Dlaczego myśląc o ikonach muzyki przychodzą mi do głowy jedynie nazwiska osób, które są już w słusznym wieku albo tych, których możemy już jedynie wspominać? Nie ma już drugiego Presleya czy 2Paca i raczej żadna panna nie szykuje się na miejsce Madonny. Czy młodzi wykonawcy nie posiadają boskiej iskry czy po prostu potrzeba lat i doświadczenia, aby stać się bożyszczem publiczności? Po części jest to zasługa (bądźże też wina - jak kto woli) wszechobecnych mediów. To głównie one są motorem windującym lub spychającym w zapomnienie wykonawców.
Kiedy MTV zaczynało swoją działalność w 1981 roku, posiadała licencję na jedynie 180 teledysków. Dziś ich suma oscyluje w tysiącach. Raczej trudno być na bieżąco w takim natłoku gatunków i stylów muzycznych i jesteśmy zdani na otaczającą nas z każdej strony kulturę masową kreowaną przez stacje radiowe i telewizyjne. Trzeba bardziej się naszukać, aby wśród artystów śpiewających do kotleta odnaleźć prawdziwą perełkę. Jednakże tym większa satysfakcja, gdy poszukiwania okażą się owocne. Wtedy można zamknąć oczy, wczuć się w rytm i powoli zatopić się w brzmieniu, pozwalając, aby melodia pieściła nasze uszy. I nie ważne ile lat ma wykonawca, jaki to gatunek muzyczny i czy słuchają tego wszyscy czy tylko garstka. Istotne jest to, co czujemy i czy dzięki tej muzyce robi się nam lepiej, chociaż na chwilę.
Artyści przychodzą i odchodzą, robią zawrotną karierę lub znikają po wydaniu jednego albumu. Ich życie owiane jest skandalami, wydają lepsze i gorsze płyty. I mimo że wielu z nich nie ma już wśród nas, zostawili po sobie muzykę, mając nadzieje, że tak długo jak ona żyje, oni będą też żyć.
Autor: Megane