Jako, że a) jestem “rasowym” Polakiem i we wszystkim widzę podstęp b) wychowałem się z przekonaniem, że łatwych pieniędzy nie ma, tego typu stwierdzenia nie wzbudzają u mnie jakiejś euforii. Jednak mimo wszystko, skoro wszyscy o tym mówią, postanowiłem to “sprawdzić”.
Zacząłem od nauki :) Najpierw “Jak zostać milionerem” Tomasza Perkowskiego - tytuł mocno przesadzony, ale autor sam się tłumaczy, że to “chwyt marketingowy”… później “Jak zarobić na funduszach. Praktyczny przewodnik dla inwestujących” Wojciecha Tukana i Michała Poła. Jakąś podstawową wiedzę na temat funduszy już posiadałem… a te książki pomogły mi ją ugruntować i dowiedzieć się jak fundusze wyglądają widziane oczami ekspertów (przyznam, że nie wyglądają dość korzystnie). Jednak nie poprzestając na tym, zacząłem czytać wszystko i wszędzie… no ok, nie wszędzie, tylko w internecie. Tu do najbardziej bliskich mojej opinii przytoczyć mogę post Zaprogramowane lemingi, Arkadiusza z ABC Inwestowania, który opisuje wszystkie moje “anty” wobec funduszy.
Poszukując więcej informacji przydarzyło mi się umówić na spotkanie z dwoma przedstawicielami firm które takowe produkty sprzedają. Pierwszy był pan z firmy Novision, który przeprowadził piękną prezentację przedstawiając filozofię Bogatego Ojca… z drobną jednak zmianą… zamiast o nieruchomościach mówił o inwestowaniu w fundusze (czego, jeśli dobrze pamiętam Kiyosaki zwolennikiem nie był - w książkach oczywiście, bo w rzeczywistości to nie wiemy jak do końca to wyglądało). Jednak okazało się, że celem całej prezentacji nie było sprzedawanie funduszy, tylko wciągnięcie w drzewko, piramidkę czy MLM (nie wiem nie znam się) poprzez zaproszenie do udziału w 2 dniowym “szkoleniu”. Celem mojego wpisu nie jest ocenianie tej firmy - powiem tylko, że ja z ich usług nie skorzystałem. Szukając dalej spotkałem się z przedstawicielem firmy Skandia. To spotkanie było bardzo bogate w szczegóły… i poparte dużą wiedzą o funduszach. Jednak kiedy doszliśmy do warunków prowadzenia rachunku… zwłaszcza opłat manipulacyjnych, opłat za zarządzanie, prowizji od wpłat itd. moje, wygenerowane pod wpływem wcześniej wspomnianych książek, opinie na temat funduszy inwestycyjnych powróciły. Zwłaszcza, gdy mój rozmówca nie potrafił wytłumaczyć mi co zyskuję płacąc w sumie około 5-6% zgromadzonego kapitału rocznie w porównaniu do np. Supermarketu Funduszy w mBanku w którym oprócz opłat za zarządzanie nie płacę nic. Korzystanie z płatnego pośrednika zostało przeze mnie całkowicie odrzucone. Nie potrafiłem znaleźć żadnego argumentu przemawiającego za tym, by rok w rok inwestowanie zaczynać ze stratą, rzędu 5-6% zainwestowanego kapitału. Szczerze, to nie potrafię tego do dzisiaj zrozumieć, dlaczego te prowizje nie są liczone od zysków… i są naliczane nawet w momencie kiedy fundusz(e) traci(ą)!
W międzyczasie założyłem dostęp do Supermarketu Funduszy w mBanku i przygotowując się do systematycznego inwestowania poszukiwałem funduszy z którymi warto się związać na dłużej. Analizując jednak dane na money.pl, ciężko było mi znaleźć fundusze które osiągnęłyby stopę zwrotu z ostatnich 3 lat wyższą niż 30% (czyli średnio 10% na rok inwestycji). Wiem, że nie powinienem dokonywać swoich wyborów na podstawie danych historycznych… ale jeśli nie na ich podstawie to na jakiej? Przecież właśnie dane historyczne dostarczają mi informacji o pracownikach danego funduszu i ich osiągnięciach w porównaniu do wybranych benchmarków. Nie jestem, i nie zamierzam być, specjalistą zarabiającym na wahaniach cen jednostek uczestnictwa… nie uważam się za mądrzejszego niż cała reszta świata inwestycyjnego, dlatego fundusze postrzegam tylko i wyłącznie w kategoriach długoterminowego inwestowania, a raczej postrzegałem.
Z funduszy rezygnuję… może nie na zawsze, ale na pewno na długo. Dlaczego?
1. zgodnie z radami większości książek i wielu blogów o finansach osobistych najpierw planuję zbudować “budżet bezpieczeństwa” równy 6cio miesięcznym średnim wydatkom, a ten z założenia musi być “płynny” (konto oszczędzające, krótkoterminowe lokaty).
2. 10% “płacone sobie pierwszemu” inwestuję tylko i wyłącznie w bezpieczne instrumenty, i nie mówię tu o funduszach rynku pieniężnego czy obligacji, ale o wysoko oprocentowanych lokatach (10% w Banku Pocztowym, czy 9.5% w Polbanku) - odnosząc tym samym zyski wyższe niż w przypadku zakupu jednostek większości funduszy, a co więcej zyski, których ryzyko utraty jest bardzo znikome!
3. inwestowanie to nie ma być hazard… a właśnie jako hazard można postrzegać inwestowanie w fundusze… “W tym roku się nie udało… może w przyszłym się uda.” Grając jakiś czas temu w zakładach bukmacherskich nauczyłem się, że gra by odzyskać straty to bardzo nieudany pomysł.
4. inwestując długoterminowo w fundusze, nikt nie zagwarantuje, że za te 15… 20… czy nawet 30 lat, kiedy będę chciał umorzyć jednostki funduszy, to akurat nie będziemy tkwili w kilku(nasto)letniej bessie… mam wtedy wcisnąć ‘PAUSE’ w życiu i przeczekać? :)
5. wolę się skoncentrować na zarabianiu “pracą“… i oprócz głównego źródła dochodów, jakim w moim przypadku jest praca na etacie, myślę tu o dochodzie alternatywnym i pasywnym. Najpierw ten pierwszy, później ten drugi.
6. przeglądając długoterminowe wyniki funduszy inwestycyjnych, zwrot z inwestycji wcale nie wychodzi wyższy niż w przypadku inwestowania w lokaty (od kiedy skończył się czas lokat 4-5%), a już na pewno nie jest współmierny z podejmowanym ryzykiem.
Na zakończenie moje postanowienie (nie ma ono nic wspólnego z postanowieniami noworocznymi): jeżeli kiedyś będę czuł chęć zainwestowania namiaru gotówki w fundusze… to
a) będą to kwoty nie większe niż mój miesięczny przychód
b) będą to fundusze albo ściśle związane z WIG20… albo zupełnie nie związane z giełdą (np. f. nieruchomości, bądź a’la hedge - chociaż przy tych ostatnich ryzyko jest ogromne, to ze względu na zyski miło by było posiadać jednostki np. Superfund C).