie pomiędzy. Złoty środek - zardzewiały środek, tak o sobie myślała i było jej źle. Nie wiedziała, co ma robić. Chciała teraz i tutaj wiedzieć, jaką ma być, chciała żeby ktoś jej to powiedział - ktoś mądry, chciała to przeczytać w książce, albo usłyszeć z ekranu. Nie dostawała odpowiedzi. Była na siebie wściekła, wściekła na innych. Postanowiła jednak się nie poddawać i ruszyć na, być może, najdłuższe poszukiwania w życiu. Wyruszyła poszukiwać siebie. Tym razem jednak postanowiła być dla siebie łagodniejsza i bardziej wyrozumiała. Może niczego nie znajdę. To nic – pomyślała - wyruszam w podróż.
Autor: Anna K.