Wracając do rozmowy jak stwierdziła "odkryła swoje prawa". Do czasu ich odkrycia, jej samopoczucie w domu nie było najlepsze... źle się czuła przebywając z przyjaciółmi... nawet źle się czuła gdy nie wiedziała nic na omawiany przez innych temat.
Jak to powiedziała, wszyscy domownicy dookoła niej mieli prawo, zapewnili sobie "swoje terytorium prawne". Jeden miał prawo do oglądania telewizji czy tez słuchania głóśno muzyki, drugi miał prawo do leżenia z powodu bolącej głowy, trzeci miał prawo do "olewania" spraw domowych - nie pomagania w kuchni bo miał dwie lewe ręce, czwarty miał prawo wychodzić nie mówiąc gdzie idzie i kiedy wróci.
A ona co miała? Gdzie jej prawa?
A ona nie posiadała żadnego prawa! Nie umiała, o swoje zawalczyć. Nie miała prawa zarządzać swoim czasem na tej ziemi... Nie miała prawa zarządzać swoimi emocjami, odczuciami... Na tyle "Szanowała innych dookoła" siebie, że zatraciła własne prawa do tego stopnia, że nawet źle się czuła, gdy inni dyskutowali o polityce, a ona nic na ten temat nie wiedziała. Jak to można nic nie wiedziec o polityce - mówili jak jej się wydawało z pogardą... Nie umiała nawet powiedzieć, ze ją to kompletnie nie interesuje, nie wiedziała, że ma do tego prawo. Wpędzała się w poczucie winy nawet z powodu takich drobnostek, jak właśnie rozmowa innych na bzdurny ;) temat...
Nie wiedziała tego, że ma prawo się na czymś nie znać. I jakby tego było mało, z tym że się na czymś nie znała czuła się gorsza od reszty. Jej poczucie winy sięgało zenitu.
W dużej mierze było to efektem nabytych doświadczeń... zwykle gdy coś chciała zrobić po swojemu napotykała na sprzeciw, co wiązało się z przykrymi emocjami. Stąd w pewnym momencie przestała nawet prosić o swoje i jednocześnie źle się czuła, gdy nie umiała uszanować praw innych domowników. Zrozumiała, że tak jest i już. Nie umiała wygrać, bardziej obchodziły ja uczucia ludzi dookoła niż jej samej...
Na szczęście, pewnego dnia zrozumiała swoje prawa. O które bała się dotychczas nawet prosić... Zrozumiała też, że nie musi o nie prosić, może po prostu zachowywać się po swojemu i wcale nie musi się z tym gorzej czuć. Zrozumiała że sama jest odpowidzialna za swoje emocje.
- Mam prawo do posiadania swojego miejsca w domu.
- Mam prawo interesować się tym i tamtym.
- Mam prawo spotykać się z takimi a takimi osobami.
- Mam prawo mówić jak się czuję. Mam prawo mówić o swoich emocjach.
- Mam prawo odmawiać, jak nie mam na coś ochoty.
- Mam prawo nie uczestniczyć w rozmowie gdy nie mam ochoty.
Niestety jak mówi, jej prawa nadal spotykają się ze sprzeciwem domowników, ale jak twierdzi: "Gdy tylko pojawiają się we mnie jakieś emocje, myśli - że może jednak nie powinnam, powtarzam sobie: mam przecież do tego prawo! Niech się ze mnie śmieją, niech się sprzeciwiają: Ja mam do tego prawo"
Jak mówi.. jeszcze czasem wraca jej "nawrót choroby", jednak z biegiem czasu coraz skuteczniej odpiera manipulacje innych...
Dla siebie z tej rozmowy wyciągnałem jedną ważną rzecz: Mam prawo być sobą!